Trudno jest oczywiście wyrazić w tym lapidarnym, ograniczonym wymogami formalnymi tekście cały wielowymiarowy ogrom wątków, tematów, problemów, aporii, które Norbertt Skupniewicz ujawnił w swoich dwóch tomach poetyckich. Autor tugdzieś oraz szkunera z niesłychaną, demiurgiczną wręcz swobodą operuje słowem, śmiałą metaforą i zaprasza nas do swojego literackiego świata, który powołał do istnienia dzięki niewiarygodnej malarskiej wyobraźni zaadoptowanej na potrzeby pisarskich reguł. Z natury rzeczy moja interpretacja będzie subiektywna, czyli zdeterminowana przez filozoficzne, literackie kategorie pojęciowe, które starałem się narzucić na fascynujący swoją duchowa i intelektualną dzikością nurt poezji Skupniewicza. Co zatem wyczytałem w tugdzieś oraz szkunerze?
Przede wszystkim warto zastanowić się nad tym, co łączy oba poetyckie tomy. Można naturalnie z przekorą stwierdzić, że reguły procesu edycyjnego, korektorskiego, drukarskiego itd. Mnie jednak tego rodzaju pragmatyzm nie przekonuje…
Dlatego chciałbym zaproponować czytanie tugdzieś oraz szkunera poprzez odwołanie się do metafory miejsca. W neologizmie tugdzieś zawarta jest informacja, która głosi, że w naturze miejsca zawarte może być oksymoroniczne napięcie pomiędzy tym, co dookreślone i tym, co nieokreślone. Każdy z nas instynktownie lub filozoficznie (czynił to Heraklit poprzez kategorię kosmosu) poszukuje swojego stabilnego miejsca w dynamicznej rzeczywistości. Z kolei szkuner już ex definitione jest takim miejscem, które chroni marynarzy przed nieprzewidywalnym chaosem mórz, oceanów, ale niestety również swoiście odgradza ich od uwodzącej tajemnicy wpisanej w naturę każdej wody, także tej wielkiej. Wypada również pamiętać, że to człowiecze, szczególne miejsce zlokalizowane „tugdzieś” lub na „szkunerze” jest zawsze punktem oparcia do kolejnej, dalszej wyprawy. Ja za Al-Gazalim, sufickim mistykiem, powiem, że w stronę transcendencji, do nieodgadnionego Absolutu. Do tego rodzaju metafizycznej peregrynacji zapraszają mnie/nas wiersze Norbertta.
Gdzie zatem szukać owego tugdzieś? Warto zaryzykować i najpierw zagłębić się w myślach podmiotu lirycznego, a także każdego z nas. Na szczególną uwagę zasługuje wiersz przedostatni (jeden z niewielu w tym tomie obdarzony tytułem; czy to znaczy, że poeta przeznaczył mu jakieś szczególne zadanie?). Podmiot liryczny stawia w nim fundamentalne pytania dotyczące potencji ludzkiej myśli. Czy myśl człowieka zdolna jest do przekroczenia krawędzi ludzkiego życia? Czy jej potęga predestynowana jest do oglądania rzeczywistości poza owa krawędzią? A może jest to jedynie/aż objaw kreacyjnych zdolności ludzkich myśli? Z kolei o wspomnianej wielowymiarowości, wielotematyczności twórczości Skupniewicza świadczy umieszczenie w owym wierszu dyskretnej, ale niesamowicie ekspresyjnej aluzji do wciąż trwającej krwawej wojny Rosji z Ukrainą. Czytelnika intelektualnie zniewala również swoboda czerpania z różnych mitologii i tworzenia z nich nowego świata idei. W omawianym wierszu „czterej bezradni” (czyżby niegdysiejsi jeźdźcy Apokalipsy?) „wloką się” w stronę pogańskiego „świętego kamienia”. Stare mity upadają, ale czy powstaną nowe, a może ich rekonstrukcje? Początek odpowiedzi na te pytania znajduje się w wierszu *** myśl – znikomy wybłysk rozumny (wiersz bez tytułu; cytuję pierwszy wers). To właśnie w tym utworze podmiot liryczny rozważa zjawisko potęgi i jednocześnie ulotności myśli. Okazuje się, że to właśnie ona charakteryzuje się potencją kreowania/odkrywania mitów. W ten sposób Skupniewicz wchodzi na drogę wskazaną już przez Brunona Schulza w Mityzacji rzeczywistości. Od siebie dodaje subtelną, skrzącą się paradoksem refleksję na temat trwałości myśli, która „wkuwa się imieniem w bryle czasu”, a jednocześnie „próchnieje”, czyli przemija. Odchodząc w przeszłość pamięci, potrafi jednak jeszcze „oślepić strachem wyimaginowanej boskiej grozy”. Jest więc ciągle mitotwórcza. Niestety współczesny paradygmat uprawiania nauki nie dostrzega wartości mitologizowania/mitotwórstwa. Być może dlatego już w tytule kolejnego wiersza (*** / nikt przecież nie sfotografował muzyki myśli ani boga /) czytelnik z zapartym tchem obserwuje tę rozgrywającą się w przestrzeni poetyckiej kolejną rekonstrukcję sporu pomiędzy pozytywistyczno-neopozytywistycznym widzeniem świata a potęgą ludzkiej, twórczej, demiurgicznej myśli. To właśnie z nią tyle nadziei na odrodzenie kultury europejskiej wiązał Mikołaj Bierdiajew. Dowodem jej zdolności do odradzania mitów jest przywołanie w wierszu wedyjskiego boga Indry i jego transcendentnych potencji.
