Archiwum

Małgorzata Foryś - Wiersze

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Spis treści

Ta druga




Może i można inaczej
może nawet z całkiem innej strony.
Wyjść z siebie, stanąć obok, popatrzeć.
Zwrócić.
Tylko że,
odruch wymiotny boli.
Janka mówi, że trzeba wsadzić
głęboko do gardła dwa palce
i samo pójdzie. Ale droga
ręki do ust taaaka daleka.
Treść podchodzi pod gardło,
wywraca kiszki na lewą stronę,
otwiera nóż w kieszeni.

Może i można do życia podejść
od drugiej strony, pod warunkiem,
że wie się która to druga.






 



California hotel



hotele znam bardzo dobrze
rzec można od podszewki
kandelabry złocone paniusie z recepcji
wiem gdzie maszyna do lodu
jak zadzwonić po boya
i że oczywiście trzeba być za
nie przeciwko dyrekcji

hotelowe zwyczaje room service
(zostawiajcie napiwki)
pościel pachnąca sprayem
niekoniecznie zmieniona
polerowany do bólu wózek na walizki
ogólna panika gdy przyjechać ma
bardzo ważna persona

hotele znam na przewylot
lustra w toaletach stołki barowe
piętra schody (lift for resident)
w hotelach życie jest wprost baśniowe
czemu więc hotel budzi we mnie wstręt
bez różnicy czy gwiazdka pierwsza czy piąta
... już wiem ja tam tylko sprzątam


09.04.19




Cemetery sunday


a na celtyckim cisza. pan z kosiarką zaraz
pójdzie do domu. postawiłam znicz obok
pierwszego z brzegu krzyża. ktoś przez mur
przerzucił pustą dynię, drogie auto zaparkowało
z fasonem. a na zielonej nie noszą chryzantem,

nikt nie szepcze do zdjęcia w granicie. nieśmiało
uklękłam. dziwnymi literami wyryty napis na płycie.
światłością wiekuistą trzasnęła zapałka.
a na wyspie znów pada. bezrobotny wiatr szuka
pożółkłych liści na cmentarzu obcego miasta.


09.11.02

 

 



Czas powiedzieć do widzenia


odchodzę bez żalu, już nierozbita wewnętrznie.
jeszcze pogłaszczę ulicę, obok fontanny krok
przyspieszę, nie rzucę pieniążka więcej. kamiennym
murkom pomacham z daleka.

odlatuję. dla samych truskawek warto wracać
do kraju, nieważne czy z bitą śmietaną czy bez.
tu czarne piwo ma smak deszczu, sfingowany śnieg.
a Leprekaun kłamał.

odjeżdżam bez żalu. spomiędzy zielonej trawy
wydłubię potłuczoną duszę. na słowo honoru
posklejam. i tak nigdy nie była czterolistna.


09.04.25

 

 



Ekstrawers(i)ja


Znów to mam.
Przychodzi z pierwszą myślą o tobie,
czasem bezmyślnie.
Zupełnie jak dziecko łapiące
za brzeg spódnicy mamy.
Ciągnie, szarpie, póki nie zwróci się uwagi.

Przyszło dziś rano, jeszcze nawet nie zdążyłam
dopić kawy. Złapało, ścisnęło i trzyma.
Nawet fajne uczucie, ale na dłuższą metę
dokucza jak jasna cholera. Próbowałam pozbyć
się ‘ręcznie’, odeszło na chwilę by wrócić
z jeszcze większym natręctwem.
Zastosowałam terapię zastępczą.

Napisałam wiersz.


10.03.07

 

 



I co z tego

są w życiu pewności i 'pewniki'
są też wyjątki od reguły.
są wołania bez odpowiedzi,
puste ekrany, wścibscy sąsiedzi.

jest mróz i zima i letnie opony,
zamarznięte na poboczu organy kontroli.
cierpliwości co się wyczerpują,
jest kraj na P gdzie wszystko się pier...

są płatne autostrady i wykolejone jezdnie.
są zusy, krusy, piny i inne regony.
ukryte talenty, zmarnowane szanse
jest ojczysta mowa której nie rozumiem.

są znajome miejsca i pseudo rodzina,
przyjaciółka jest, choć realnie jej nie ma,
i cukier słodki jak cukier ( bzdura, że krzepi)
są rzeczy potrzebne i niepotrzebne rzeczy.

