Strona 6 z 6
PEJZAŻ Z ŻÓŁTĄ CZAPKĄ
otwierasz okno i masz to, na co nie zasłużyłeś;
drzewo z płonącą czupryną
i kojącym, mgielnym okładem na zbolałych gałęziach,
słońce, namalowane na podobraziu nieba jesienną akwarelą
jest wszystko, jak być powinno,
nawet york sąsiada podnosi nogę przy cudzym samochodzie
dzieciak w żółtej czapce, a drugi w zielonej,
kotka szylkretowa w podrudziałej trawie,
należą do ciebie przez tę krótką chwilę
potem…potem zmienia się światło, ziemia się przetacza,
opada mgła na yorka, czapki, kot kuleje
drzewa gasną, jak gdyby bardzo obrażone
zamykasz okno–
nic się nie należy, żadna jesień, dzień siódmy
ani bułka z masłem
MOJA CÓRKA NIE WIERZY
patrzy na wskroś nieba
i mówi: nie widzę
i nie widzi jak zwątpienie skrapla się
tuż pod chmurami
narzucając na ramiona niedowiarków
szyfonową tęczę
nie słyszę– powtarza z uporem,
zagłusza wietrzne scherzo w kominie nocy,
modlitwę drzew pobocznych
i szelest wędrujących wydm
nie czuję– krzyczy, gdy przecież
przez pustkę między dłońmi
można sięgnąć do najdalszych galaktyk
i przeczuciem załatać nieodczuwalne
nie rozumie, tak jak wciąż nie rozumie
archimedesów i grawitacji,
kiedy jabłka spadają
wprost do ogrodowej sadzawki
nie potrzebuje i pisze o tym wiersz,
moja córka, a dobry Bóg poprawia błędy,
stawia przecinki, mruga spadającą gwiazdą:
jeszcze nie wiesz, z kim masz do czynienia