Claudia Schiffer nie kocha Adama Boberskiego. Boberski próbuje coś z tym i innymi faktami zrobić. Co jest w zapiskach a co jest w domu, co jest poza zapiskami i poza domem…Boberskiego czy Twoim?
Adam Boberski, polonista mojego rocznika (1966), opublikował w Instytucie Wydawniczym „Świadectwo” swoją pierwszą książkę pt. „Zapiski zmarłego w domu”. Skąd taka decyzja? Ano może stąd, jak pisze sam autor: „Wszyscy piszą, wszyscy drukują. Autorów jest więcej niż czytelników. Kto nie ma książki, nie istnieje. Aby być, trzeba mieć własną książkę!” (Notatnik sprzeczności (fragmenty), s.110). Ja nie będę się powtarzać, co sądzę na temat czytelnictwa w Polsce, ale istotnie tak jest, że taśmowe wydawanie książek wiąże się z ich nieczytaniem. Ludzie tak rzadko widzą tekst pisany, że gdy uda im się nabazgrać trochę zdań na serwetce w knajpie, wzruszenie ściska za gardło i nakazuje biec do pobliskiej drukarni, żeby uwiecznić to historyczne wydarzenie.
Takie zjawisko niesie tony nikomu niepotrzebnych książek, stanowiących śmietnik dziedzictwa narodowego, bo o samym dziedzictwie narodowym i spuściźnie kulturowej nikt już nie myśli. Całkowity brak odpowiedzialności za rozwój i kształt literatury polskiej. A właśnie to, co po nas pozostanie, da podwalinę pod coś następnego albo unicestwi coś, co z braku gruntu już nie wykiełkuje. Ów śmietnik literacki, który zbiera się pod naszym nosem, wchłania również to, co jest cenne. Bezpowrotnie tracimy ważne, istotne nazwiska pisarzy z ich twórczością przez książkowy zalew i naszą ograniczoną percepcję, bo przecież wszystkiego przeczytać się nie da. I tak przekreślamy człowieka, który „…w wielkiej literaturze słowem opanowuje takie rzeczy i sprawy, które tylko w słowie dają się opanować, natomiast poza słowami, w realnym świecie one panują nad człowiekiem.” (Notatnik…,s.111).
Tytuł książki „Zapiski zmarłego w domu” automatycznie skojarzył mi się z „Zapiskami z martwego domu” Fiodora Dostojewskiego. Myślę, oczywiście, o powieści Dostojewskiego „Wspomnienia z domu umarłych”, ale od czasów „Innego świata” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego książka Dostojewskiego funkcjonuje już w mojej świadomości literackiej jako „Zapiski z martwego domu”. Z kolei dygresja Boberskiego, jakoby tytuł pochodził od znalazcy rękopisu, przekierowała mnie na „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego i zaczęłam w osobie Bazylego upatrywać się ogniwa łączącego poszczególne opowieści kompozycją szkatułkową. Ale po lekturze całej książki, myślę raczej o kompozycji sternowskiej, a przynajmniej jej zarysie; Adam Boberski połączył bardzo swobodnie różne formy epickie i celowo je wymieszał, aby pozostawić czytelnikowi sporą przestrzeń do samodzielnej interpretacji. Książka jest w zasadzie otwarta, ale to pozorne ułatwienie, gdyż wymaga od czytelnika dużego obycia literackiego i sporej samodzielności.
Bazyli, bohater „Zapisków zmarłego w domu”, u schyłku życia zastanawia się nad sobą; kim jest i był, nad swoim losem rzeźnika „…uśmiercałem jednym pchnięciem sztyletu, a wszystko po to, żeby się zwierzaki nie męczyły.”(s.11). Bazyli to taki świadomy byt dla siebie jak u Sartre’a, niestety, może być jedynie tym, co z siebie zrobi. Piszę „niestety”, bo proza Adama Boberskiego to kolejna pozycja literacka nienastrajająca optymistycznie. Silne wpływy Schopenhaura, Sartre’a i Heideggera w bardzo poważnym stopniu zdominowały ostateczną wymowę tej książki. „Samooczyszczanie”, jakie przeprowadza w swoich myślach bohater Boberskiego jest mało krzepiące „…bydlątko prosto z macicy przenosiło się na niebieskie pastwisko…” (s.11). Egzystencja jest zawsze koegzystencją i Bazyli też był niegdyś wrażliwym dzieckiem, gotowym umrzeć za przydrożnego pieska, młodzieńcem wyrosłym na lekturze „Zbrodni i kary”, ale nie żyjemy w próżni i koegzystencja kształtuje nas ostatecznie.
