- Krzysztof Deja
- Polecane
Krzysztof Deja - Południowoaustralijska jesień
Jesień z powojem
wiją się leniwie,
nie pójdziemy już
popływać w oceanie.
Jesień z powojem
wiją się leniwie,
nie pójdziemy już
popływać w oceanie.
Ten esej by nie powstał, gdyby nie historia dogmatyki religii chrześcijańskiej, a w szczególności Kościoła katolickiego, gdzie pierwsze skrzypce gra niestety wciąż Augustyn.
W latach 60. XX w. ukształtował się nowy nurt anarchizmu zwany ekologicznym, ekoanarchizmem, zielonym i protoplastów właśnie tego odłamu anarchizmu dotyczy praca TOMASZA SIKORSKIEGO Prekursorzy zielonego anarchizmu La Belle Époque1.
Bez lęku wysokości tak brzmi tytuł najnowszej, czwartej autorskiej książki poetyckiej Aliny Rzepeckiej. Już czwarty, choć moim zdaniem dopiero. Myślę tu o randze jej poezji, która sugerowałaby nieco większy dorobek. Ale przecież nie ilość…
Wśród plejady pisarzy można spotkać takich, których talent objawia się wyłącznie w nadawaniu swoim powieściom ciekawych tytułów i takich, których tytuły są tak marne, że nawet, pomimo bogatej zawartości, nikt nie sięgnie po nie z własnej woli.
Zastanawiałam się, czy podjąć ten temat. Wydaje się taki oklepany, już wszystko zostało niby powiedziane, że ludzie wiedzą jak to wygląda, że mnie to nie dotyczy, że oni tacy nie są, to zdanie tylko tych, co zazdroszczą lub sobie nie radzą. A jednak stało się to dla mnie prowokacją. Zdaję sobie sprawę, że moje pisanie nie uleczy to sytuacji, że jest to walka z wiatrakami, ale mimo to trzeba głośno mówić jak jest, a nie zamiatać pod dywanik i to często z Ikei. Nie wyciągnie ich to z masowej głupoty, ciemnoty, uprzedzeń, kompleksów, pijaństwa, służalczości, poddaństwa, uległości, obłudy... uffff.
Przed świętem pracy, parter sali widowiskowej Domu Kultury wyszorowano na błysk. Balkony jeszcze w cieniu czekają na swoją kolej.
Nazywam się Waldemar Nowak i jestem świeżo upieczonym absolwentem filologii polskiej, a na tę chwilę, na początku wyboistej drogi robienia doktoratu. Jeszcze jedno, mam gorącą prośbę, abyście zwracali się do mnie panie magistrze, a nie panie profesorze, jak jest powszechnie przyjęte, zgoda? To ja tyle o sobie, teraz chciałbym was poznać z imienia i nazwiska.
Otworzył dziennik lekcyjny. Iksiński, Igrek.
Rozalia Nowak, artystka plastyk, poetka. Oczywiście, że nawet w XXI wieku jest sens wydawać almanachy, antologie poetów czy prozaików.
Mrożek. Biografia to nowa (wydana w 2023 roku) książka biograficzna, której autorką jest Anna Nasiłowska – profesor literatury, pisarka, poetka, biografka. Pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN, jest prezeską Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, autorką biografii Simone de Beauvoir i Jean-Paul Sartre’a, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Ryochu i Yoshido Umeda. Napisała też „Historię literatury polskiej”.
Niewiele jest pism literackich, które doczekały się tylu edycji. Większość pojawia się na rynku wydawniczym niczym efemeryda, ukazuje się przez krótki czas i znika.
Gatunkowa literatura popularna przeżywa od bardzo długiego czasu swój rozkwit, a właściwie – pomimo wielu światowych zawieruszeń – trwa w swojej złotej erze – i robi to w swoim egalitaryzmie wbrew gustowi wszelkiej maści krytyków, badaczy literatury i uczelnianych profesorów. Ten trend – pozytywny bądź nie – w literaturze – czyli książka jako coś bezrefleksyjnego do skonsumowania – jest już nieodwracalny. Jednak zadać sobie trzeba tylko pytanie, czy to świeży trend? Moim zdaniem nie. I na dobrą sprawę za zapoczątkowanie go obwiniać trzeba by było Johannesa Gutenberga. Wszak nikt nigdy nie zrobił więcej dla upowszechnienia literatury niż ten XV-wieczny rzemieślnik. Można zadać sobie pytanie, czy obecnie, bardziej niż kiedykolwiek, jesteśmy zalewani potokami literatury prostej, łatwej i przyjemnej? W mojej opinii to kwestia dyskusyjna. Jedno na pewno pozostaje niezmienne. Na końcu liczy się czytelnik. On, wybierając książkę, decyduje co tak naprawdę ma prawo bytu. I tu jest pole dla pisarzy, żeby pokazać, że „prawdziwe książki” nie umarły. No więc właśnie. Czy literatura piękna is not dead / jeszcze nie umarła?
