Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

W odległości 5 km na południowy wschód od Wilna, przy szosie prowadzącej do Mińska leży Niemież, niewielkie, liczące nieco ponad 3 tysiące mieszkańców miasteczko. Dzisiaj prawie nic nie znaczące, sześć stuleci temu było niemalże litewską stolicą. Tutaj wielcy książęta litewscy mieli swój zamek. Pomieszkiwał w nim najsłynniejszy z nich – książę Witold. A gdy jego żona Julianna zachorowała, wielki mistrz krzyżacki, Paul Bellitzer von Russdorff, wysłał do Niemieży swojego lekarza, by przywrócił ją do zdrowia. Na zamku tym przebywał też, przysłany przez tego samego mistrza, karzeł Hanne. Miał on niby zabawiać księcia Witolda, a w rzeczywistości był krzyżackim szpiegiem na litewskim dworze. W Niemieży Aleksander Jagiellończyk, nim został królem Polski, a był jeszcze wielkim księciem litewskim, spotykał w lutym 1496 roku swoją narzeczoną Helenę, córkę wielkiego księcia moskiewskiego, Iwana III Srogiego. Władysław Syrokomla tak to spotkanie opisał: Gdy się Aleksander z całym dworem i panami radnymi przybliżył, księżniczka wysiadła z pojazdu na rozesłany złotogłów i czerwone sukno, podała rękę przyszłemu mężowi, a po wymianie kilku słów uprzejmych, narzeczeni udali się do miasta; ona jechała w saniach, on konno jej towarzyszył. 160 lat później, podczas wojny polsko–moskiewskiej, gdy Wilno z większą częścią Litwy było w rękach Rosjan, w Niemieży Jan Kazimierz zawierał w 1656 roku rozejm z carem Aleksym I Michajłowiczem z dynastii Romanowów. Rozgrywały się więc w tym miasteczku wydarzenia dla Litwy bardzo istotne, a niemieżski zamek gościł w swoich murach nietuzinkowych ludzi, nim rozpadł się w początkach XVI wieku.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

I. Maryniakowa w szkicowym wprowadzaniu do tego skromnego pod względem objętości artykułu popełniła typowy błąd tej grupy badawczej, mianowicie utożsamienie terminu filiponi z filipowcami i sprowadziła kategorię popowstwa li tylko do uznawania tych duchownych, którzy przyjęli chrzest według dawnego rytuału. Niemniej w sferze językoznawczej nie porusza się jak we mgle, tylko precyzyjnie zalicza język rosyjski staroobrzędowców w Polsce do gwary typu wyspowego, która znajduje się w otoczeniu języka polskiego w odmianie ogólnopolskiej, a na Mazurach (w przeszłości) także niemieckiego, zachowując liczne pierwotne właściwości fonetyczne, morfologiczne, składniowe i leksykalne, wskazujące na związek z grupą zachodnią środkowowielkoruskich okających gwar typu południowo-pskowskiego i północnowitebskiego. Ciekawa, religijnie motywowana, jest u starowierów ekspresyjność wypowiedzi (nie wolno o drugim człowieku mówić źle ani używać przekleństw i wulgaryzmów), sprowadzająca się do powściągliwego wyrażania negatywnych emocji i przewagi deminutywnych (spieszczających) formacji sufiksalnych. Obecnie, w wyniku procesów unifikacyjnych i globalizujących ma miejsce współbytowanie dwóch systemów językowych w aspekcie diachronicznym, choć już przy wyraźnej dominacji języka polskiego u młodzieży.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

