mieć liczne wątpliwości ale nie mieć złudzeń
co do siebie samego pławiąc się w obłudzie
akceptacji poczynań na które się nie ma
wpływu w najmniejszym stopniu więc dłońmi obiema
podpisuje się cichą ugodę ze światem
nie czekając na żadną wymierną zapłatę
poza świętym spokojem z cichą rezygnacją
z własnych marzeń przelotnych z boku na to patrząc
można dostać konwulsji w wymiotnym odruchu
co jednak nie wyostrzy wzroku ani słuchu
oczyści tylko z żółci i pozwoli przyjąć
nową dawkę goryczy gdy ręce obmyją
Piłatowi podobni stronnicy Judasza
który do swej kompani ciągle nas zaprasza
czekają
watahy wiernych miernot na skrzydłach donosów
unoszą się czekając aby dojść do głosu
odnajdują sens życia w układów gęstwinie
która dzięki nim samym pięknie się rozwinie
nienawidzą wszystkiego co je tu przerasta
tak w maleńkich miasteczkach jak i wielkich miastach
czekają by z uśmiechem w codziennych zmaganiach
szepnąć słówko znaczące i nisko się kłaniać
tym od których zależy awans i wrażenie
względnego bezpieczeństwa do stosu kamienie
dorzucają co chwilę znacząc nimi swoje
sukcesy na ich miarę i wielkie podboje
świata który zamiera w ruchomych granicach
to daje satysfakcję i jakże zachwyca
napawa butną dumą i pozwala wierzyć
że zrobić można wszystko byle tylko przeżyć
tak mało
o słowo wciąż za mało o nikły gest dłoni
która nie jest podporą krwią tętniącej skroni
o uśmiech niestabilny jak pęknięcie twarzy
rysa na białej ścianie wśród chłodnych witraży
o spojrzenie zza firan wpół przymkniętych okien
które można pochwycić jeszcze sennym wzrokiem
o dotyk odczuwalny jedynie tęsknotą
za muśnięciem mgły pasma chodzi tylko o to
o oddech wirujący w gąbczastej przestrzeni
pulsujący przeczuciem że nic się nie zmieni
o światła akt strzelisty zza chmur kłębowiska
dlaczego tak dalekie to co widać z bliska
i żal tego co przecież nigdy się nie stało
gdy nadziei i czasu sączy się tak mało