obrzydliwie nijacy zastraszeni wiecznie
kultowi przeciętności bez reszty oddani
kto ponad nich wyrasta tego mają za nic
w kręgu sobie podobnych czują się bezpiecznie
węszą liżą wzdychają ryją w grudach błota
obumarli za życia chociaż w grze pozorów
całkiem żwawi na co dzień i skorzy do sporów
o jakiś nędzny ochłap wciąż większa ochota
narasta w nich by chłonąć zagarniać gromadzić
mieć wciąż więcej i więcej syci aż po gardła
im grubszy mają portfel tym większa pogarda
dla innych mniej majętnych tacy z siebie radzi
zachwyceni wręcz sobą sumienni bez sumień
które w zastaw oddali za złudny dostatek
dobrowolni więźniowie kurczących się klatek
każdy to wytłumaczyć doskonale umie
bo przecież są realia i żyć jakoś trzeba
by na wszystko starczyło a potrzeby rosną
wiedzą do czego dążą i wierzą w to mocno
że mają tu na ziemi już namiastkę nieba