Pobierz Akant 2025 nr 1
Pobierz Akant 2025 nr 1
Sobota 20 kwietnia – wyjazd
Jedziemy do naszej stałej bazy po polskiej stronie – do Bargłowa Kościelnego niedaleko Augustowa. Po drodze zwiedzamy Muzeum Przyrody w Drozdowie koło Łomży. Bardzo ciekawy to obiekt, godzien odwiedzenia. Mieści się ono w dawnym pałacu rodziny Lutosławskich otoczonym dużym parkiem. Muzeum zawiera szereg ekspozycji, które doskonale prezentują się we wnętrzach dworu. Sale są poświęcone:
Nie przekraczający miliona osób, łącznie z emigrantami [Ernest Hemingway: „W każdym porcie na całym świecie można natrafić na przynajmniej dwóch Estończyków”], naród estoński bardzo dba o swoją tożsamość i obecność w świadomości świata. Obecnie, jak zauważyliśmy w „Świecie Inflant” [2024, nr 7, s. 1], Estonia jest europejskim liderem w potępianiu rosyjskiej agresji na Ukrainę.
18 września 2024 r. zmarł Jarosław Janczewski, podczaszy w Bractwie Inflanckim. Urodził się w Bydgoszczy, gdzie mieszkał całe życie. Był barwną i lubianą postacią. Ukończył Wyższą Szkołę Inżynierską w Bydgoszczy. Pracował zawodowo w branży turystycznej. Organizator niezliczonych wypraw, wycieczek po Polsce i świecie. Jego głównymi zainteresowaniami było kolekcjonerstwo, numizmatyka, filatelistyka, medalierstwo i turystyka, połączona z krajoznawstwem. Od 2004 r. był członkiem międzynarodowego Bractwa Inflanckiego z siedzibą w Bydgoszczy, posiadał przydomek Lūsis, czyli Ryś. Od 2008 r. pełnił funkcję podczaszego.
Jaka bowiem perspektywa czeka ateistów po śmierci i za życia? Przyjmijmy dwie tezy: pierwszą, że Bóg nie istnieje i drugą, że Bóg istnieje. Tak na potrzeby tego artykułu, bo jestem niezwykle mocno przekonany, że Demiurg nie tylko istnieje, ale i pomaga nam w życiu. Jeżeli Bóg nie istnieje to życie dla ateisty jest niezwykle trudne, bo życie na tej Ziemi, co tu dużo mówić, jest niezwykle ulotne i krótkie.
Wszystkiemu winna zima 2007 roku. Długa, przenikliwa i nieprzyjemna.
Zaczęliśmy marzyć o ucieczce od następnej zimy i jej chłodów w ciepłe strony. Dumnie zapowiedzieliśmy rodzinie i przyjaciołom, że sobie zorganizujemy dłuższą nieobecność w 2008 roku, w którym przypadała nasza 50. rocznica ślubu.
1 listopada
O ludzkich myślach, uczuciach i zachowaniach w dniu Wszystkich Świętych i Dniu Zadusznym wszystko już powiedziano i napisano, namalowano, sfotografowano i nagrano, dopełniono przepełnioną aż do absurdu zlewnię komunikacji elektronicznej. Całe szczęście, że nie widzę jak się ona przelewa, całe szczęście, że w tym roku nie zmuszono mnie do kwestowania na starym cmentarzu na renowację starych grobów, bo jest to kolejna rytualna czynność bez praktycznego znaczenia. Jeśli ktoś wrzuci dziesięć złotych do potrząsanej niczym grzechotka puszki to kwestarz jest wniebowzięty, mimo że porządna renowacja starego grobu kosztuje prawie tysiąc. Robert Harris, autor powieści Konklawe na pytanie, dlaczego ludzie wciąż potrzebują religii, odpowiedział: „Ludzie potrzebują pewności, punktu oparcia, życia po śmierci, a przede wszystkim rytuału. A w rytuałach katolicy, przyznajmy, mają wiele do powiedzenia” („Gazeta Wyborcza” 2024, nr 251, s. 24).
