Historia książki Maki jest naprawdę niezwykła – jej zaistnienie to splot przypadków, trud kilku osób w odtwarzaniu losów jej głównego bohatera, młodego Żyda o imieniu Moryc, oraz skrupulatna praca autora, który traktuje swoje pisanie jako posłannictwo, mówiąc o sobie, że jest jedynie palcem na klawiaturze. Trudno tu nie zauważyć zbieżności ze słowami poety Kazimierza Hoffmana: (…) jesteśmy ręką piszącą. Kto / powiedz. Kto nami pisze?. Nie była to jednak świadoma inspiracja, gdyż autor Maków w momencie wypowiadania powyższych słów nie znał jeszcze twórczości Hoffmana, tym bardziej różne sploty okoliczności wydają się zdumiewające.
Osobną i długą historią były okoliczności, które sprawiły, że Paweł Piotr Pietrzak podczas pobytu w Niemczech spotkał się z byłą esesmanką Anielą, która do Auschwitz trafiła jako tłumaczka – nie z własnego wyboru. To właśnie ona jako pierwsza opowiadała mu o obozie i o więźniu, który szczególnie zapadł jej w pamięć, gdyż w jego postaci było coś szczególnego. Opowiedziała o nim w ten sposób: Kiedy na ciebie patrzył, jego wzrok przenikał duszę i serce, co podobno jest normalne dla wielkich cadyków. Ale ten wzrok mówił coś jeszcze – coś, co sprawiało, że wielu z nas, strażników, chciało go ratować od śmierci. Całym sobą mówił «kocham cię», «przebaczam». W tym sensie był prawdziwym świętym. Miłość i przebaczenie, które okazywał każdemu napotkanemu w obozie człowiekowi, były tak piękne, jakby sam Chrystus go tego nauczył.
Niezależnie od rozmowy z Anielą, kilka lat później, podczas pobytu na dawnych Kresach Wschodnich, spotkał się z Erykiem, byłym więźniem Auschwitz, powstańcem warszawskim, który przeżył rzeź wołyńską i któremu banderowiec wymordował rodzinę na jego oczach (postać Eryka i jego burzliwe dzieje także zostały uwiecznione na kartach Maków). Na kanwie relacji ich obojga oraz zachowanych notatek Moryca wszystko się poskładało w całość – autor zorientował się, że niezależnie od siebie, choć w Auschwitz znajdowali się po przeciwnych stronach barykady, teraz mówili o jednej postaci. Powstawanie Maków stanowiło więc proces podzielony na etapy, kolejnym było przystąpienie do pisania na podstawie Morycowych pamiętników i dopisanych do nich refleksji Eryka oraz uzupełnienie luk poprzez wyobraźnię literacką i intuicję pisarza.
Narrator jest tożsamy z głównym bohaterem, pisze zatem w pierwszej osobie – opowiada o swoich doświadczeniach, uwzględniając dwie perspektywy czasowe – przedstawia wydarzenia tak, jak się zarysowały w jego świadomości, gdy był ich uczestnikiem, i tak, jak się zarysowują w momencie jego opowiadania.
Czytelnik, który nie wiedziałby wcześniej, o czym są Maki, po kilku pierwszych stronach dałby się łatwo wciągnąć w piękno i urokliwą scenerię początku powieści. Moryc, pierwszoplanowy bohater, przeżywa swoją bar micwę – panuje sielska atmosfera, a on sam, choć pełen obaw i niepewności, jak potoczy się jego dalsze życie, jest tak naprawdę szczęśliwy. On i jego rodzice, odświętnie ubrani, przeżywają wspólnie ten uroczysty moment jego wejścia w dorosłość. Po tych kilku pierwszych stronach czytelnik dowiaduje się, że to tylko sen. Moryc się budzi i znów jest w obozie, ma świadomość, że jego rodzice nie żyją, a uroczysta bar micwa to tylko wspomnienie świata, który odszedł bezpowrotnie, choć czas pomiędzy nimi nie jest aż tak długi (we śnie ma trzynaście lat, w rzeczywistości obozowej piętnaście). W krótkim czasie zmieniło się wszystko.