„Nie ukrywam, że to, co robię, jest rodzajem prowokacji, szantażu, bluźnierczym eksperymentem, którego chyba nie będzie dane powtórzyć. (…) Bowiem próbuje z siebie złożyć ofiarę. I tą ofiarą, tą próbą ofiary – wstrząsnąć Nim. Sprowokować Go do działania, do interwencji, do wyjścia zza kulis. Więc zwracam się do Niego oficjalnie. Już teraz mówię bezpośrednio do Niego.” (s.13). Boberski często i w różny sposób próbuje zmierzyć się z Bogiem, znaleźć odpowiedź na najważniejsze pytanie; czy Bóg istnieje. Myślę, że jest on kimś więcej niż agnostykiem ze względu na swoje liczne i natrętne wątpliwości „Nie wierzę w Boga, ale wierzę, że głębia wiary, nadziei i głębia niewiary, zwątpienia, rozpaczy – to jedna i ta sama głębia, w której dusze spotykają się z tajemnicą istnienia(…). Nie wierzę w Boga, ale wierzę we wiarę(…). Nie wierzę w Boga, ale wierzę w religię, w to genialne szaleństwo, które jest odpowiedzią na zło świata, bo szaleństwem jest wierzyć i głosić, że Bóg jest miłością, kiedy na próżno szukać śladów Jego miłosierdzia, ale tylko taka szalona i absurdalna idea może pokonać absurd i szaleństwo świata. Nie wierzę w Boga, ale wierzę, że Jezus z Nazaretu umarł na krzyżu dla naszego zbawienia – i mimo że nie był Bogiem ani synem Boga, i umarł, i został pogrzebany, i nie zmartwychwstał, mimo to zbawił nas naprawdę(…)” (Postscriptum, s.107). Czasami dywagacje religijne Boberskiego sięgają poglądów samego Feuerbacha „Konstruujemy naszego Boga od kilku tysięcy lat.” (Notatnik sprzeczności, s.114). Problematykę antysemityzmu w kontekście religijnym ujmuje dość przewrotnie, ale dosadnie „ Należał do tego samego narodu, co Jezus Chrystus i Maryja, a więc musiał liczyć się z tym, że nie będzie kochany.” (Prorok s.27).
Najmniej w lekturze „Zapisków zmarłego w domu” podoba mi się rozwiązanie literackie „Pigmaliona” aluzyjnie nawiązujące do słynnego dzieła George’a Bernarda Shawa pod tym samym tytułem. Zakochany Profesor Higgins w kwiaciarce a Pan Bazyli „zakochany trup”(s.35) i dziewczyna „z truskawkami”; osadzanie własnej nowej literatury w tradycji i spuściźnie tych wielkich musi odbywać się z całą ostrożnością i właściwą atencją. Odwoływanie i nawiązywanie, bez znaczenia stylizacyjne czy tekstowe, na którejkolwiek płaszczyźnie świata literackiego i jego bohaterów, wymaga ogromnej wiedzy i wielkiego kunsztu, którego śladów trudu nie może być widać. Czytelnik musi napawać się zręcznością warsztatu artysty…no i własną inteligencją, gdzie nie ma miejsca na surogat literacki.
Adam Boberski podejmuje również w swojej debiutanckiej książce próbę zmierzenia się z freudowską teorią marzeń sennych; poza aspektami seksualnymi, których obligatoryjność jest niepodważalna; istotne jest zaakcentowanie egzystencjalnego stanowiska w kwestii śmierci. Nie jest to stanowisko pionierskie, ale jego metaforyka jest na tyle znamienna, iż przytoczę fragment „ Śniło mu się, że umiera. Najpierw była ulga, zdawało mu się bowiem, ze tego właśnie chciał, że działo się zgodnie z jego odwieczną wolą, ale trwało to krótko i z chwilą kiedy umieranie wkroczyło w kolejną fazę, której towarzyszyło uczucie zapadania, tonięcia, bycia pochłanianym, pojawił się strach, zwierzęcy, fizyczny, nie do opanowania strach, a wraz z nim zrodziło się pragnienie odwrotu, ucieczki, wydostania z matni, lecz było już za późno, co sobie uświadomiwszy, pogrążony we śnie Pan Bazyli popadł w rozpacz samotności i tęsknoty za życiem, oraz tęsknoty za czymś nieokreślonym – tak bolesnej, że tylko śmierć mogła być na nią lekarstwem, więc zrezygnowany pogodził się z nią i zapragnął, aby się pośpieszyła i nareszcie go wyzwoliła.” ( Sny Pana Bazylego, s.39).
