Świat będzie istniał, dopóki choć jedna tancerka będzie na nim tańczyć. A później to już tylko mężczyźnie pozostanie upewnić się, czy nigdzie jej nie ma, zwinąć się w embrion i zasnąć.
Taniec jako forma ruchu wyrażających emocje człowieka towarzyszy mu przez całą ewolucję. Może być sztuką, terapią i rozrywką, można tańcem afirmować miłość do Boga albo przynależność do określonego środowiska. Zawsze jednak pozostawał i pozostanie taniec sposobem wyrażenia głębokiego erotyzmu, którego z różnych względów i sytuacji, wyrazić się inaczej nie da. Kobieta jako samica należąca do fauny wyrzuca z siebie w rytm muzyki sygnały o swojej seksualnej gotowości i potrzebach, które są wyłapywane przez mężczyzn, świadomie lub nieświadomie, zdecydowanych na spełnienie siebie poprzez nią.
To jeden ze sposobów funkcjonowania natury człowieka, uderzająco podobny do tańca godowego zwierząt, tyle że u zwierząt nie wzbudza pruderyjnego wstydu ani zdziwienia. U zwierząt popęd seksualny jest czymś oczywistym i bezwzględnie musi być zaspokajany; ludzie zaś czasami uważają, że zamiast seksu wystarczy zjeść duże ciastko z kremem.
Barbara ma 46 lat i jest przedszkolanką w najnowszej książce Stefana Pastuszewskiego pt. „Tancerka". Urodziła dwie córki, a jej małżeństwo z pierwszą miłością – Jarosławem poległo na polu rzeczywistości. Połączyła ich pierwsza burza hormonów, która niekoniecznie wiąże się zawsze z miłością i nie zaraz powinna być przypieczętowana ślubami na wieki, ale że nagminnie tak się dzieje, z nimi też tak było. „Niecierpliwość nasza, młodość każą nam zerwać owoc niedojrzały, w istocie swojej tylko pozór owocu, ale całe nasze jestestwo pragnie owocu dojrzałego. I to dojrzałego od razu, będącego w pełni, a nie dochodzącego do dojrzałości, tak jak młoda żona na naszych oczach, a raczej w naszych rękach, do dojrzałości dochodzi. A to nie to! Mężczyzna ze swojej pierwotnej natury nie jest hodowcą, tylko myśliwym i w istocie swojej interesuje go łup najlepszy, pełen, dojrzały" (s. 28).
Początek ich związku sunął sprawnie po jego ejakulacjach i jej nie udawanych orgazmach. Z czasem, gdy zapach prześcieradeł zaczął się ulatniać, przyszły problemy związane z jego coraz częstszymi nieobecnościami w domu i wychowywaniem tendencyjnym córek przez Barbarę w stronę „facet to twój wróg". Nieobecności w domu stały się nieobecnościami w łóżku...Tak się zastanawiam, bo nic na ten temat Pastuszewski nie napisał, a może jeszcze na domiar złego Barbara zaczęła mówić do męża w sypialni głosem dziecka, bo tego to już żaden normalny mężczyzna nie zdzierży...W każdym razie Jarek ją zdradził, z czego nie należy robić podstawowego powodu rozkładu ich małżeństwa, bo zdrada nie bierze się z powietrza. Zdrada jest najczęściej konsekwencją poważnego rozkładu istniejącego jakiś czas – dłuższy lub krótszy – i nie dotyczy ona tylko zespolenia cielesnego czy duchowego z inną osobą, ale przede wszystkim stanowi niemożność realizacji i spełnienia w jakimś obszarze ze swoim partnerem, najprościej ujmując bez powoływania przyczyn destrukcji związku. Jednak to jest teoria , a praktyka jest jak w „Tancerce" – Barbara zdradę męża uznała za definitywny rozpad związku, bo to wynika ze skłonności człowieka do upraszczania wszystkiego, co się da oraz jego braku odpowiedzialności za winy własne. Chęć zemsty za upokorzenie doznane w wyniku zdrady oraz gra hormonów i poczucie seksualności jako tożsamości płci wyzwalają w bohaterce taniec. „Kobieta w tańcu rzeczywiście ma boską moc. – To ja, piękna, przeraźliwie piękna. To ja, naczynie piękna i życia..." (s. 18). I stało się tak, bo jak zauważa Barbara słowami będącymi prawie tytułem przedostatniej książki Pastuszewskiego „Coś się kończy, coś zaczyna..." (s. 20). „Tańczyła najczęściej sama, z założonymi na kark rękoma, bo wtedy czuła tę magiczną komunię z czymś Innym, tę kosmiczną moc, to kosmiczne słońce wokół. Kołysała się w takt muzyki przepływającej przez cały wszechświat, w jego wymiarze przestrzennym i czasowym, no i oczywiście, przepływającej przez nią. Czuła wówczas, że może znaleźć się w każdym miejscu i w każdym momencie. Ona – integralna część kosmosu. Było to uczucie wszechmocy bez mała Boskiej" (s. 23).