We wsi  Ponary skrył się w gęstwinie zieleni zapuszczonego parku stary dwór. Chociaż obecnie zaniedbany i mocno podniszczony, wygląda niezwykle malowniczo w otoczeniu wiekowych drzew, rosnących na wysokim brzegu Wilii, płynącej meandrami wśród zalesionych wzgórz. Zaczął go budować przed dwustu laty książę Stanisław Puzyna , a dokończyć miał jego zięć, Józef Römer. Stanisław ks. Puzyna (?–1821) herbu Oginiec, sekretarz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, kupił majątek Ponary w 1795 roku od Ludwika Szymona Gutakowskiego (1738–1811) herbu Gutak, szambelana królewskiego, posła na Sejm Czteroletni, i przekazał go w 1819 roku córce Aleksandrze (1800–1850), gdy ta wychodziła za mąż za Józefa Römera (1787–1842) herbu Laski. Budowa nie została jednak zakończona. Budynek dworski miał składać się z trzech jednopiętrowych członów zespolonych parterowymi łącznikami. Tymczasem postawiono pięcioosiowy, dwukondygnacyjny korpus główny, pokryty dachem dwuspadowym oraz jedno skrzydło boczne, z takim samym dachem i również piętrowe, prostopadłe w stosunku do części głównej i spięte z nią parterowym, trzyosiowym łącznikiem. Niepozorne główne wejście znalazło się w głównym korpusie. Poprzedzał je mały taras przykryty jednospadowym dachem. Natomiast drugie wejście, bardziej ozdobne umieszczono asymetrycznie w łączniku. Poprzedzał je dwukolumnowy portyk zwieńczony półkolistym frontonem, obwiedzionym kostkowym gzymsem. Taki sam gzyms wieńczył elewacje korpusu głównego, a gzyms kroksztynowy – elewacje skrzydła bocznego i łącznika. Wszystkie te elewacje zostały skromnie ozdobione za pomocą lizen i poziomych nadokienników. Natomiast dekorację elewacji bocznej korpusu głównego stanowiło boniowanie, zaślepione okulusy z półkolistymi naczółkami oraz spływy wolutowe. W elewacji ogrodowej szczególną uwagę zwracał półkolisty, trójosiowy ryzalit łącznika, nakryty namiotowym dachem.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Entuzjazm W. Piotrowicza z powodu uregulowania położenia prawnego staroobrzędowców w RP kazał mu napisać o „wskrzeszeniu tradycji ustrojowych tego kościoła" (s.32), co jest anachronizmem, zważywszy na fakt, ze bezpopowcy zamieszkujący II RP nigdy nie tworzyli Kościoła, a tradycje Cerkwi przednikoniańskiej z racji pozbycia się przez bezpopowców hierarchii duchownej ograniczały się w zasadzie do soborności. Fenomenem natomiast uregulowań z 1928 roku, poprzedzonych decyzjami I Soboru z 1925 roku, było dostosowanie luźnych dotąd struktur wyznaniowych do struktur politycznych i społecznych, a także nowoczesnego, zachodnioeuropejskiego stylu organizacji społeczeństwa i państwa. Powstał Kościół bez duchowieństwa, jako fenomen na gruncie prawosławia. Na swój sposób było to nawiązanie do zachodnioeuropejskich Kościołów ewangelikalnych i kto wie, czy na tych rozwiązaniach nie bazowało.

W. Piotrowicz podaje skróconą statystykę Cerkwi pomarskiej w II Rzeczypospolitej: ponad 50.000 wyznawców w państwie (52 zbory), z tego 30.000 w województwie wileńskim (40 zborów); reszta w województwach: białostockim, nowogródzkim i poleskim. Warszawę zamieszkiwało 500 staroobrzędowców (s.30).

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Dorocznym zwyczajem, już po raz 14-sty od czasu swego powstania, Bractwo Inflanckie zorganizowało fascynującą wyprawę nawiązującą do historii i tradycji Zakonu Kawalerów Mieczowych. Oczywiście na przestrzeni lat 2001-2014 takich wypraw było znacznie więcej, ale tegoroczna miała szczególny charakter ze względu na rozległą i różnorodną trasę. Odbywała się drogą  morską: statkiem, promem, wodolotem, kutrem/ok.1400 km i drogą lądową minibusem/ok. 2600 km.
