***
Ja nie żałuję mojej wiosny dni,
Traconych w płochych miłosnych marzeniach. –
I tajemniczych nocy nie żal mi,
Ani też fletni namiętnego pienia.
Nie żal mi was, niewiernych druhów rzesz;
Biesiad i godzin spędzonych przy winie –
Nie żal mi was, moje młode zdrajczynie –
Wymyślnych zabaw nie żałuję też.
Lecz gdzież są dziś te chwile rozczulenia,
Młodzieńczych marzeń w słodkiej ciszy czas?
Gdzie dawny żar i moje łzy natchnienia?...
Lata młodości, wróćcie, proszę was!
1820
NEREIDA
Gdzie fale zielone całują Taurydę,
Zobaczyłem wczesnym rankiem nereidę.
Ukryty za drzewem odetchnąć nie śmiałem:
Jak pierś łabędzicy tak kształtne i białe,
Prężyła boginka swoje ciało młode
I strużkami z włosów wyciskała wodę.
1820
***
Przeżyłem już moje pragnienia,
Marzeń wyrzekłem się i złud;
Zostały mi tylko cierpienia
I pustki mego serca chłód.
Burz mi nie szczędził los okrutny
I wieniec mój już dawno sczezł –
Więc żyję samotny i smutny,
Pytając: czy nadejdzie kres?
Podobnie, chłodami zwarzony,
Gdy wicher ciemne chmury gna,
Samotny listek zapóźniony,
Na swej gałązce pustej trwa.
1821
WIĘZIEŃ
W mej wilgotnej celi spoglądam zza krat,
Tam, gdzie młody orzeł, mój więzienny brat,
Karmiony w niewoli, krwawy ochłap rwie
I machając skrzydłem, patrzy w okno me.
Dziobnie kęs, odrzuci i w zadumie trwa,
Jakby o tym samym myślał co i ja.
Wzrokiem mnie i krzykiem wzywa raz po raz,
Jakby chciał powiedzieć : „Czas już bracie, czas!
Ptaki my swobodne, czas byś ze mną wbiegł,
Tam, gdzie na gór szczytach już bieleje śnieg,
Tam, gdzie za morzami błękitnieje świat,
Gdzie nas będzie ścigać chyba tylko wiatr!...”
1822
***
Dziewo-różo, twe okowy
To nie żaden wstyd czy ból.
Tak słowik, w krzewie laurowym,
Pierzastych śpiewaków król,
Też niewolę znosi chętnie
Pięknej, dumnej róży swej,
I co noc, słodko-namiętnie,
Czule pieśni śpiewa jej.
1824
Z cyklu : Naśladowanie Koranu
( 9)
Znużony wędrowiec na Boga się żalił,
Że cienia mu braknie, pragnienie go pali.
Trzy dni i trzy noce z pustynią się zmagał,
Żar sił go pozbawiał, wiatr piaskiem go smagał.
Już stracił nadzieję, wtem ujrzał on z bliska:
Pod palmą samotną źródełko wytryska.
Spiesznymi krokami do zdroju podchodzi
I chciwie w nim język wyschnięty swój chłodzi.
Piekące powieki też przemył w krynicy
I zasnął przy boku swej wiernej oślicy.
Nad śpiącym mijały miesiące i lata,
Bo tak postanowił Pan ziemi i świata.
Nareszcie się zbudził wędrowiec – i słyszy
Głos, który do niego tak mówi wśród ciszy:
„Czy wiesz ty, jak długo trwał sen twój głęboki?”
„Zasnąłem gdy słońce na niebie wysokim,
Niewiele przebyło wczorajszej swej drogi;
Od rana więc spałem do rana snem błogim.”
Głos na to: „Wędrowcze, ty wiele lat spałeś;
Spójrz, ległeś spać młody, a starcem dziś wstałeś.
Już palma spróchniała, a źródło twe chłodne,
Pochłonął już piasek pustyni bezwodnej.