Szczególne miejsce w poetyckim uniwersum omawianego tomu zajmuje *** ani to noc kupały, czyli szczególny, odrębny poemat na cześć odwiecznej tajemnicy istnienia. Właśnie ów tekst rozpoczyna drugi poziom literackiego eksplikowania fenomenu miejsca „tugdzieś”. Podmiot liryczny mówiący w owym poemacie stwierdza, że znajduje się ono w demiurgicznej mocy słowa. Chcąc wyjaśnić immanentny sens zaprezentowanej sugestii, należy rozpocząć od poetyckiej konstatacji na temat istnienia pewnego rodzaju napięcia gnozeologicznego, którego literacką manifestacją jest opowieść o kwiecie paproci. Stanowi on symbol rodzącego się w umyśle człowieka nabożnego pragnienia rozpoznania odwiecznej tajemnicy, która jest fundamentem kultury europejskiej. Zaprzeczeniem tego rodzaju postawy jest swoista poznawcza bezceremonialność, którą w omawianym poemacie reprezentuje „inteligentna ciekawość”. Niestety sygnalizowana bezceremonialność może doprowadzić do zniszczenia tajemnicy, a przecież takie tendencje w historii myśli europejskiej były obecne – wystarczy wspomnieć o sporze pomiędzy oświeceniem i romantyzmem. Jednakże podmiot liryczny sugeruje, że substancjalne zniszczenie tajemnicy w kulturze nie zapewni żadnej korzyści. Jest raczej dowodem swoistej bezradności umysłu. Dlatego umysł powinien próbować zbliżyć się do tajemnicy. Może zrobić to poprzez kontemplację, medytację, o których mówią wielowiekowe tradycje różnych religii. Nie znaczy to jednak, że ten rodzaj aktywności duchowej tożsamy jest z poznaniem teologicznym. Podmiot liryczny wydaje się podzielać w ten kwestii obawy arabskiego, średniowiecznego filozofa Ibn-Ruszda (Awerroesa), który teologiczne poznanie Boga ewidentnie dyskredytował. W poetyckiej narracji pojawia się wreszcie stwierdzenie, że „teolog znajduje się między bogiem a prawdą”. Natomiast w kolejnym kroku podmiot liryczny zaczyna już badać moc poetyckiego poznania (o tego rodzaju poznania wspomina także Jacques Maritain) i testować jego potencje do literackiego wyrażenia Absolutu. Rozpoczyna się zatem realizacja zapowiadanej próby dookreślenia owego „tugdzieś”, które sytuuje się w demiurgicznej mocy słowa. Bardzo szybko podmiot liryczny dostrzega jednak problemy związane z werbalizacją doświadczenia transcendencji, o których wspominali przecież chrześcijańscy mistycy. Dlatego oświadcza: „stan ezoteryczny umysłu nie zmieści się w formie doraźnie literackiej”. Czy jest konstatacja na temat słownej, poetyckiej bezradności wobec nieoznaczoności Absolutu? Oczywiście, że nie, ponieważ podmiot liryczny zaczyna swoją duchową, ale przecież również poetycką, czyli werbalną podróż w Tajemnicę wolności Boga, który wybrał ujawnienie się człowiekowi poprzez osobę. Jest to oczywiście echo dylematów Mistrza Eckharta dotyczących ludzkiej zdolności do poznania powierzchni i głębi Boga. Podmiot liryczny podąża wreszcie tropem sięgającej jeszcze pitagorejczyków wizualizacji trójkąta równobocznego (ukazującej porządek kosmosu), która dzięki zaakceptowaniu tradycji greckiej filozofii przez chrześcijaństwo stała się symbolem Tajemnicy Trójcy Świętej. Czemu jednak mają służyć te duchowe peregrynacje? Odpowiedź może być tylko jedna. Ich celem jest zbudowanie własnej, wykorzystującej demiurgiczną moc słowa, poezji, opowieści o istocie Absolutu/Boga. Takiego dzieła podjął się Słowacki w Genezis z Ducha, a także Bruno Schulz w swojej Wtórej Księdze Rodzaju. Widomym znakiem tego rodzaju prób podejmowanych w *** ani to noc kupały jest wypowiedzenie przez Skupniewicza własnej aporii określającej fenomen Boga: „ani jest-nie jest”. Zawarte w niej dziedzictwo teologii negatywnej Bazylidesa, Pseudo-Dionizego Areopagity subtelnie w chodzi w dyskusję z biblijnym „Jestem, który jestem” (Wj 3,14). O gnostycznych ambicjach poety świadczy również próba refleksji/rewizji archetypów kosmiczno-estetycznych, która manifestuje się za sprawą pytań:
„czy ład jest piękny / nieład czy jest niepiękny”