Historia domaga się faktów, oczekują ich czytelnicy… chcemy wiedzieć jak najwięcej, więcej od naszych rodziców żyjących przed nami, a niemogących przebić się do archiwów, muzealnych magazynów, odkryć archeologów, pamiętników, listów…
„więc może lepiej wyjdź
mi z głowy”[i]
Zapisywanie karteczek impulsami myślowymi quasi „kwantowo” można uznać za poetycką formę tworzenia. Objawia się to nagłym olśnieniem wyobraźni, pobudzeniem i poszukiwaniem emocjonalnej drogi rozładowania napięcia. Oszałamiającą miłość do drugiej osoby przyrównuję do aktu tworzenia wiersza, okraszonego mianem poezji. A jeśli, matematycznie rzecz biorąc, równolegle wybuchają obie te namiętności naraz, „szaleństwa” nie jest już w stanie okiełznać nawet WIELKI NIKT.
Eroti, nowy tom poetycki Jolanty Baziak, to zbiór wierszy z przestrzeni wielu lat, poświęcony miłości duchowej i erotycznej, niepublikowanych dotąd w zbiorach wydanych. Uczucie, co podkreśla poetka, jawi się jako Osoba, misterium, a przestrzeń poezji otulona pozostaje wszechogarniającą miłością.
W 1953 r. decyzją Ministerstwa Oświaty zostało utworzone IV Liceum Ogólnokształcące w Bydgoszczy. Pierwsi absolwenci opuścili szkołę w 1958 r. Obecnie mija 70 – ta rocznica istnienia tego liceum w naszym mieście. A więc kolejny, okrągły jubileusz. Jako absolwent „Czwórki” z 1965 r. ze zrozumiałą ciekawością zapoznałem się z otrzymanym na gali jubileuszowej w Filharmonii Pomorskiej 15 czerwca 2024 r. specjalną publikacją pt. ”Czwórka łączy pokolenia. Jubileusz 70 – lecia IV Liceum Ogólnokształcącego im. Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy”.
Tekst Krystiana Kajewskiego co najmniej dziwny – pełny banałów i frazesów. Autor chciał błysnąć erudycją – i błysnął; tylko po co? Bo z tego „błyskania” nic nie wynika. Główna teza autora, że „wszyscy są samotni, i każdy jest samotny”, to banał i frazes, utarty jeszcze w XX wieku – zresztą nieprawdziwy. Autor „ślizga się” po temacie jak po lodowisku – zresztą dość nieudolnie – przywoływanie wielkich nazwisk nic tu nie pomaga. Tekst nadal jest powierzchowny.
Stefan Żeromski wraz z kolegami założył w warszawskim gimnazjum tajne towarzystwo literackie, którego ideą przewodnią był patriotyzm i pielęgnowanie mowy ojczystej.
„Każdy wyścig ma swoją historię. Stu zawodników ma sto różnych historii. Ja mogę opowiedzieć tylko tę moją” (s. 82) – czytamy w Wygrać z samym sobą. Autor Jan Chruśliński przywołał i tę swoją, i inne historie pionierów nie tylko szczecińskiego, kieleckiego czy buskiego kolarstwa po 1945 roku. Opisał mnożące się w powojennej Polsce kolarskie wyścigi na szosach i torach, sięgnął po dostępne archiwalia pieczołowicie gromadzone przez mistrzów jednośladów oraz trenerów. I stworzył zbeletryzowany dokument o niebagatelnej wartości historycznej i literackiej. Jan Chruśliński ma dar lekkiego opowiadania. Ze swobodą przechodzi z czasów teraźniejszych do wspomnień, a niektóre sięgają nawet i 78 lat wstecz. Czyli tak daleko, jak daleko sięga pamięć uczestników odtworzonych w książce wydarzeń kolarskich i epizodów, zobrazowanych z werwą i z tym spojrzeniem od środka. A gdzieś pomiędzy, w podskórnych nurtach, wyczuwalne jest coś ulotnego – nostalgia za minionym. Zakrada się niby mimowolnie, choć dobrze wiemy, że są to celowe pisarskie zabiegi.