Wiatr zatarł już ślady ożywczej świeżości
Bieleją jedynie oślicy twej kości.”
Gdy starzec ze zgrozą zobaczył to wszystko,
Szlochając, pokornie pochylił się nisko…
Lecz oto w pustyni cud dziwny się dzieje,
Minione ożywa na nowo, pięknieje.
Już palmy kołysze się czasza cienista,
A z piasku suchego źródełko wytryska.
I szkielet zetlałej oślicy powstaje,
Obleka się w ciało, ryk głośny wydaje.
Znów silny i rześki wędrowiec się czuje,
Krew młoda mu w żyłach radośnie pulsuje
I świętym zachwytem napełnia się dusza –
I z Bogiem wędrowiec w swą drogę wyrusza.
1824
AKWILON
Czemu ty, groźny akwilonie,
Nisko przybrzeżną trzcinę kłonisz
I na dalekim nieboskłonie
Gniewnie obłoczek lekki gonisz?
Jeszcze niedawno ciemne chmury
Całe niebiosa spowijały,
Niedawno też na stoku góry,
Wznosił się dumnie dąb wspaniały.
Zerwałeś się, wietrze zuchwały,
Burzy i sławy porywami –
Przegnałeś precz chmur ciemnych zwały
I dąb wyrwałeś z korzeniami.
Niech teraz słońce zajaśnieje
Na niebie czystym ponad nami,
Niech wietrzyk igra z obłokami
I trzcina się łagodnie chwieje.
1824
SPALONY LIST
Żegnaj liście drogi! Ona tak kazała…
Długo z tym zwlekałem. Długo też nie chciała
Rzucić ciebie w ogień nieposłuszna dłoń…
Nadszedł czas; miłosny liście teraz płoń!
Ja jestem już gotów; dusza się nie wzbrania…
Oto płomień chciwy kartki twe pochłania…
Jeszcze chwilę!... Płoną… Delikatny dym
Snuje się i ginie wraz z błaganiem mym.
Straciła swój zarys pieczęć odciśnięta,
Bo lak się roztapia… Opatrzności święta!
Zwija się, ciemnieje, traci list swój kształt…
Pierś ma się ścisnęła: już prochem się stał…
Rozkaz wykonany! O miłe popioły,
Uboga pociecho w życiu niewesołym,
Wieczną z was pamiątkę będę w sercu miał…
1825
Do ***
W pamięci żyje to olśnienie,
Gdy cię ujrzałem pierwszy raz:
Jak piękna czystego wcielenie
Był wtedy twej urody blask.
Choć me nadzieje próżne były,
A wir światowy trwożył mnie,
Długo mi dźwięczał głos twój miły
I widywałem cię we śnie.
Lecz buntu porywy zuchwałe
Stłumiły w sercu marzeń żar
I głos twój miły zapomniałem,
I twych niebiańskich rysów czar.
Gdzieś, w mroku mojego więzienia,
Czekałem na udręki kres
Bez ideału, bez natchnienia,
Bez życia i miłosnych łez.
Aż przyszło duszy przebudzenie
I znów się pojawiłaś w niej;
Jak piękna czystego wcielenie
Zajaśniał blask urody twej.
I serce me radośnie bije:
Odkąd w mych myślach jesteś ty
Ideał mam, natchnienie, żyję,
Kocham i czasem ronię łzy.
1825
WYZNANIE
Ja panią kocham, burząc się
I w nieszczęśliwym tym obłędzie,
U pani stóp to wyznać chcę,
Choć próżny trud i wstyd to będzie.
To nie wypada. W moim wieku
Według rozumu czas już żyć;
Poznałem jednak, czym w człowieku,
Miłości ból potrafi być.
Bez pani – pustka niewesoła;
Przy pani – też smutno i źle.
I choć sił brak, ja pragnę wołać:
Aniele, jak ja kocham cię!