Czy poemat *** ani to noc kupały objawia czytelnikowi sygnalizowaną gnozę? Nie, ale jest pewnego rodzaju zapowiedzią. Jej swoistym zwiastunem jawi się poetycka wizualizacja ikebany, która za sprawą kunsztu ogrodnika/kwiaciarza zawsze stanowi próbę odczytania niewiadomego wpisanego w porządek ludzkiej, ale i kosmicznej egzystencji. Owego niewiadomego nie rozprasza jednak deklaracja podmiotu lirycznego, który głosi, że:
„tajemnicą bytu Wszechświata
jest intelektualny brak motywów istnienia Wszech-
świata”
Brak jednoznacznego odczytania tajemnicy, niewiadomego nie jest jednak nasycony pesymizmem. Jeśli nawet nie można racjonalnie wytłumaczyć faktu istnienia rzeczywistości, to zawsze warto próbować, czyli właśnie istnieć. Dlatego w wierszu *** słowo obecności…podmiot liryczny przeciwstawia się wszelkim uproszczeniom, które wpisane są w redukcjonistyczny paradygmat współczesnego uprawiania nauki. Nie zgadza się więc, aby „słowo obecności – jestestwo – wyeliminowano miałką” kategorią << bytu>>. Oczywiście wdaje się w tym momencie w śmiałą dyskusję z całymi pokoleniami filozofów, ale czytelnik bardzo szybko rozpoznaje, że nie chodzi tutaj o deprecjację filozofii, ale o sprzeciw wobec wspomnianego już redukcjonizmu. Z tego właśnie powodu podmiot liryczny tęskni do możliwości uzyskania wglądu (mistycznego? gnostycznego?) między Boga i Prawdę. Do takiej potencji filozofii wzdychał również przywoływany już Mikołaj Bierdiajew. Tak sprecyzowana tęsknota manifestuje się u podmiotu lirycznego potrzebą malowania. Czyżby poezja nie była jednak wystarczająco precyzyjna, a może nie jest aż tak metaforyczna jak szuka malarska?
Czy uwolnienie od owych metafizycznych dylematów przynosi ostatni wiersz tomu, czyli *** tu–gdzieś…? Warto w tym miejscu zauważyć, że zapis jego tytułu różni się od zapisu tytułu tomu. Poeta w swoim finałowym, niezwykle lapidarnym utworze pomiędzy tu i gdzieś wprowadza myślnik. Wypada pokusić się o stwierdzenie, że chce w ten sposób graficznie zasygnalizować odnalezione, poszukiwane miejsce. Wierzy, że może ono ochronić przed starszą siostra życia – śmiercią. To tylko tyle dodaje jestestwu poezja, sztuka? Aż tyle…
Z omawianą metaforą miejsca związany jest również tom szkuner. Wspomniana metafora funkcjonuje w nim w dwóch wymiarach. Ten pierwszy ujawnia się w tytułowym szkunerze, a przejawia się za sprawą fenomenu morza, które od wieków symbolizowało ludzkie życie wraz z jego sztormową dynamiką, sprzecznościami i chwilami cudownego uspokojenia. To swoiste falowanie pomiędzy wiatrem i flautą ilustruje ponadczasowy porządek rzeczy. Dlatego w przywołanym wierszu tak wiele jest manifestowanej przez podmiot liryczny miłości do żeglowania. Czytelnika urzeka kunsztowny dobór morskiego słownictwa, które uwypukla autentyczność doznań podmiotu lirycznego – życiowego żeglarza. W pierwszy wymiar metafory miejsca wpisuje się również wymowa wiersza gdzieżby indziej. Już w tytule można dostrzec ślad immanentnego dialogu z tomem tugdzieś. Wyrażenie „gdzieżby indziej” stanowi dookreślenie i wzmocnienie zdecydowanie enigmatycznego „tugdzieś”. A zatem w jaki sposób to miejsce gdzieżby indziej determinujące ludzkie jestestwo? Chcąc je literacko zwizualizować, poeta posłużył się w swoim utworze opisaniem maski, która ułatwia człowiekowi nurkowanie i nagle zaczyna przepuszczać do swojego wnętrza wodę. W ów niesłychanie dramatyczny sposób dociera do czytelnika prawda o tym, że zachęca ona wprawdzie do eksploracji wodnej głębiny, ale jednocześnie stanowi jedyne i niestety bardzo wątłe zabezpieczenie przed morskimi niebezpieczeństwami. Z drugiej jednak strony ta delikatna granica wydaje się jedynie podkreślać swoistą tożsamość ludzkiej cielesności z wodą, która stanowi jej główny składnik. Czy opisana maska nie wzmacnia równocześnie pewnego rodzaju intelektualnej/duchowej pokusy zapytania o możliwość zacierania/przekraczania granicy pomiędzy wodami ciała i wodą morskiego żywiołu. Warto także zaryzykować stwierdzenie, że jest to ponowne rozmyślanie nad podejmowanym przez mistyków wielu religii problemem rozpłynięcia się ludzkiej duszy w oceanie Boga.