Przygotowanie wyjazdu wymagało wielkiej pracy i trwało co najmniej pół roku. Należało zarezerwować promy, noclegi, itp. tak, aby zmieścić się w budżecie do 2500 zł.
Oczywiście warunki klimatyczne, noclegowe, transportowe były w tym dolnym standardzie turystycznym, chociaż mieliśmy też  prawdziwą ucztę kulinarną na promie do Turku, ale 19 braci + 1 siostra + 1 kierowca minibusa przywykli już do spartańskiego trybu życia. Drobne niedociągnięcia organizacyjne nie zakłóciły planowego przebiegu wyprawy.
Szczegółowy, skorygowany program wyjazdu załączono na końcu artykułu.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Ciąg dalszy z nr 1/2014

Varnas nieregularnie przesyłał Buračasowi po 150-200 litów, ale w rzeczywistości ani jeden, ani drugi nie pracowali dla zysku. Obydwu bardzo mocno dopingowała idea ochrony sztuki ludowej, a przykład jednego był dla drugiego impulsem do pracy. Tak jednemu, jak i drugiemu pieniądze służyły do realizacji projektu. Buračas nie zgłaszał żadnych roszczeń do praw autorskich, cieszył się, że znalazł pokrewną duszę, od której niejednokrotnie otrzymywał wsparcie duchowe i pomoc materialną.
Wykonane przez siebie fotografie Buračas pozostawiał czasem w umówionym miejscu – jednym z takich miejsc były Šiauliai. W jednym ze swoich listów pisał, że pozostawił tam 130, innym razem 110 zdjęć, martwił się, że Varnas tak długo ich nie odbiera . Nieco później, zaniepokojony, pisał ponownie, że ponieważ nie ma od Varnasa żadnych wieści, pyta więc, czy otrzymał już przesłane mu 264 fotografie. Z listu wynika także, że badacze nie konsultowali ze sobą tras swoich podróży. Buračas, planując zapewne wyprawę do Kurtuvënai, Luokë, Upyna i Varniai, chciaů ustaliă, czy Varnas sfotografowaů juý znajdujŕce sić tam krzyýe. Z takim pytaniem zwróciů sić do niego w jednym z swoich listów .

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Nowa emigracja Rosjan do Erie
Miasto Erie doświadczyło kolejnej fali rosyjskiej emigracji z końcem lat 40-tych i 50-tych XX wieku. Emigrantami byli nowoprawosławni Biali (carscy) Rosjanie, którzy wskutek wybuchu rewolucji bolszewickiej, po 1917 roku opuścili Rosję i udali się do innych krajów, by uciec przed komunizmem. Większość z nich pochodziła z wykształconych rodzin. Na wygnaniu utrzymywali wysoki poziom języka i kultury. Po II wojnie światowej byli niemile widziani w niektórych krajach europejskich, w których wcześniej zamieszkali, więc prosili o azyl w Stanach Zjednoczonych. Wśród starowierców nosili oni przydomek „DPs" czyli „wysiedleńców".