Gdy w pani pokoju gościnnym,
Słyszę szmer sukni, lekki krok
I głos tak dziewczęco niewinny,
To ćmi się rozum mój i wzrok.
W uśmiechu szukam pocieszenia,
Smuci mnie obojętny gest;
Nagrodą za ten dzień cierpienia,
Dotknięcie białej dłoni jest.
Gdy pani z głębokim skupieniem
Pochyla się nad haftem swym,
Wtedy ja, milcząc, z rozczuleniem
Jak dziecko się raduję tym!...
Czy me nieszczęście wyznać teraz,
Żal, zazdrosnego smutku cień,
Gdy pani właśnie się wybiera
Gdzieś, na przechadzkę w słotny dzień.
Te łzy samotnie wylewane,
W zakątku wdowim, już nie raz,
I te wyjazdy niespodziane,
I ten fortepian w zmierzchu czas…
Alino! Pragnę twej litości,
O miłość nie śmiem błagać ja.
Aniele, sprawia grzeszność ma,
Że wart nie jestem twej miłości.
Pani! Pozorów choćby ślad
Wyrazić chciej swymi oczami.
Tak przecież łatwo mnie omamić…
Sam siebie oszukuję rad!
1826
TALIZMAN
Tam, gdzie morze pianą pryska,
Bijąc o przybrzeżny głaz
I gdzie księżyc cieplej błyska,
W słodki mgieł wieczornych czas,
Gdzie po rozkoszach haremu
Muzułmanin smacznie śpi,
Piękna wróżka – nie wiem czemu –
Talizman wręczyła mi.
Potem czule przemówiła:
„Strzeż go pilnie niby skarb,
Jest w tym talizmanie siła,
Bo to jest miłości dar.
Ty przed burzą i wichurą,
Przed cierpieniem w życiu swym,
I przed mogiłą ponurą
Nie szukaj ratunku w nim.
On ci nie da złota wiele,
Bogactw Wschodu, licznych sług;
Nie upadną też czciciele
Proroka do twoich nóg.
Nie ma ten talizman mocy
Byś do miłych wrócił stron
I z Południa ku Północy
Nie poniesie ciebie on…
Lecz jeśli podstępne oczy,
W sercu twym rozniecą żar
I nocą cię zauroczy
Dotyk obojętnych warg –
Jeśli chcesz uniknąć biedy,
Nowych ran i nowych zdrad,
Przyjacielu miły, wtedy
Po talizman sięgnij rad.”
1827
WSPOMINANIE
Gdy śmiertelnemu cichnie gwarny dzień
I gdy na miasta zarys ciemny
Na wpół przezroczy wpełza nocy cień
I sen, nagroda za trud dzienny,
Nadchodzą dla mnie w owej nocnej ćmie
Męczące godziny zwątpienia,
I coraz bardziej palą wtedy mnie
Żmii serdecznej ukąszenia.
W duszy się tłoczy różnych marzeń rój,
Aż w końcu nadchodzi godzina,
Gdy wspominanie nieskończony zwój,
Rozwijać przede mną zaczyna.
I gdy swe życie odczytuję wstecz,
Przeklinam siebie i strofuję,
Gorzko się skarżę, gorzko płaczę, lecz
W zwoju zdań smutnych nie zmazuję.
1828
PRZECZUCIE
Oto znowu ciemne chmury
Gromadzą się wokół mnie;
Los zawistny, los ponury
Swoje groźby ku mnie śle…
Czy ja wytrwale i hardo
Stawię czoła doli złej,
Z dawną młodzieńczą pogardą
Idąc wprost naprzeciw niej?
Czuję się życiem znużony,
Burze mi nie straszne są;
Może kiedyś wyzwolony
Z trosk, odnajdę przystań swą…
Przeczuwając udręk wiele
I rozłąki długiej czas,
Ścisnąć rączkę twą, aniele,
Spieszę dziś ostatni raz.