Pozycję Boberskiego charakteryzuje nielinearność formy. Pokaźną jej część można czytać zarówno w dowolnej / innej kolejności jak i poza książką, czyli w oderwaniu od całości. Ten, przy którym „nie ma kobiety ani Boga” ( Bieda Wielka, s. 95) w kilku ciągach pokazuje przeobrażenia, jakim podlega człowiek jako jednostka i jako element zbiorowości, uczulając cały czas na problematykę kontaktu oraz ambiwalencji. „ Bać się samobójstwa i rozpaczać, że się go nigdy nie popełni.” (Bieda Wielka, s.99), „Moje życie to węzeł gordyjski, a ja nie mam miecza, żeby go przeciąć. Wszystko we mnie sprzysięgło się przeciwko mnie. (…) Nawet zwariować nie potrafię.” (op. cit.), „Czy można żyć i nie pobrudzić się? Na szczęście śmierć nas zawsze oczyszcza. I uczłowiecza. Można całe życie nie być człowiekiem, a w chwili śmierci jest się człowiekiem. Gdyby nie było śmierci, stoczylibyśmy się, wszyscy razem i każdy z osobna, prawie bez wyjątków, na samo dno bydlęctwa.” (ibidem, s. 100). W „Biedzie Wielkiej”, zresztą, również występuje aluzja literacka do „Boskiej Komedii” Dantego; podróż przez życie i jego poszczególne obszary autor konstatuje „Znajdowałem się mniej więcej w połowie drogi. Jak kolega Dante” (ibidem, s.103).
Oczywiście jest też o kobietach. O Asiach i Aśkach. O zrozumieniu drugiej płci i wzajemnie, o gatunkowym ciężarze i biegunowym starciu. Nikt nie chce być głupszy w związku, ale porozmawiać też trzeba mieć z kim. Jednak z lektury wyraźnie wynika, że najgorszy typ kobiet to intelektualistki „Mówię wam, panowie, unikajcie kobiet czytających książki, albowiem kobiety czytające książki są przekleństwem tego świata, nie będziecie mieli z nich pożytku, one będą bardziej miłowały książki niż was!” Pozwolę sobie w tym miejscu na drobną dygresję, iż nie jest to odosobniony punkt widzenia w świecie. Mężczyźni za bardzo nie radzą sobie z kobietami mądrzejszymi od siebie; jeszcze jak jest brzydka i mądra to może być fajnym kumplem do pomocy. Dramatem jest kobieta piękna i inteligentna, bo nie wiadomo, co z taką robić. Pruderia niewiast ukazana jest na przykładzie Aśki, dla której wartość życia przysłowiowej muchy była ponad nienarodzone życie ludzkie. Generalny podział kobiet według Boberskiego jest na te lubiące się tylko całować i na te współżyjące bez pocałunków. Pełnia goryczy przepełnia mężczyznę, że wszystkie damy, które spotyka na swej drodze nie są tą właściwą. Optymalnym rozwiązaniem partnerskim staje się Asia nielubiąca (na szczęście) czytać i poruszająca się pieszo w literaturze w erze samolotów. Jedno z najlepszych stwierdzeń w tej lekturze to „Kobiety mnie porzucały, bo nie rozumiały mnie. Wreszcie spotkałem taką kobietę, która mnie zrozumiała. I dlatego mnie porzuciła” (Notatnik sprzeczności, s.127). Tak to jest; prawda zawsze jest najbardziej nieprawdopodobna i najbardziej nie do zniesienia. Dla tych samych powodów porzucane są kobiety; życie jako podstępna gra uczy, że szczerość nie popłaca. A jaką grę prowadzi z czytelnikiem Adam Boberski, sam należący do tej samej populacji czytelniczej i kulturowej? Ten, który uznaje Węża za ojca duchowego dzieci Adama i Ewy. Bezpośrednie zwroty do adresata książki służą skuteczniejszemu wciągnięciu go w gąszcz rozterek i refleksji, nie radzącego sobie samemu z życiem, narratora. A on jest czasem ”kłamcą, który mówi prawdę. Czasem udaję samego siebie.” (Notatnik…,s.127), ale „Oczywiście, że lubuję się w paradoksach. Nie da się ukryć. Ale paradoksy, niestety, lubują się również we mnie. I ze mnie uczyniły swoje medium.” (O smutnym turyście, s.72).