Przykładem „wysiedleńca" jest Władimir Archipow. Jego matka urodziła się w Stawropolu Kaukaskim i studiowała w Petersburgu. Jego ojciec pochodził z regionu Donu i studiował w Kijowie. Podczas rosyjskiej wojny domowej w 1917 roku walczył w Białej Armii, a gdy armia ta została pokonana żołnierze jej uciekli do Turcji. Władimir urodził się w Sewastopolu na Krymie. Jego rodzina, gdy miał on jedynie kilka tygodni, przeniosła się do Belgradu. W stolicy Serbii poznał swoją przyszłą żonę Marię. Urodziła się ona w Belgradzie, też w rodzinie rosyjskich wygnańców. Jej matka pochodziła z Petersburga, a ojciec z Tuły. Dziadek ze strony matki był generałem w Białej Armii. Władimir i Maria uczęszczali do rosyjskiego gimnazjum w Belgradzie, gdzie uczyli się języka serbskiego i innych przedmiotów po serbsku. Kiedy podczas II wojny światowej miasto zajęli Niemcy, to Rosjanie ci uciekli do Salzburga w Austrii, gdzie umieszczono ich w obozie wysiedleńców. Po wojnie urzędnicy z Salzburgu chcieli ich wysłać spowrotem do Rosji, gdyż takie były wówczas układy z ZSRR. Władimir musiał długo więc wyjaśniać biurokratom, że nie mogą wrócić do Rosji, gdyż tam grozi im śmierć. Przedstawiono im alternatywę: albo udadzą się do Australii albo do Stanów Zjednoczonych. W 1949 roku opuścili więc obóz w Salzburgu i dzień przed Bożym Narodzeniem przybyli do Nowego Jorku. Następnego dnia zostali wysłani pociągiem do Anderson w stanie Indiana, gdzie byli utrzymywani przez rodziny rolników skupionych wokół Kościoła Braterskiego (Church of the Brethern). Władimir szybko znalazł pracę. Kiedy jego dwuletni kontrakt skończył się, zaczął szukać rosyjskiej społeczności prawosławnej, gdyż w Andreson nie było cerkwi. Usłyszał o Erie. W 1952 roku wraz z żoną przeprowadził się tam.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Jedną z mniej znanych, ale dostępnych turystycznie, wysp estońskich jest Abruka. Położona w linii prostej 6 kilometrów na południe od Arensburga (Kuressaare) na wyspie Ozylii (Saaremaa), wraz z przyległymi do niej Valiasesaar, Kasselaid i Linnaslitamaa zajmuje obszar 10 kilometrów kwadratowych.
Wydłużona w osi północ-południe na 7 kilometrów, szeroka jest na 1,5 kilometra. Ten mini-zespół wysp prawie w całości porastają lasy mieszane, z wyjątkiem podmokłych, często zalewanych brzegów oraz pastwisk w centrum Abruki.
Kiedyś tę uroczą wyspę zamieszkiwało kilkadziesiąt osób, dziś w okresie jesienno-zimowym, jedynie dziewięć, w tym dwóch młodych ludzi, którzy obsługują kuter „Abro", co za 15 euro jest w stanie przewieźć z ozylskiego pobytu Roomassaare i spowrotem spragnionych przyrodniczych atrakcji turystów (abro. @kaarma.ee, tel. 003725122236).
A atrakcji tych jest sporo, począwszy od trzech typów lasów (idąc od niskiego brzegu w górę): olsu czyli siedliska olchy, poprzez las mokry (olcha, brzoza), a skończywszy na lesie zdrowym (dąb, sosna). Lasy, te stanowią rezerwat, a więc pozostają w stanie naturalnym, bez jakiejkolwiek wycinki.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Z pozycji zdecydowanie starowierskich opracowania historyczne dotyczące Litwy wyszły spod pióra przewodniczącego Naczelnej Starobrzędowej Rady Staroprawosławnej Pomorskiej Cerkwi Litwy Iwana Isajewicza Jegorowa (1905-1998). Wprawdzie nie odkryły one zbyt wielu nowych faktów, to jednak rozjaśniły czytelnikom spoza wyznania szereg, głównie teologiczno-eklezjalnych aspektów współczesnego bezpopowstwa. Był to ważny krok w kierunku przywrócenia perspektywy teologicznej i religioznawczej badaniom nad starowierstwem na obszarze ZSRR. Najważniejszy artykuł tego autora to Staroobrzędowa Pomorska Cerkiew na Litwie (Staroobriadczeskaja Pomorskaja Cerkow w Litwie), pomieszczony w konfesyjnym czasopiśmie „Kiteż- Grad" (1990).