jest kawa z puszysta pianką,
papieros z obsceniczną pretensją do buzi,
jest pióro i obłęd nad wciąż pustą kartką.
są dni lepsze i gorsze i noce bezsenne,

jest gra na nerwach i gra na zwłokę
i myśli górnolotne tak bardzo przyziemne.
jest szóstka w totka nigdy nietrafiona,
jest żona choć od dawna już nie żona.

są telefony, satelity i dżipiesy
elektroniczne są poczty, wirtualne ekscesy.
jest miejsce dla mnie na ziemi
o którym jeszcze nie wiem

i tylko
nie ma obok ciebie.                                        

 

 


 

Jedyny świat




vive le sexe wykrzyknął i skonał
pogląd co wierzył jeszcze do wczoraj
w uczucia. bez specjalnego znaczenia
kto strzela, roszada szeregowych,
liczy się efekt końcowy.
ładuj broń cel - pal, prosto między nogi,
tam gdzie winno być serce - dziura.
pieprzyć super ego (westchnęło libido),
knebel na sumienie. w spazmatycznym
orgazmie rozgrzeszenie.






09.06.29
błońskaM

 


 

Kaktus


czy ona wszystko wybacza
ile ma policzków- ta dziwka
miłość kiedy ściąga majtki

ile warstw zakłada na wszelki wypadek
i jak długie buty żeby zakryć piętę
ile musi wypić żeby nie pamiętać
ile zapomnieć żeby wytrzeźwieć
w jaki kwiat zamienić

jakim umrzeć wierszem


błońskaM
10.06.2010

 


 

Kaligrafia


dam ci mój wiersz.
od inicjału po ostatnią kropkę.
w dłoniach przyniosę,
rozsypię.

litery same znajdą sens,
majuskułą odręcznie zapiszą na skórze.
nieprzyzwoicie rozciągnięty wers
wchłonie margines.
sylaba po sylabie
schematy odepnie.

alfabet spoza wyobraźni
wypełni treść.
my - nadamy tytuł.


09.11.27

 

 


 

Kartka z pamiętnika


ósma czterdzieści dwie dwa tysiące dziewięć.
o przepraszam, czterdzieści trzy.
protestuję!.  zgubiłam minutę ( ukradli? )
dwudziesty siódmy. piątek przytknął dłonie
do czoła, macha palcami, na bank wariat.
nie podoba mi się pomysł zmiany czasu na letni.
chcę, żądam radykalnych zmian!
cofnięcia wskazówek o dekadę (lub dwie)
ustanowienia wiosny jedyną obowiązującą porą roku!
jeszcze we wtorek robiłam mostek i szpagat,
w czwartek kręglarz - sadysta dukał jakieś herezje,
że wyżej (nie dosłyszałam czego ) nie podskoczysz.
może i nie, ale próbować mogę...
09.03.27

 


 

Kartka z pamiętnika II


Czwarta pięćdziesiąt jeden. Dwa tysiące dziesięć.
Sączę kawę obserwując pająka. Strasznie tupie.
Czwartek. Osiemnasty marca. Kaloryfery jeszcze grzeją,
Sąsiad z naprzeciwka grzeje odkąd stracił pracę.

Odczułam nagłą i nieodpartą potrzebę napisania do ciebie.
Czasem myślę, że musisz mieć niezły ubaw czytając.
Odkąd cię poznałam robię się bogatsza.
Czytam Nietzchego, Freuda(o filozofii Kamasutry nie wspomnę)

Wiesz, chciałabym zostać poetą, ale boję się śmierci.
Świadomość, że świat się nie zawali z powodu
mojego odejścia, wyżyma żołądek jak Gustlik koszulę.

Wczoraj zastanawiałam się co to jest miłość.
ja chyba nie umiem kochać, bo za cholerę
nie rozumiem Kaziuka od Bolków.
wyciągneli go w tamtym tygodniu ze studni.

Życie to sadomasochistyczny skurwiel.
Kocham tego zboka.


