na co dzień dywan ulatuje na rozłożonych skrzydłach gazet
koty kurzu przeciągają się w kątach
kwiaty w wazonie dawno odeszły do pustynnego nieba
na co dzień pułki kubków nie na półkach
i dzwonisz, by zapytać o skarpetki, sam nie wiesz czy lewe czy nie
a potem mówisz, że na łąkach przecież wszystko w porządku,
wszystko na swoim miejscu, niebo wciąż ponad zielenią
żaby chichoczą, głęboko ukryte w trzcinach, skowronki rozgarniają śpiewem powietrze
a na czerwcowych łąkach idealnie, rzeka płynie wciąż ku zatoce, to się nie zmieniło,
słońce jak zazwyczaj zachodzi na północy
a seledynowe chmury pożyczone od Flamandów
fioletowieją nad łąkami, trawy i sitowie pulsują w znanym rytmie
łabędzie wzorcowo białe przelatują nad głowami
wokół świat się osuwa
w zamęt, w chaos,
a tutaj zielny anioł sporządza remanent
i wszystko nam się zgadza
póki nie wrócimy pod dach