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Prowadzony we wczesnych latach dwudziestych XX wieku świadomy proces amerykanizacji wyraźnie wpłynął na kulturę i język starowierskich emigrantów z Suwalszczyzny, Litwy i Łotwy. Dążono wtedy do unifikacji społeczeństwa, w przeciwieństwie do czasów dzisiejszych, kiedy to różnorodność i dziedzictwo są źródłem dumy, są wspierane i promowane przez administrację Stanów Zjednoczonych. Wtedy jednak fala wschodnioeuropejska, która była największą emigracją jaką doświadczyło to państwo, nie była mile widziana. Przybysze byli mocno zróżnicowani, wyznawali różne religie, mówili różnymi językami, byli bardziej chorowici i mniej wyuczeni. Wielu z nich przyjechało z terenów, na których toczyła się I wojna światowa. Dla starowierców I wojna światowa miała miejsce w ich domu jak i w domach ich krewnych, którzy nie przybyli do Ameryki, a więc oddziaływała traumatycznie. Kilku członków starowierskiej społeczności służyło w wojsku podczas I wojny; niektórzy z własnego wyboru, inni w wyniku powołania do armii. To też było osłabienie psychiczne przybyłych imigrantów.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Zawsze ciągnęło mnie poza granicę, na peryferie miasta, przestrzeni życiowej. Jako licealista chętnie uciekałem na przedmieścia mojej Łodzi, a jako student na prowincję – w góry i nad wodę. Najważniejszy dla mnie był wtedy ruch, odśrodkowy – środkiem i centrum był dom, a podróże odskocznią. Podróżowałem, by spotkać Innego. Zawsze Inność mnie pociągała. Od najmłodszych lat. Będąc dzieciakami, opuszczaliśmy z Jarkiem otoczenie naszego hotelu asystenckiego na przedmieściach i biegliśmy do brzeźniaka, by przyglądać się zmierzającym do lub z Łodzi taborom cygańskim. Chyba ostatnim, bo w tamtym czasie specjalna „gomułkowska ustawa" takiego życia Romom już od 10 lat zabraniała. O naszych cichych eskapadach obaj nie pisnęliśmy naszym rodzicom ani słowa. Elektryzowały nas muzyka i taniec przy ognisku oraz biegające dookoła dzieci. Najważniejsza była nasza kryjówka, z której podglądaliśmy Innego. Dreszcz emocji przechodzi mi dziś na wspomnienie naszych wypraw. Drugie równie ciekawe spotkanie z Innym przeżyłem dopiero na studiach. Przyczynił się do tego mój wykładowca z historii gospodarczej, który w 1990 r. miewał częste dygresje na temat źle–obecnych w PRL–owskiej historii mniejszości narodowych w Polsce. Rozbudzone zainteresowanie było na tyle silne, że po jednych zaduszkach w Krakowskiem u dziadków wybrałem się pierwszy raz do moich górali na Łemkowszczyźnie. Potem już świadomie dążyłem do kolejnych spotkań.