10.03.18

 


 

Korelacja


dłonie nie widzą
nie muszą

chłoną miękkość słów
zanurzają się po nadgarstki
w nie wymyślone jeszcze znaczenia
chciwie zaciskając palce
pazernie
by nie dać szansy
ucieczce do gardła

dłonie nie patrzą
nie muszą

im bardziej krzyczysz
tym zaciskam mocniej

10.05.12

 

 


 

List do butelki


z braku palmy - stą kreską
naznaczam nogę od łóżka.
zapas papierosów gwarantuje życie.
Laptaszek gada tylko kiedy ja chcę.
jest dobrze.

nie zostawiam sygnałów dymnych.
upolowane dwie parówki z musztardą
zjadam na zimno. dla samej siebie
nie opłaca się walczyć o ogień.
jest kurwa dobrze.

przypijam do Laptaszka brudzia,
w końcu tyyyyyle nas łączy.
obiecuję zabrać go na tratwę,
jako kapitan nadaję jej imię

Faken Titanic


09.11.05

 

 


 

Machniom?


stworzyłam cię na swój obraz, niekoniecznie
na podobieństwo, choć nie ma większego znaczenia
jakiej jesteś płci. wymyśliłam ci siwą brodę, i duże,
białe dłonie, koniecznie takie jakie miał mój ojciec.

wmówiłam sobie, że jesteś gdzieś daleko,
w delegacji, albo w Irlandii stoisz na zmywaku
(a bo ty nie wiesz Boże, ale wymyśliłam cię Polakiem)
i gdybyś nie był tak bardzo zajęty to może spotkanie?

szkoda, że nie palisz, po mocnym sztachu pewnie
byśmy się dogadali. mam oryginalne Marlboro od 'ruska'
(tylko cztery i pół juro). ja ci wiersz, ty mi zbawienie.
albo wiesz co, zbaw mnie już teraz, po co czekać do śmierci.

milczysz. pomysł ci się nie spodobał.
ok, jutro wymyślę cię inaczej.
bez gwoździ.


10.03.01

 

 


 

Martwy sezon


Siedem jabłek na moim ręczniku ma gdzieś,
że jest styczeń. W przeciwieństwie do mnie,
bezczelnie szczęśliwe dojrzewają.

Spuchły mi dłonie, nie ma jednak tego złego,
inaczej zapomniałabym, że jestem mężatką.
Nawet na 'ślinę', nie mogę ściągnąć cię z palca.

Słupek rtęci nie kłamie. Jest minus ileśtam
boże pożal lat. Zmieniam się tumiwisistycznie prędko.
I nie rób takich wielkich oczu kochanie,

to dopiero początek naszej zimy.
10.01.31

 

 


 

Na piechotę


żółty dywanik już dawno przestał być żółtym,
śmietniczka opowiada wydarzenia z ostatniego
tygodnia. o! kolorowe opakowanie po batoniku
(a jednak były miłe chwile). dowód na istnienie

nieskazitelnej bieli ktoś przemyślnie umieścił
nad sedesem. i pomyśleć, że wystarczy ręką sięgnąć
by wszystko zafajdać. widzisz, życie to jedna wielka
niespodzianka. dwa kurki w umywalce już nie irytują.

nic nie jest zimne albo gorące.


10.02.17

 

 


 

Nagie wątpliwości


odziana w tęsknoty te zwykłe, przyziemne
drżę z zimna niepewna zupełnie, a może
z obawy, że nie przyjdziesz lub daj Boże

przyjdziesz, zechcesz z frędzelków i troczków
wyplątać mych pytań tysiące. co będzie,
co by było gdyby, co jeśli zbraknie mi siły
by ci się oprzeć przypartą do ściany.

za luźny w pasku wstyd z bioder się zsunie,
resztki rozsądku na żyrandol polecą,
i tylko jedna w głowie myśl uparta
czy będę wtedy taka jak lubisz...kobieca


09.04.09

 

 


 

Najbardziej subtelne zaciemnienie


pomiędzy otrzymanym a przyjętym,
jeszcze nieświadomie,
jeszcze na oślep,
czułością palców pierwiastki,
dotykam.

koniuszkiem języka ranty słów oblizuję,
oddechem wstrzymanym chroniąc niedorosłe.
spazmem ud z ust do ust przekazanym,
siedmiu bogów wymodlam dla siebie.