XXX jubileuszowy Bydgoski Festiwal Operowy zainaugurowano arcydziełem opery komicznej i bel canta Gaetano Donizettiego „Don Pasquale” w reżyserii Pawła Szkotaka, który to tytuł już w 2019 roku zaprezentowała na BFO Łotewska Narodowa Opera i Balet z Rygi w reżyserii Giorgio Barberio Corsettiego. W sumie to już trzecia inscenizacja opery Donizettiego pokazana na festiwalowej scenie nad Brdą. Bo w roku 2009 też na otwarcie imprezy publiczność obejrzała rodzimą realizację „Napoju miłosnego” w reżyserii Krzysztofa Nazara.
Pejzaż z tatuażem, to najnowszy, piąty już z kolei, tom poezji Bogumiły Salmonowicz –pedagożki, wykładowczyni na uczelni wyższej, animatorki kultury i trenerki umiejętności społecznych. Książka została wydana w 2024 roku przez Fundację Duży Format a zrealizowano ją w ramach Stypendium Kulturalnego Miasta Elbląg. Autorka tym razem prezentuje wiersze pogrupowane w trzech odsłonach, zatytułowanych nieco przewrotnie Męski, Zeński i Unisex, chociaż oczywiście poruszane tematy nie przynależą do określonej płci i mogą wydarzyć się wszędzie i każdemu.
Trudno jest oczywiście wyrazić w tym lapidarnym, ograniczonym wymogami formalnymi tekście cały wielowymiarowy ogrom wątków, tematów, problemów, aporii, które Norbertt Skupniewicz ujawnił w swoich dwóch tomach poetyckich. Autor tugdzieś oraz szkunera z niesłychaną, demiurgiczną wręcz swobodą operuje słowem, śmiałą metaforą i zaprasza nas do swojego literackiego świata, który powołał do istnienia dzięki niewiarygodnej malarskiej wyobraźni zaadoptowanej na potrzeby pisarskich reguł. Z natury rzeczy moja interpretacja będzie subiektywna, czyli zdeterminowana przez filozoficzne, literackie kategorie pojęciowe, które starałem się narzucić na fascynujący swoją duchowa i intelektualną dzikością nurt poezji Skupniewicza. Co zatem wyczytałem w tugdzieś oraz szkunerze?
Boga nie można zobaczyć, to pewne. Mieli szczęście pierwsi chrześcijanie, że w ich przypadku sprawa wyglądała inaczej. Z pewnością nie zdawali sobie sprawy, że są świadkami wydarzenia historycznego i mogą Go oglądać takim, jakim On się przedstawił, czyli w postaci Jezusa z Nazaretu. By tak powiedzieć, mieli możliwość dotknąć sedna wiary. On był między nimi tak, jak my rozmawiamy z drugim człowiekiem. To z pewnością jest niesamowite, gdy patrzymy, kiedy ta możliwość nie jest nam dana. Możemy zazdrościć..., chociaż niepotrzebnie. To wszystko wtedy nie było tak pewne jak dziś... I ta niepewność jest tym, co rekompensuje nam tamte zdarzenia. Dziś i ponad dwadzieścia wieków już mamy pewność, że Jezus to Bóg. Wierzymy w to, czyli nie podlega to żadnej dyskusji. Inaczej niż pierwsi apostołowie nie możemy go zobaczyć, dotknąć, ale to nie znaczy, że nie możemy go usłyszeć.