Tańcem swym Barbara przywołała Bogumiła swego, by mieli swoje noce i dnie; on – reprezentant postawy moralnej jak u Dąbrowskiej, tyle że widziany oczami moralności narratora innych czasów niż przywołana kobieta, pisarka Maria Dąbrowska i ona – stale niezaspokojona i nie umiejąca docenić ani uszanować daru losu.
„Przedziwna korespondencja dwóch nieświadomości, niezwykłe przyciąganie. Zanik indywidualnych bytów stanowiących o sobie, a powstanie jednego, wspólnego" (s. 31). Za dużo w tym wszystkim było konformizmu z obu stron, którego namiętność nie ogarnia. Fundamentem miłości prawdziwej jest odpowiedzialność za pierwszą osobę liczby mnogiej; to znaczy, że odpowiadam za moją połowę jak za siebie samą czyli współistniejemy. Żadnych rynkowych spekulacji i egoizmu, bo w konsekwencji nastąpi unicestwienie. Wyobrażenie bohaterki Pastuszewskiego na ten temat było zgoła inne „Miłość była jej niezbędna do kreacji ego kobiety, ale miłość oczywiście odbita, księżycowa. Ktoś musiał ją kochać, aby ona kochała. Zrobiłaby więc dla tej miłości wszystko, tak jak wszystko zrobiłaby dla dzieci, tylko że jak od dzieci niczego nie oczekiwała w zamian; no, może trochę pamięci, tak tutaj na wiele i to bardzo wiele liczyła" (s. 37). Po paru latach mówiła: „ – On mnie nudzi – skarżyła się . – Człowiek – robot. Nawet gdy kocha, to kocha." (s.89). „ Od pewnego czasu czuła się przygwożdżona tym związkiem, a ona przecież chciała tańczyć. Znów tańczyć." (s. 90). Historia związku Barbary i Bogumiła kończy się jej odejściem i jego samobójstwem. Z moralizowania narratora tej książki oczywistym jakby się wydaje, że Bogumił popełnił samobójstwo przez Barbarę, a co za tym idzie wszystkie kobiety to wredne modliszki „Egoizm kobiecy nie jest agresywny i nie ma wcale złego nacechowania, bo czy złe może być to, co jest naturalne? Wynika ono z faktu, iż światem kobiety jest ona sama, a równocześnie ona jest w całym świecie. Tu i tam. Jedna kobieta i wszystkie kobiety zarazem. Nie zdziwiłbym się, gdyby nauka udowodniła kiedyś, że kobiety to istoty ze wszech miar kosmiczne. Bez początku i końca, ani czasowego ani przestrzennego." (s. 55). Nie zrewanżuję się w tym miejscu stwierdzeniem, że wszyscy mężczyźni to dranie, bo po pierwsze tak nie uważam, po drugie nie o rewanż chodzi, a po trzecie daleka jestem od wszelkich uogólnień i ściągania do jednego mianownika.
