chwasty
na ostrzu gilotyny krew zastyga w porę
królewska głowa w koszu sypią się trociny
szyderczy triumf tłumu nie ma w sobie winy
kto sycąc oczy kaźnią przed telewizorem
zasiada z puszką piwa by ukoić nerwy
najbujniej chwasty rosną tam gdzie krew przelana
zaschnięta na posadzkach twarzach albo ścianach
na placach spod szafotów tak bez chwili przerwy
lecą głowy straconych płyną krwi strumienie
igrzysk jest pod dostatkiem a że nie ma chleba
dla wszystkich którzy głodni martwić się nie trzeba
ręce brudne po łokcie w zaniku sumienie
obojętni znudzeni mają za nic wszystko
konsumenci wciąż nowych żądają atrakcji
zuchwała czerń dyktuje w dobie demokracji
swe warunki plugawe by nad pełną miską
zaspokajać potrzeby wciąż niesytych trzewi
kiedyś po dzikich polach hulała hałastra
dziś szturmuje markety w zatłoczonych miastach
i nie sposób tych chwastów skutecznie wyplewić