Aniele cichy, łagodny
Powiedz czule: żegnaj już,
Zasmuć się, lecz wzrok pogodny
Ku mnie zwróć, lub oczy zmruż.
I wnet od tych marzeń miłych
Znika w duszy troski ślad;
Dumę, odwagę i siły
Mam znów jak za młodych lat.
1828
KWIATEK
Kwiatek uschnięty i bezwonny
Znalazłem dzisiaj w książce tej –
I wiele pytań nieuchronnych
W duszy się pojawiło mej.
Gdzie on rozkwitał, w której stronie
I czy na długo? Kto go rwał?
Obce miał, czy znajome dłonie
I czemu go zasuszyć chciał?
Pamiątką spotkania miłego
Był, czy rozłąki koił ból?
Czy w czas spaceru samotnego,
Wiosną ktoś zerwał go wśród pól?
Czy ona, on, czy oni żyją
I dokąd mógł ich rzucić świat?
A może zwiędli, gdzieś się kryją,
Jak w książce tej nieznany kwiat…
1828
***
Na wzgórzach Gruzji leży nocna mgła:
Słyszę Aragwy szum przed sobą.
Tęsknię, lecz miłą jest tęsknota ma,
Ona jest przepełniona tobą.
Tobą jedynie… Mych szczęśliwych snów
Niczym nie zmącę, nie zatrwożę.
Serce me płonie, kochać pragnie znów –
Ono nie kochać cię nie może.
1829
***
Żył raz biedny rycerz, który
Prosty i milczący był;
Twarz miał bladą, wzrok ponury,
W duszy wielką prawość krył.
Niedostępną rozumowi,
Wizję miał za młodych lat,
Która w sercu rycerzowi
Trwały zostawiła ślad.
Raz, gdy traktem ze stolicy
Do rodzinnych wracał stron,
Postać Maryi Dziewicy
Obok krzyża ujrzał on.
Czując miłości płomienie,
On czystości złożył ślub.
Na kobietę, choć przez mgnienie,
Spojrzeć nie chciał aż po grób.
Odtąd przyłbicy stalowej
Nigdy nie podnosił krat;
Zamiast szarfy kolorowej,
Różaniec na szyję kładł.
Trójcy Świętej: Ojca, Syna
I Ducha na wieków wiek,
Brakło w modłach paladyna.
Bardzo dziwny był to człek.
W Przenajświętszej twarz wpatrzony,
Długo każdej nocy trwał
I do głębi poruszony,
Rzeką łzy tęsknoty lał.
Miłości, wiary, nadziei
Pełen, ufny w wizję swą
Słowa: Ave, Mater Dei
Na tarczy wypisał krwią.
Tak, jak inni paladyni,
Na wschód wyruszył bez trwóg.
W Palestynie, na pustyni,
Zadrżał przed nim wiary wróg.
Lumen Coelum, Sancta Rosa!
Wołał, kiedy ruszał w bój;
Ogarniała wtedy groza
Muzułmanów cały rój.
A gdy już do zamku wrócił,
Głuchy był na świata gwar.
Wciąż miłował, wciąż się smucił,
W końcu bez Komunii zmarł.
A gdy kończył życie swoje,
Zły duch już w pobliżu stał,
Bo w piekielnych bram podwoje
Jego duszę zanieść chciał:
„Wszak nie modlił się do Boga,
W czasie postu mięso jadł,
Snując się po świata drogach,
Za Chrystusa Matką w ślad.”
Ale Przeczystej wzruszenie
Paladyna dolą złą,
Sprawiło, że mu zbawienie
Prośbą wyjednała swą.
1829
***
Gwarną ulicą idąc wolno,
Czy w przepełniony wchodząc chram,
Czy siedząc z młodzieżą swawolną,
W swych myślach pogrążony trwam.