Moryc był chasydem, natomiast Aniela, widząc jego dojrzałość duchową i niemal mistyczne zjednoczenie z Bogiem, dostrzegała w nim nawet cadyka. Nie wiemy, skąd zaczerpnął to chrześcijańskie spojrzenie na nieprzyjaciół i zdolność do bezwarunkowego przebaczenia, jak to możliwe, że w tym piekle na ziemi starał się zobaczyć iskierkę dobra w oprawcach.
Tytułowe Maki są tajemnicą, dopiero ich sens, a właściwie różne sensy, można dostrzec dopiero przy lekturze książki, i to w wielu jej fragmentach. Te polne czerwone kwiaty w różnych formach i postaciach przeplatają się przez całą powieść, stanowią motyw, który powraca – zarówno wtedy, kiedy mowa o radości, o jaśniejszych stronach życia, o wspomnieniach pięknych chwil sprzed wojny, jak też o ostatnich dniach życia Moryca, kiedy już przeczuwa swoją przedwczesną śmierć. Maki mają wyraźny wymiar duchowy i nieustannie sfera duchowa jest w nich obecna – dlatego nie stanowią typowego przykładu literatury obozowej. Świat wewnętrzny głównego bohatera zawiera elementy oniryzmu – to także stany pomiędzy snem a jawą, w której nie zawsze do końca wiadomo, co jest marzeniem sennym, a co przywołanym wspomnieniem utraconej idylli przeszłości. Sen stanowi tu zasadę kompozycyjną, nie mieści się w ramach uznawanych przez otoczenie zasad racjonalności. Świat przedstawiony rządzi się swoistymi prawami, zacierają się w nim granice między tym, co realne a tym, co wyobrażone.
Mimo tych elementów, wychodzących poza realistyczny opis rzeczywistości, pisarz niczego nie upiększa, nie ukrywa trudnej prawdy. Czytelnikowi towarzyszą ponure obrazy, drastyczne opisy okrucieństwa i cierpienia niewinnych ludzi, często dzieci, okrutnej śmierci w komorach gazowych, bicia, palenia żywcem, tortur. Spontanicznie więc pojawia się niezwykle trudne pytanie o zło horrendalne i obecność Boga w miejscu tak bardzo naznaczonym śmiercią, zagładą niewinnych, cierpieniem pozbawionym nadziei na odmianę losu. Paweł Piotr Pietrzak napisał w Posłowiu: Cierpienie niewinnych to tajemnica, która jak prastary wąż, przewija się w historii od zarania ludzkich dziejów, od czasów Kaina. Wiadomo, że wielu byłych więźniów obozów traciło wiarę, wyjątkiem były takie przykłady wiary niezachwianej, heroicznej, jak o. Maksymiliana Kolbego, o którym też jest mowa w powieści – dochodzi do spotkania obydwu tych niezwykłych osobowości: różnica religii przestaje mieć znaczenie, obaj mają to samo pragnienie w sercu – przebaczenia tym, którzy ich prześladują. Moryc, choć przeżywa w sercu zgryzotę i udrękę przez to, co widzi i czego sam doświadcza, za wszelką cenę chce wytrwać w wierze, nie chce stracić łączności z Bogiem, którego najczęściej nazywa Haszem, co oznacza „To Imię”. Walczy sam ze sobą, aby nie dać się owładnąć nienawiści, prowadzi często monolog wewnętrzny – rozważania o naturze ludzkiej, o źródle zła, ale i obecności dobra w człowieku. U Moryca przebaczenie polega na dostrzeżeniu iskierki dobra w każdym człowieku, który zasługuje na współczucie, bo nie doznał miłości wcześniej, nie mógł więc jej dać, gdyż sam jest zraniony i nieszczęśliwy, ponieważ w jego sercu nie ma pokoju.
