wciąż gniesz kark przed swym panem w uległej pokorze
i wmawiasz sobie w duchu że mogło być gorzej
choć zwykła przyzwoitość dławi się i krztusi
ale skoro pan każe kundel zawsze musi
napluć ci tylko warto w tę obłudną mordę
zad pod kopniak podsuwasz niczym pierś pod order
przecież łaska jałmużny kość z pańskiego stołu
to dla ciebie szczyt szczęścia gdy z psami pospołu
liżesz dłoń którą dawno odgryźć trzeba było
lecz o takim zuchwalstwie nawet się nie śniło
zamiast rzucić w twarz tłumu patrzcie król jest nagi
popiskujesz zaledwie w przypływie odwagi
takiej na miarę ciebie nad kufelkiem piwa
gdy uśpione sumienie nagle się odzywa
i zaraz porażony tą chwilą śmiałości
warujesz u nóg pana oraz jego gości
to pomerdasz ogonem to warkniesz gdy trzeba
i już ci się wydaje że sięgnąłeś nieba
i Pana Boga w raju chwyciłeś za nogi
gdy tymczasem wycierasz kurz z pańskiej podłogi
i tak tkwisz w tym skundleniu aż po same uszy
kieliszek za kieliszkiem już ci lżej na duszy