I mówię tak: lata przeminą,
Ilu bym tu nie widział nas,
Spotkania z wieczności krainą
Dla wszystkich kiedyś przyjdzie czas.
Gdy widzę tam, gdzie były lasy
Dąb, który wiele przetrwał burz,
Myślę: przeżyje on me czasy,
Jak wiek mych przodków przeżył już.
Gdy czule niemowlę całuję,
Już wtedy myślę: żegnam cię!
Ja tobie miejsce ustępuję:
Ty kwitniesz, ja w proch zmieniam się.
Dni życia, godziny, minuty
Uważnie śledzę w myślach mych,
Bo tajemnicy mgłą osnuty,
Swój kres wyczytać pragnę w nich.
Jaka i gdzie śmierć mi pisana:
W boju, w obczyźnie, w falach mórz?
Jaka dolina zapomniana,
Mój proch na wieki przyjmie już?
A choć to czucia pozbawionym
Powinno obojętnym być,
Pragnę, by moich stron rodzonych,
Ziemia mnie kiedyś mogła skryć.
I niechaj wiecznie życie młode
Rozkwita u mogiły bram,
A świat zachowa swą urodę,
Choć jest tak nieprzyjazny nam.
1829
***
Na cóż ci imię me? Być może
Umilknie ono wnet na wieki,
Jak fali plusk o brzeg daleki,
Czy jak szmer nocny w głuchym borze.
Może zostanie w tym albumie
Jedynie martwy ślad, podobny
Do dziwnych napisów nagrobnych,
Których już dziś nikt nie zrozumie.
To wszystko co się z nim łączyło,
Gwar nowych przeżyć ci zagłuszy
I nutą wspomnień czystą, miłą
Już nie zadźwięczy w twojej duszy.
Lecz jeśli w samotnej godzinie,
Przypadkiem imię to odkryjesz,
Powiedz, że pamięć wciąż nie ginie,
Jest w świecie serce, w którym żyję…
1830
SONET
Scorn not the
Sonnet, critic
Wordsworth
Surowy Dante nie gardził sonetem,
Petrarka miłość nim wyrazić chciał;
Lubił go ten, co wsławił się Makbetem,
Kamoens ból i smutek w niego wlał.
Dziś także sonet pociąga poetę:
On dla Wordswortha narzędziem się stał,
Który w przyrodzie znajdując podnietę,
Czystego piękna wyraża nim kształt.
I gór Taurydy osłonięty cieniem,
Litewski śpiewak, każde swe marzenie,
W ciasną sonetu formę umiał wpleść.
A choć go wciąż nie znały nasze dziewy,
Delwig zapomniał, oddając mu cześć,
Boski heksametr i jego zaśpiewy.
1830
KOŃ
(z cyklu: Pieśni zachodnich Słowian)
„Czemu rżysz mój koniu siwy,
Czemu dumny kark się gnie?
Nie rozwiewa galop grzywy,
Nie rwą uzdy zęby twe.
Czy złym panem jestem tobie,
Mało owsa daję w żłobie,
Rzęd nie dość bogaty masz?
Wodze wszak z jedwabiu tkane,
A strzemiona pozłacane
I w podkowach srebrnych gnasz.”
A koń smutny tak się żali:
„Stygnie w moich żyłach krew,
Bo ja słyszę tętent w dali,
Trąby głos i strzały śpiew.
Rżę, bo wiem, że już przez pola
Długo mi nie dane mknąć
Tak swobodnie, kędy wola,
Pyszniąc się urodą swą.
Wkrótce ten mój rzęd galowy,
Jako łup zabierze wróg
I srebrzyste me podkowy
Także zerwie z lekkich nóg.
Myśl też dręczy mnie ponura,
Że mój czaprak zdejmą wnet
I okryje twoja skóra,
Kiedyś mój spotniały grzbiet”.
1834
Przełożył: Andrzej Lewandowski