Wszystko, co wykracza poza grozę i okrucieństwo obozowych katów, jakiekolwiek światło w tych głębokich ciemnościach – rozgrywa się we wnętrzu Moryca. To jakby równoległy świat, do którego wraca on w najtrudniejszych chwilach. To świat wspomnień, rzeczywistości bezpowrotnie minionej, ale i duchowość, ukształtowana przez tradycję, w której wyrósł, choć wydaje się, że nie tylko – źródło wydaje się istnieć poza nim, przekraczać ograniczenia jego ludzkiej natury. W powieści, podzielonej na rozdziały, pojawiają się raz po raz zwroty w języku hebrajskim, fragmenty Psalmów, a także piękna, XVII-wieczna pieśń szabasowa Szalom alejchem..., rozbrzmiewająca w żydowskich domach w każdy piątkowy wieczór. Jej słowa rozbrzmiewają szczególnie mocno w tej ponurej scenerii – z jednej strony kojąco, z drugiej strony paradoksalnie, co jest tym bardziej przejmujące przez kontrast między pocieszającymi słowami o obecności anielskich istot a brutalną rzeczywistością: Szalom alejchem, malachej ha szaret malachej eljon, mi melech malchej ha melachim, Ha Kadosz Baruch Hu…
Przybywajcie w pokoju, aniołowie pokoju, aniołowie Najwyższego, Króla nad królami, Świętego, niech będzie błogosławiony...
Zakończenie powieści, jej ostatnie sceny, to już sytuacja, gdy Moryc jest przygotowywany na śmierć – on już wie, że za chwilę zginie w komorze gazowej. I nawet w tak granicznej sytuacji wypowiada słowa, które wydają się szokujące i niemożliwe do wypowiedzenia w takim położeniu: Kocham was, Bracia! Kocham was, moi Mordercy i Kaci! Kocham i przebaczam! – wykrzyczałem najgłośniej, jak się dało, żeby wszyscy słyszeli. Uśmiechając się do siebie, zacząłem śpiewać, uwielbiając Najwyższego: Hine ma tow umanaim szewet achim gam jachad.
Przytoczone ostatnie hebrajskie słowa to początek Psalmu 133, czyli: Oto jak dobrze i jak miło, gdy bracia mieszkają razem. I tak jak powyżej, tu znów nazywa braćmi swoich prześladowców. Moryc nie był chrześcijaninem, lecz jego heroiczna postawa przebaczenia, niemożliwego po ludzku, przypomina ostatnie słowa Chrystusa: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34) oraz pierwszego męczennika, św. Szczepana: Panie, nie poczytaj im tego grzechu! (Dz 7,60).
Podsumowaniem rozważań wokół tej niezwykłej książki niech będą słowa jej autora, Pawła Piotra Pietrzaka, umieszczone w Posłowiu:
Cieszyłbym się, jeśli lektura książki będzie dla Ciebie potwierdzeniem, że dobro jest mocniejsze od zła, że nadzieja nigdy nie umiera. Oby każdy, kto sercem przyjmie tę historię na nowo – z nową miłością – spojrzał na siebie, usłyszał głos Boga i w nowy sposób przyjął drugiego człowieka. Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat – głosi Talmud. Stwórcę człowieka i świata proszę, by czytający tę opowieść znajdował w niej pokój ducha, pogłębiał w sobie zdolność kochania i zdobywał gotowość przebaczenia. Jeśli dokona tego chociaż jeden z czytelników, zadanie tej książki będę uważał za spełnione.
P.S. Egzemplarze powieści Maki są jeszcze do nabycia – zainteresowanych Czytelników zapraszamy na stronę www.amdgpietrzak.pl
Paweł Piotr Pietrzak, Maki, AMDG-Pietrzak, Poznań 2023, ss. 220