2010.05.09

 

 


 

Nie będziesz miał Chronosów cudzych przede mną


z dziurawej kieszeni żakietu
wysączył się leniwą strugą czas.
lepkobłękitny jak krew. zostawiając
za sobą nieuleczalnie tłustą plamę.

niespiesznie spłynął w kierunku - dół
wymachując środkową wskazówką
w dziwnie znajomym geście.

między wcześniej a później, bezimiennie
spółkując z dziurkami na sznurówki
opętańczo wykrzykiwał veni vidi vici.

intuicyjnie drugą kieszeń przekręciłam
na lewą stronę horyzontu zdarzeń.


09.03.22

 

 


 

Niebo w przeglądarce


cóż gwiazdom po blasku skoro niebo
zamknięto. tak świecić dla samej siebie,
to nudne zajęcie. ile można czekać
na odkrycie, zważywszy, że seria galileuszy
limitowana do sztuk słownie: jeden.

kosmos to nie to samo co planetarium
na podsufitce auta rozpięte. nijak tam
zmieścić galatyki, co najwyżej czarną dziurę
odciśnietą supernovym star obcasem.

na skróty wcale nie jest bliżej.
płacz mlecznej drodze w niczym nie pomoże.
wyprawa z motyką na księżyc nie ma sensu.

być może.


10.03.13








Oni zawsze wracają do swojego domu


dwie pary okularów. telefon, wymięta
paczka papierosów. z tępo wbitym wzrokiem
w zdychający na jej oczach tulipan
siedziała.

- ja też tu zdechnę.
z wykruszonych od pstrykania
na kelnera linii papilarnych, misternie
układała wzór na blacie stolika.
jego imię.

- nie, nie kawę, herbatę poproszę,
wątroba już nie ta. ile płacę?
rzuciła uśmiech numer pięć w stronę
kontuaru.
- reszty nie trzeba.

nadzieja umiera ostatnia - jakie to banalne
- pomyślała, dwudziesty dziewiąty raz
czytając niezrozumiałe nazwy w menu.
idiotka.

zadzwonić. nie, nie zadzwonię!
nie tym razem. koniec proszenia.
a może chory. może bateria mu padła.
ok. dzwonię.

- nie ma takiego numeru


09.10.11

 

 

 


 

Po wiele za sztukę


jaką miarą mierzy się wielkość poety.
obstawałam, że ilością wydanych tomików
ale Janka mówi, że teraz wystarczy mieć gotówkę
i każdy może sam siebie wydać.
jakoś mnie to nie przekonuje,
orgazm też mogę mieć sama, i co z tego.

handlowałam na bazarze męskimi gaciami,
po piętnastaku za sztukę.
znajomy poeta wydał tomik wierszy.
egzemplarz piętnaście złotych.
to ja pierniczę takie przedsięwzięcie,
nocami rozdzieram sobie duszę,
żeby potem opchnąć to za równowartość
męskich (made in china) gatek.

na bieliźnie znam się lepiej niż na poezji.
pragnę w tym miejscu także obalić mit,
że stopa mężczyzny ma ścisły związek
z wielkością członka.
butami też handlowałam.

Janka mówi, że ja nawet jak patrzę
na papier toaletowy to widzę poezję.
jak zawsze ma rację

wszystko jest do dupy


10.03.14






Poniżej i powyżej pępka


I co piękna ? Podrasowałaś się nieco.
Mają teraz takie świetne programy
kontrast, światło, cienie, co tylko zamarzysz.
Lifting image bez skalpela, SPA na kliknięcie.

Zdjęcie eksportowe z serii - chodź pan za mną.
Odjazdowy avatar gwarancją sukcesu.
Nie łudź się złociutka, nie dziw
i nie rycz mi potem wierszem,
że zamiast w umysł zaglądają w dekolt.