Nie wiem, czy Antoni Ossendowski najbardziej znany lucynianin w świecie lubił od najmłodszych lat podróżować, ale musiał do tego przywyknąć. Ossendowscy (Ossędowscy, Osendowscy) herbu Lis byli założycielami naszych sąsiedzkich Osędowic (wymienianych jako Ossandouice, Ossedovice, Osandovicze, a nawet Ossandouo) w końcu XIV w. Później wieś dworska przechodziła z rąk do rąk, ale po 200 latach o potomkach Ossendowskich wspomina Polski Słownik Biograficzny wymieniając Stanisława Ossędowskiego h. Lis, urodzonego w Dzierżawach (obecnie w pow. poddębickim w gm. Wartkowice), syna Tomasza, akademika krakowskiego, profesora prawa, poetę zmarłego ok. 1634 r.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

W XV wieku ziemia, na której leżą dzisiaj Bortkuszki (lit. Bartkuškis), należała do radziwiłłowskiego majątku Muśniki. W 1615 roku Olbracht Radziwiłł podarował kawał tej ziemi z istniejącą już wsią Bortkuszki i kilkoma folwarkami marszałkowi kowieńskiemu, posłowi na sejmy, rycerzowi Grobu Świętego, Andrzejowi Skorulskiemu (1590-1637) herbu Kościesza. Prawdopodobnie to on zbudował w Bortkuszkach pierwszą ziemiańską siedzibę, bowiem ród Skorulskich zadomowił się w tej wsi na bez mała półtora wieku. Ostatnim z tej rodziny właścicielem bortkuskich włości był Jan Skorulski, a jego córka Joanna, wychodząc za mąż za kasztelana połockiego, Antoniego Żabę (1700-1753) herbu Kościesza, wniosła je do rodziny Żabów. Z 1759 roku, kiedy właścicielem Bortkuszek był Ignacy Żaba, pochodzi pierwszy opis tamtejszego dworu. Był to budynek parterowy, zbudowany z ciosanego drewna, przykryty dachem dwuspadowym o jednej połaci wykonanej z tarcic, drugiej zaś ze słomy. Do majątku oprócz Bortkuszek należało wówczas jeszcze 6 wsi oraz 250 włók ziemi. W 1777 roku Ignacy Żaba zaczął uprzemysławiać swoje włości. W odległości jednego kilometra od dworu, nad rzeką Mussą zbudował młyn wodny, tartak i papiernię. Od tej ostatniej fabryczki miejsce to zaczęto nazywać Papiernią i nazwa te utrzymała się do naszych czasów. Surowca do tartaku i papierni dostarczały okoliczne lasy, których wokół Bortkuszek nie brakowało. Żabowie nie zajmowali się produkcją przemysłową, lecz oddawali w dzierżawę zbudowane przez siebie zakłady. Jednym ze znanych dzierżawców był profesor medycyny Ferdynand Spitznagel. Właściciele Bortkuszek handlowali natomiast drewnem pochodzącym z ich lasów, spławiając je Mussą, Willią i Niemnem do Bałtyku, by sprzedawać go nawet w Kłajpedzie.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

III.
Po II wojnie światowej przystąpiono w ZSRR do badań starowieria, lecz głównie w świetle naukowego ateizmu, traktując ten ruch jedynie jako fenomen społeczno-kulturowy, a nie religijny. W badaniach historycznoliterackich skupiano się na odkrywaniu i opisywaniu nowych materiałów źródłowych, ograniczając komentarze do datacji tekstów, analizy językowej i porównywania różnych redakcji. Starano się unikać terminologii konfesyjnej. Na przykład językoznawca Władimir Nowikow, próbując metodą socjologiczną wyjaśnić przyczyny żywej tradycji wiersza duchownego w odróżnieniu od obumierania innych gatunków literatury folklorystycznej, ograniczył się do oglądu statystycznego, a wiersze duchowne próbował nazwać ogólnoruskimi.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Był koniec czerwca roku 1807. W niewielkim dworze, w folwarku Kidule (lit. Kiduliai), leżącym przy bitej drodze wiodącej z Jurborga do Władysławowa, pruski król, Fryderyk Wilhelm III, czekał na cara Aleksandra I. Francuski cesarz zadał mu sromotną klęskę i zmusił do ucieczki daleko na wschód, na sam kraniec pruskiego królestwa. Zatrzymał się ze swoim dworem w Kidulach, które w pewnym sensie stały się tymczasową stolicą okrojonych przez Napoleona Prus. Pozbawiony wspaniałych pałaców Fryderyk Wilhelm snuł się przygnębiony po ciasnawych pokoikach kidulskiego dworu, spoglądał smętnie na leniwie płynący w pobliżu Niemen i czekał cierpliwie na przyjazd Aleksandra I. Car rosyjski, którego wojska również uciekały przed armią Napoleona, miał przybyć i wreszcie przybył do Kiduli, żeby ustalić, jaką taktykę mają podjąć pokonani władcy w czasie zbliżających się rokowań z ich zwycięzcą, a które miały mieć miejsce w pobliskiej Tylży w dniach 7-9 lipca 1807 roku.