Mój ostatni pobyt w Bamianie, w środkowym Afganistanie, miał miejsce jesienią 1974 roku, wtedy stałam tam na głowie Buddy po raz ostatni. Teraz, po niemal pięćdziesięciu latach, owa podróż oraz olbrzymi posąg Buddy, najwyższy w pozycji stojącej na świecie, nadal jawią mi się przed oczyma, choć nie wszystko widzę całkiem wyraźnie. Istotne, że nie jechałam wówczas do Bamianu z Polski, ponieważ wówczas już od kilku lat, około trzech, mieszkałam w Kabulu, korzystając z uprzejmości rządu afgańskiego, wspierającego moje cele w zakresie badań i dalszej edukacji afganologicznej. Od czasu do czasu, zwykle cieplejszą porą roku, zjawiał się ktoś z Polski, podróżujący w tym rejonie świata, prosząc o nocleg, informacje, rolę tłumacza i ewentualne towarzyszenie w jakiejś pobliskiej wędrówce. Tym razem pojechałam do Bamianu i Band-e Amiru z moim byłym nauczycielem literatury perskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, głównie klasycznej poezji, Władysławem Dulębą. Był właśnie na stypendium w sąsiednim Iranie i wykorzystał ową okoliczność, by wpaść także nieco dalej na wschód – do Afganistanu. Szczęśliwie wróciłam kilka dni wcześniej do Kabulu z długiej wędrówki do końca tak zwanego Korytarza Wachańskiego i mogłam, ze świeżo utrwaloną kondycją piechura na znacznych wysokościach, pełnić dla swego nauczyciela rolę organizatora i przewodnika podczas wycieczki do Bamianu i Band-e Amiru, odwiedzanych przeze mnie już wcześniej.
Pstryk! Żonglowanie maczugami nonsensów i różnokształtnymi piłeczkami słowotwórczej blagi, rzucanie nożami sloganów w zastane, społeczne przekonania, strzelanie do tarczy syczącego wężowato – uwodzicielsko konformizmu, siłowanie się na rękę z państwem, które (...) całkowicie ogranicza (...) wolność.
Jan K. i jego sytuacja już na początku spektaklu kojarzy się widzom z Józefem K. i absurdalnymi klimatami Kafki. I już wiadomo, że będzie bardzo ponuro, smutno i tragicznie. Zwłaszcza że potem dojdą jeszcze ewidentne aluzje do „Roku 1984” Orwella czy „Lotu nad kukułczym gniazdem” Keseya, rzeczywistość sceniczna może stać się jeszcze bardziej przytłaczająca, a szara plastyka pogłębi jeszcze i tak dołującą aurę rzeczywistości.
Brzęk tłuczonej szyby wyrwał mnie z głębokiego snu.
– Wstawaj! – potrząsnąłem śpiącą obok mnie dziewczyną – trzeba zobaczyć, co się stało.
Szyby poleciały powtórnie. Tym razem znacznie bliżej dyżurki. Wybiegłem na korytarz. W biegu potknąłem się o Spaślaka bijącego głową w ścianę.
– Przestań! Nie napieprzaj tak w ten mur! Bo jak go obryzgasz krwią, to z twojej renty trzeba będzie malować, a masz jej tyle, co kot napłakał do puszki po piwie i nie będziesz miał na fajki!
„Sztuka interpretacji”, o której w latach sześćdziesiątych pisał Janusz Sławiński właściwie jest wyzwaniem dla każdego z czytelników, to nie jest tylko kwestia literaturoznawstwa, bo problemem stało się dzisiaj rozumienie każdego tekstu. To duży problem w kształceniu młodzieży – czytanie ze zrozumieniem. Częste stały się dzisiaj przykłady w życiu publicznym manipulacji językowych, dużo tego w mediach społecznościowych, wyrywanie słów i zdań z kontekstu, pilna stała się potrzeba przyswojenia sobie reguł mądrego czytania, czyli szukania „sensów głębokich”. Istota hermeneutyki to „rozjaśnianie” metaforyki i zawiłości języka. Heidegger poszukiwał w poezji „blasku boskości”, którego tak brakuje dzisiaj w poezji. To jest najważniejsze w czytaniu literatury czy sztuki.