08.06.2010

 

 

 


 

Prostokąt zwany łóżkiem


dolewka kawy, odgrzany wiersz. w sumie
o trzeciej nad ranem można tylko odgrzewać.
widok z tapczanu boski. pajęczyna. miałam sprzątnąć
( bez paniki, jutro też jest dzień) i tylko kwiaty

na kołdrze niezmiennie kwitnące. żarówkę szlag trafił.
w czerwonym kloszu pod sufitem - słońce. pomyśleć,
mam wpływ na wszechświat sterując pstryczkiem,
pod warunkiem, że uda się dotrzeć do ściany, nim zza

burty łóżka, nie dopadnie mnie jakiś rekin czy też
inny spodousty. na wszelki wypadek założę kapok,
w pomarańczowym mi do twarzy. co robię do cholery
w środku nocy. nie ma światełka w tunelu,

(że o żarówce nie wspomnę). okno też przydałoby
się umyć - misterny szlaczek opowiadający wielokrotność
prób. przecież nie ma już białych rumaków. a tam,
tam pada śnieg, zapobiegliwi już kupili znicze

a ja tu siedzę i liczę jakieś pieprzone sylaby.
chcę do ciebie.


09.10.25


 


 

Przedział


Wbita między olbrzyma z przedłużonym telefonicznie
ramieniem a kobietę w czarnych okularach
pokonuję odległość.
Pociąg przyjechał o czasie
bezlitosnym dla mojej twarzy i tipsów.
Wraz z płaszczem rzucam nienawistne spojrzenie
blondwłosej. Zjada trzeciego pączka. Jest taka szczupła.
Nie pamiętające płynu do mycia lustro
szyderczo odbija kształty bagażu życiowego.
Bezwstydnie czerwona walizka,
bezczelnie inteligentny skórzany neseser,
i mój, nienaturalnie skulony, krzywy.
Jeszcze trzy tysiące słupów...
"otwieranie drzwi podczas biegu pociągu surowo wzbronione".
A jeśli to nie ten pociąg?
Czerwony wielki neon "Społem" krzyczy
euro spada jak bielmo z oczu.
Bez trzech i pół dioptrii łatwiej
przełknąć piątek.

10.10.2008

 

 


 

Rozpostrzeć skrzydła


w różowym drinku utopiony ślad ust. ostatnia
wątpliwość kolorową parasolką zemdlała
z wrażenia. w mokrych włosach jeszcze
wody szum, złośliwe ręczniki grają w chowanego.

ruszam wargami więc żyję. patrząc na ciebie
z lotu ptaka wszystko wydaje się pierwsze.
tylko mi nie mów, że pora już iść, nie dotrzesz
do drzwi. zgęstniałe od pragnień powietrze

celnikiem zagrodzi próg, zrewiduje sens raz
jeszcze i jeszcze. zamieńmy noc w celebrę
mowy bez słów, brajlem odczytując gesty
bezgranicznie, bezwstydnie, bezresztnie.


09.11.07

 

 


 

róż, róże i grzech pierworodny


pusty , porzucony worek foliowy, potęguje siłę wiatru.
zamiast psa wyje alarm auta sąsiadów. zasadniczo
to mi
i tak wszystko jedno.

w swojej naiwności wierzyłam, że kolor fatałaszków
wpływa na jakość życia.
teraz
mogę zrobić landrynkową wyprzedaż.

ktoś powiedział, że szczęście to brak cierpienia
a najlepszym sposobem na przedłużenie świeżości
róży
nacięcie łodygi ostrym nożem na krzyż.

dając człowiekowi młodość i rozum, Bóg zapomniał
o synchronizacji w czasie. zwykłe roztargnienie
czy
pieprzona złośliwość?


10.03.31


 


 

Towarowy odezłego


przecieranie okularów nie sprawia, że świat
staje się lepszy. zagrzebana we własnym
grajdołku, z kawą i fajkami po prawicy, czuję
się bezpieczna. za oknem choćby oko wykol,
jeszcze snem szczęśliwokamiennym śpią
papilociogłowe obok swoich spełnionych
w przerwie na reklamę mężów.

walczę nad wierszem już od tygodnia
takim z " miłowaniem na końcu języka"
każda następna fraza jest bardziej zakręcona
niż haczyk w WC. próbowałam
za mordę wyciągnąć jakieś złote myśli
ale wszystkie były piątej próby.

brzuchem do spodu, zasypiam. jeszcze rzut
oka czy aby nic spod kołdry nie wystaje,
bo zło przejeżdża każdym nocnym pociągiem
i tylko osiemnaście i pół metra dzieli od toru.