W tym czasie Kidule, które w wyniku rozbiorów Rzeczpospolitej znalazły się pod zaborem pruskim, były własnością rządową. Pierwszym zaś, znanym ich właścicielem był Jan Lenartowicz, który w 1584 roku sprzedał je Kryszpinowi-Kirszenszteinowi, pochodzącemu z Prus zarządcy królewskich lasów. Jego syn Krzysztof, herbu własnego (Kryszpin), dworzanin królewski, żonaty z Anną Krystyną Szemiot herbu Łabędź był następnym panem na Kidulach. Syn Krzysztofa, Hieronim, pisarz i podskarbi Wielkiego Księstwa Litewskiego, dziedzic na Radwaniu, dworzanin Władysława IV, dowódca chorągwi husarskiej pod Mohilowem i na Żmudzi, żonaty z Anną Młocką herbu Prawdzic, zbudował w 1685 roku pierwszy dwór w Kidulach. Dwór ten stał się rezydencją biskupa żmudzkiego, Jana Hieronima Kryszpin-Kirszenszteina (1654-1708), syna Krzysztofa, który po zajęciu Żmudzi przez Szwedów podczas wojny północnej osiadł w Kidulach i tutaj dokonał żywota. On był ostatnim z Kryszpin-Kirszenszteinów właścicielem tego majątku. Po nim Kidulami zawładnęła rodzina Karpiów, a w latach 1737-1739 mieszkał w kidulskim dworze kolejny biskup żmudzki i tutaj również zmarł - ks. Józef Mikołaj Karp (1679-1739). Po Karpiach właścicielami Kiduli stali się Tyszkiewiczowie. I znowu przez jakiś czas mieszkał w tutejszym dworze biskup żmudzki - Antoni Dominik Tyszkiewicz-Łohojski (1692-1762) herbu Leliwa. Nie mamy jednak pewności, czy rezydencją biskupów żmudzkich był rzeczywiście kidulski dwór. Po sąsiedzku bowiem, bliżej Niemna, leżała kościelna wieś Kajmele, wchodząca obecnie w skład Kiduli. I w niej - według Aleksandra Połujańskiego (Wędrówki po guberni augustowskiej w celu naukowym odbyte. Warszawa 1859.) - znajdował się murowany dwór czy nawet pałac, zbudowany przez któregoś z Kryszpin-Kirszenszteinów, i w nim pomieszkiwali trzej żmudzcy biskupi.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Historia piśmiennictwa litewskiego jest mało znana w Polsce i zazwyczaj łączona z odrodzeniem tożsamości narodowej w drugiej połowie XIX wieku. W średniowieczu, gdy powstawało państwo litewskie, wpływy Cerkwi kijowskiej i prawosławia były tak duże, że wszelkie urzędowe pisma pisano w języku starocerkiewnym, języku Cyryla i Metodego. Jednak Litwa pozostała pogańska i jako taka nie przyjęła wschodniego chrześcijaństwa. Stan ten trwał od czasów króla Mendoga /Mindaugas/ poprzez Wielkich Książąt z dynastii Giedyminowiczów do czasów Jagiellonów. Słynne Statuty Litewskie za panowania króla Zygmunta Starego pisano w języku starocerkiewnym. Chrzest Litwy po Unii Krewskiej stopniowo wpływał na zamianę języka starocerkiewnego na język Kościoła zachodniego, którym był język łaciński. Języka pisanego litewskiego nie było. Wiarę chrześcijańską wprowadził Kościół polski ze stolicą w Gnieźnie, ale używając łaciny. Katechizm w języku polskim powstał dopiero w XV wieku.

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.