Poszukując w omawianym tomie przykładów eksponowania fenomenu metafory miejsca jako manifestacji demiurgicznej mocy słowa, wypada zwrócić uwagę czytelnika na kolejny wiersz/poemat rozdział pierwszy. Niemal instynktownie dostrzeże on manifestujące się w tekście nawiązania do ks. Rodzaju, a co za tym idzie również do jej literackich reinterpretacji dokonanych m.in. przez wspomnianego już Słowackiego oraz Schulza.
O apokryficzności rozdziału pierwszego świadczy przede wszystkim poetycko i metafizycznie śmiała rewizja genezy świata. Podmiot liryczny głosi:
„Najpierw była woda
-
potem wyrzeźbiłeś kielich
-
kielichem ofiarnym jest ten w rubinowym kamieniu
cięty”
Z kolei ezoterycznie intrygujące jest przeciwstawienie owego rubinowego kielicha świętemu Graalowi, które manifestuje się następującymi strofami wiersza:
„Graal zawładnął wyobraźnią bardziej
niż rubinowy doskonały w krasie”
Następnie pojawia się jednoznacznie sformułowana deklaracja o potrzebie poszukiwania owego rubinowego klejnotu. Czyżby była to aluzja do odwiecznej gnostyckiej idei o poszukiwaniu fundamentalnej wiedzy, gnozy o naturze rzeczywistości? Wiele znaków zapytania wywołuje także krytyczne nawiązanie do Janowego „Na początku było Słowo” (J 1,1), a które w poetyckiej transkrypcji ma postać: „na Początku było Słowo” (słowo początek jest pisane przez poetę wielka literą). Podmiot liryczny przekonuje, że z ontologicznego punktu widzenia „Słowo” nie może istnieć przed zapisaniem go przez autora. Wdaje się w ten sposób w dyskusję z tradycją grecką, która nauczała o Logosie istniejącym niezależnie od człowieka, a także przekonaniem Żydów o istnieniu Tory spisanej i niespisanej. Czy tego rodzaju deklaracje świadczą o tworzeniu/odkrywaniu przez poetę własnej gnozy o istocie rzeczywistości? Myślę, że tak, a świadczy o tym m.in. metafizycznie doniosłe, nowe odczytanie kategorii Dobra i Zła (poeta zapisuje je wielką literą, czyli na sposób manichejski). Dlatego pozwala także wypowiedzieć podmiotowi lirycznemu poniższe słowa:
„Zło mogło przybyć już wtedy
zanim przybłąkało się Dobro niepewne a bezdomne”
To zaskakujące zadomowienie „Zła” w świecie i „bezdomność Dobra” prowadzi do zasadniczej zmiany w narracji o stworzeniu, ale podróż ku tego wiedzy każdy musi przebyć już indywidualnie – zachęcam do lektury.
Od strony graficznej okładki tomów wierszy Norberta Skupniewicza uwodzą wysmakowanym ascetyzmem. Tom tugdzieś zawiera również dwa, wzajemnie współbrzmiące rysunki autora, które stają się swoistą ucztą dla oczu czytelnika. Bardzo dobrą techniczną i edytorską jakość wspomniane tomy zawdzięczają oczywiście niezawodnemu wydawnictwu Atena.
Zapraszam do lektury poetyckich, duchowych, ezoterycznych światów pomieszczonych tugdzieś oraz na szkunerze…
- Skupniewicz, tugdzieś, Wydawnictwo Literackie ATENA, Poznań 2023, s. 88.
- Skupniewicz, szkuner, Wydawnictwo Literackie ATENA, Poznań 2023, s. 82.