16.12.09

 

 


 

Wdech(ę)


na głębokim wdechu da się żyć i owszem, ale tylko
przez trzy błyśnięcia flesza. odpowiedni profil,
powłóczyste, boskie spojrzenie, podciągnięte
wprost proporcjonalnie do wieku, ramiączka stanika.

nawet największe zbliżenie nie pokaże
piekących wrzodów, zgagi, że o niedoborze estrogenów
nie wspomnę. nie wiem za jakie grzechy,
uparły się by mieszkać w moim brzuchu;
wiersze,
kobiecość,
obowiązek,
sumienie,
alter ego,
lęk.

więc nie mów, że wszystko mam w dupie.


10.04.26









Wierszem się nie kłamie


10 petów śmierdzi jak cholera
jestem nie tu nie teraz
rozdygotana jeszcze nie gotowa
strzępy wierszy urywki bez znaczenia
komunikat w radio w sprawie ocieplenia
36 i 6 (kto da więcej?)
drzwi nie zamknięte nie otworzone
mur nie do przebicia bilet w jedną stronę
byłam jestem będę głupią cipą zawsze
zbytnio ufam ludziom lub nie ufam sobie
na barykadzie zasiadłszy okrakiem
z zawleczką połknęłam białą flagę
ADHD w strofach (niech mnie ktoś dobije)
sprzeczności walą się po pyskach
halo tu jestem ! to ja


09.07.28

 

 

 


 

Zew jego na nas i na wiersze nasze


kieszeń to nie jest dobre miejsce na gwiazdy,
a piątek dniem na umieranie. darowany z góry
angaż na full time z przedwczesnym rozwiązaniem.

wczoraj jedna spadła na pysk (gwiazda znaczy)
krzyknęła - orient! nim zdążyłam wymówić życzenie,
przy napisie "roboty drogowe" chlapnęła o asfalt,
(moje koło od forda już tam było) choć dziura
bynajmniej (sorry-nie chodzi o nacje) nie czarna.

ale zaraz, chwileczkę, o czym to ja chciałam...

pociecha marna, że jesień też piękna (debilne ochy i achy)
znów będzie lać jak z cebra, zawilgotnieją przewody,
cholerny grat nie odpali. zadzwonię po kogoś.
krzyżyk - wpisz czternastocyfrowy ciąg czarnych mrówek
(oni myślą, że oczy wygrałam?) i tylko tak podejść
pieprznąć w łeb tego, co wymyślił starość.

ni cholery nie można się tutaj dogadać. mają kluski w gębie.
"ha ja" - już się miałam normalnie obrazić, będzie
mi tu jeden z drugim ajrisz ciągle przypominać,
bez tego wiem jaka jestem. dobrze że mam ręce
to mówić nie muszę. zbawczy dla narodu ustrój
wpychał język " obcy". paczemu - patamu, ja nie znaju.
siedem lat nauki. psorka od ruskiego wiecznie się czepiała
"ty błońska nie podskakuj, żadna z ciebie gwiazda"
nienawidziłam suki. głupia, stara panna.
kurcze, znów się zagalopowałam, o czym to ja chciałam...

już wiem... kieszeń nie jest dobrym miejscem
na gwiazdy, nigdy nie wiadomo kto wsadzi tam łapę.


09.09.18

 


 

Bardzo czysty wiersz


wiosna, przedświąteczna wariacja na miotłę i szufelkę,
nigdy nie uczestniczyłam w tym koncercie, i to nie,
że nie uważam świąt (uchowaj Boże) tylko nie uznaję wariacji,
więc sionko sobie świeci, bezczelnie wytykając paluchem
kilka milionów linii papilarnych na szybie kuchennej,
odciski duże, wyraźne, małe, zazwyczaj tylko dwupalczaste,
i odciski malutkie zupełnie takie jak w alei gwiazd.

i wszędzie, dosłownie wszędzie ty.

na półce z książkami, jesteś pojedynczym uśmiechem z podróży.
za oknem, stoisz leciwym już volkswagenem.
najgorzej jest pod prysznicem, wysączasz się z dziurek.
spływasz, jesteś w pianie, w kroplach, a potem zerkasz
z ręcznika suszącego się na kaloryferze, zrobiłam ci domek
we wnętrzu mojej dłoni, takie małe miejsce, to by tłumaczyło,
dlaczego zasypiam z zaciśniętymi pięściami.

i jak tu sprzątać, zresztą
z brudu się nie umiera.




Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.