***
Wśród zabaw, w czas nudy bezpłodny,
Zdarzało się, że z liry mej
Dobyłem jakiś ton niegodny:
Szaleństw lub namiętności złej.
Lecz zaraz dźwięki te zuchwałe
W strunach, tłumiły dłonie me,
Gdy głos Twój groźny usłyszałem,
Który porażał wtedy mnie.
Gdy wylewałem łez strumienie,
Zmieniał się jego gniewny ton;
Na poranione me sumienie,
Jak wonny balsam spływał on.
I dziś, z duchowej wysokości,
Rękę wyciągasz ku mnie Ty
I gestem pełnym łagodności
Odmieniasz me szalone sny.
A dusza ogniem twym palona,
Porzuca ziemskie sprawy swe
I serafina harfy ona,
W przestrachu świętym słuchać chce.
1830