Bogactwo leksykalne wypowiedzi ”Zapisków zmarłego w domu” od pierwszej do ostatniej strony, poprawność gramatyczna, ortograficzna oraz interpunkcyjna. To cenność warsztatu, zauważoną wartością moralną będzie wierność wobec siebie „Dopuściłem się najgorszej, najboleśniejszej zdrady, jaką jest zdrada samego siebie. (…) Ja zdrowie straciłem i zęby zjadłem na poszukiwaniu prawdy i oddzielaniu światła od ciemności, ziarna od plew, na dyscyplinowaniu swego intelektu, aby godnie stać na straży szlachetnej hierarchii…” (O złości naszej, s.59).
O człowieczeństwie stanowią również wady, są niezbędne i nawet dodają uroku, jak niektórym piegi. I dlatego Bóg stworzył komara, żeby Święty Franciszek aż tak świętym nie był „Komar był potrzebny więc do wyzwolenia w tobie tej odrobiny zła – nie należy wszak przesolić – trzeba było, żebyś coś na nienawiść zasługującego znienawidził…” (Grzechy Świętego Franciszka, s.75).
Nie obce są stany pełne napięć między opisywanymi przez Boberskiego sytuacjami a przeciwstawnymi oczekiwaniami, dotykają one zarówno relacji partnerskich jak i spraw materialnych. Mają charakter jak najbardziej adekwatny do autentycznych zjawisk i procesów zachodzących w życiu z pozostawionym miejscem na refleksję odbiorcy. To, co dla jednego wartością jest, dla drugiego być nie musi. Jeden z bohaterów po latach nawet nie pamięta otrzymanej książki, mimo że dla darczyńcy stanowiła ona największy skarb wygrzebany na strychu. Stan posiadania jest człowiekowi niezbędny jak stan pogody; musi jakoś żyć „W owym czasie, w epoce głodu przedmiotów, potrafiliśmy się cieszyć byle czym, nawet nie cenioną przez nas książką bez ilustracji, nudnym skupiskiem zapisanych kartek, czarnym mrowiem niemych, martwych liter. Cieszyliśmy się samą materialnością książek, ich ciężarem, dotykiem, wyglądem twardych okładek…” (Strych, s.85). Ja myślę, że akurat w tej kwestii nic się nie zmieniło; zmienił się jedynie zakres zbioru posiadania. Nikt już nie trzyma szuflad pełnych zapasowych fleków i korkowych wkładek do butów oraz wyżebranych albo podwędzonych od koleżanek talonów na rajstopy. Teraz jest era gratisów. Promocyjnie dodawany klej do protez przy zakupie butli gazowej nie śmierdzi. Nawet jeśli garnitur naszych zębów nie budzi zastrzeżeń, to jakby w razie co…klej już jest. Potrzeby stanu posiadania nie odczuwa jedynie moja trzyletnia świnka morska; wystarczy jej futerko, które ma od urodzenia.
Na zakończenie wybrałam adekwatny cytat z prezentowanej książki będący podsumowaniem powyższego i moją oceną „Gdzież jest ten stan idealny, który nie byłby ani przesytem, ani niedosytem, ani dosytem, też przecież nieznośnym? Czy człowiek musi być ciągle albo głodny, albo przejedzony, czy najedzony, kiedy to jedzenie wydaje mu się jakąś straszną głupotą, a jeszcze przed chwilą jadł, aż mu się uszy trzęsły?” (Dom, s.42)
Adam Boberski, Zapiski zmarłego w domu, Instytut Wydawniczy „Świadectwo”, Bydgoszcz 2007, ss.128.