Suicydologia czyli dział psychiatrii zajmujący się samobójstwem z jego etiologią jak i samą terapią niedoszłych samobójców podaje obiektywne statystyki, w których znajdują się przyczyny tak zdesperowanych i nieodwracalnych czynów z podziałem na płeć, wiek, wykształcenie, etc...Samobójcami są zarówno kobiety jak i mężczyźni w różnym wieku, a przyczyna zawodu miłosnego jest jedną z wielu i wcale nie jest najczęstszą. Dla mnie bohater Pastuszewskiego to nie jest Werter z „Cierpienia młodego Wertera" Johanna Wolfganga Goethego, którego powód samobójstwa pozostaje bezdyskusyjny i jest nim nieodwzajemniona miłość do Lotty. Bogumił przeżywa bardzo poważny wypadek, w wyniku którego traci swoje narządy płciowe. Jest to ogromny dramat dla mężczyzny, który jeszcze po drodze gubi swoją pozycję zawodową, na którą pracował całe życie. Niemożność zaakceptowania takiej sytuacji życiowej, czyli trwałego kalectwa, utraty męskości, zmiany warunków ekonomicznych i odejścia kobiety dała w rezultacie tak drastyczny koniec. Myślę też, że Barbara odeszła nie z powodu jego kalectwa, ale braku miłości, gdyż żadna choroba nie jest w stanie zagrozić prawdziwemu uczuciu. Tak jak z samobójstwami, które są popełniane przez tą wielką siłę namiętności jaką jest miłość, natomiast nie są popełniane np. z powodu niezaspokojonych potrzeb seksualnych.
Tak zupełnie w środku gdzieś „Tancerki" padają słowa narratora, które są kluczem całej jej treści i które sygnalizują jednocześnie czystą prowokację Stefana Pastuszewskiego w jego atakach na płeć piekną: „ Obwiniam za to wszystko nie te trzy słabe kobiety, ale nasz XXI wiek, wiek wszelkiej inflacji. Doszło w nim bowiem do przesadnej demokratyzacji konsumpcji. Każdy dziś może się nażreć. W różnym stopniu, oczywiście, ale może się nażreć. I to wszystko. Maszyny produkcyjne, w tym przede wszystkim wytwarzające żywność, obracają się coraz szybciej i przy coraz mniejszych kosztach. Wszystkiego jest dużo, bardzo dużo, za dużo. Niektórzy płacą podwójnie, potrójnie i dziwią się , że tak mało, bo żreć chcieliby ekskluzywnie. Inni zadłużają się nieprzytomnie i, nie mogąc spłacić długu, popełniają samobójstwa. Uprzednio, oczywiście, nażarłszy się. A jeszcze innym wystarczą odpadki, których też jest dużo, aż do przesytu dużo. (Może to nawet i dobrze; gdzieś te wciąż odradzające się w kolejnych pokoleniach ludzkie energie muszą się skanalizować. Kiedyś kanalizowały się w wojnach, dziś w konsumpcji, czyli per saldo jest lepiej.)" (s. 41). Bardzo znacząca postawa pisarza wobec jednego z największych zagrożeń współczesnego świata, jakim jest rozpasana i niczym niepohamowana konsumpcja. Konsumpcja, która wchłonęła cały system ludzkich wartości, w której tracimy tę część cywilizacji (jako sumy doświadczeń pokoleń), której nie da się zmierzyć ani policzyć. Inwestuje się w to, co empirycznie ma przynieść konkretny i namacalny efekt.
Póki ziemia będzie się kręcić, tancerka będzie wirować razem z nią. I co, który z panów zechce jej towarzyszyć? W pubie nad piwem będą się zarzekać, że żaden z nich jeszcze nie zwariował, a potem kaskadą gwiazd powędruje jeden z nich pod jej dom licząc, że tancerka od teraz będzie już tańczyć tylko dla niego. Bo miłość przekłada się na szaleństwo; pod jej wpływem zaskakujemy siebie sami. Ale to żaden archaizm leksykalny, bo przecież wieczna jest „Pieśń nad pieśniami".
Stefan Pastuszewski: „Tancerka". Instytut Wydawniczy „Świadectwo", Bydgoszcz 2007, ss. 104.