śnił mi się dzisiaj wiersz,
wiersz o Bogu,
wiersz był piękny, na pewno,
piękny, skoro płakałam czytając na głos,
a słuchacze płakali słuchając mnie płaczącej,
gdy czytałam wiersz,
już to uświadomiło mi, że śnię;
poza maturzystami nikt już nie szlocha słuchając wierszy,
a i oni jedynie z bezsilności
tak więc śnił mi się wiersz,
którego nie pamiętam,
ale pamiętam, że gdy poszarzałam wraz ze świtem
a on uleciał przepłoszony dźwiękiem budzika,
twoja ręka na mojej poduszce i te promyki wokół oczu
i ust, potargane włosy i twój lekko nieprzytomny wzrok
trzymały mnie za piętę w naszym własnym porannym wierszu,
pewnie lepszym od tamtego, w którym był Bóg,
ale nie było ciebie