W eseju Spojrzenia na ego wysnułem tezę, że grzech pierworodny nie jest czymś nam danym,
a raczej zadanym, czyli poczucie winy i odpowiedzialność za jego skutki nie dotyczą nas bezpośrednio jak by to chciały ustalenia z 17 czerwca 1546 roku Soboru Trydenckiego, gdzie na 5 sesji te zagadnienia były omawiane. Tam to w formie zbliżonej do literalnego odbioru Księgi Rodzaju zostały one przekazane i podane do wierzenia jako dogmat. Konsekwencją był (i nadal jest!) Katechizm Kościoła Katolickiego, gdzie czytamy: „Ustalona dzięki pierwotnej sprawiedliwości harmonia, w której żyli (czyli Adam i Ewa – przyp. J.O.) została zniszczona; zostało zerwane panowanie duchowych władz duszy nad ciałem; jedność mężczyzny i kobiety została poddana napięciom; ich relacje będą naznaczone pożądaniem i chęcią panowania. Została zerwana harmonia ze stworzeniem; stworzenie widzialne stało się wrogie i obce człowiekowi. Z powodu człowieka stworzenie <zostało poddane marności>” Stąd też i śmierć stała się częścią historii ludzkości, jak tam czytamy.
Sobór Trydencki był odpowiedzią na narastającą potrzebę reform w Kościele Katolickim i podjął ich się w odpowiedzi na reformację. I na dobrą sprawę w kwestii nas tu interesującej pozostał w miejscu. Zresztą nie mogło być inaczej. Teoria ewolucji, a dalej jej „zaszczepienie się” w teologii to kilkaset lat później. Dlaczego więc o tym piszę? Bo od tego czasu (tj. pojawienia się teorii Darwina), na dobrą sprawę, nic nie zmieniło się w dogmatyce Kościoła. Takie sugestie, a na dobrą sprawę informacje można znaleźć w artykule Damiana Wąska i Wojciecha P. Grygiela, autorów katolickich, którzy w artykule Przyczynki do teologii ewolucyjnej piszą (książka Powstanie człowieka w ujęciu interdyscyplinarnym; 11 autorów; pod red: Tomasza Maziarka): ”W zacytowanym powyżej fragmencie (chodzi o zaprezentowany cytat z Katechizmu Kościoła Katolickiego – przyp J.O.) stwierdza się, że w wyniku nieposłuszeństwa pierwszych rodziców <ustalona dzięki pierwotnej sprawiedliwości harmonia, w której żyli, została zniszczona>. Zawarta więc tam jest sugestia, że zanim grzech został popełniony, świat cechował się większą doskonałością. Przyjmując ewolucyjny model stworzenia (a przecież taki współczesna teologia przyjmuje – przyp. J.O.) brak doskonałości jest wpisany w specyfikę doboru naturalnego, a więc nie ma możliwości utrzymywania poglądu, że obecny kiedyś, idealny stan wszechświata uległ zepsuciu. Wraz z tym założeniem należy odrzucić twierdzenia o pierwotnej kondycji ludzkiej bez śmierci i cierpienia, ponieważ i te uwarunkowania są wynikiem procesów ewolucyjnych”. Jak uważają autorzy nie ma możliwości twierdzenia o skutkach grzechu pierworodnego. Wina i odpowiedzialność za przeszłe czy przyszłe złe zdarzenia oparte na dogmacie o grzechu pierworodnym to pomysły, które z pewnością możemy oddać do lamusa, bowiem: „Bardzo trudne do utrzymania jest więc stwierdzenie o popełnieniu grzechu przez jakąś konkretną jednostkę lub parę, która dała początek populacji, ponieważ nikogo takiego prawdopodobnie nie było” jak czytamy w Przyczynkach do teologii ewolucyjnej.
To prawda, tym niemniej nie jest to w tym momencie argument, który by miał świadczyć o tym, że grzech pierworodny jest fikcją i dogmat, poprzez te słowa, by miał być obalony. Księgę Rodzaju, czy ogólnie Biblię, czytamy przecież nie literalnie, a tym samym mit o Adamie i Ewie jest metaforą, której odczytanie to esencja tego, co nazwane zostało jako ów grzech. Ważne natomiast jest to, że ewolucyjność rozwoju życia na ziemi stawia pod wielkim znakiem zapytania, by tak rzec, sposób zapisu mitu o zerwaniu jabłka, nie obala natomiast treści. Jest to zapis, który jednoznacznie wskazuje na to, że grzech popełniony przez Adama i Ewę rzutuje bezpośrednio na dalsze losy świata i każda jednostka ludzką jest nim obarczona.
Popełnienie grzechu może rodzić konsekwencje, lecz mają one, by tak rzec, charakter lokalny i w tej lokalności się zamykają, albo lepiej wygaszają. Myślę tu o relacyjności międzyludzkiej, oddziaływania człowieka na człowieka, gdzie grzech się panoszy. Taką pierwszą relacją jest we wspomnianym micie podanie jabłka przez Ewę Adamowi, bo przecież od tego momentu o popełnieniu grzechu jest tam mowa. Natomiast im dalej od ogniska grzechu, tym jego konsekwencje w oddziaływaniach międzyludzkich są mniejsze. Oczywiście nowe ogniska tworzą nowe, lokalne oddziaływania i to wszystko się miesza. Nie można jednak mówić o obarczeniu grzechem wszystkich. Czy ten pierworodny by miał być w charakterze inny? Nie widzę podstaw. Myślę, że sposób myślenia o człowieku w owych czasach, czyli zapisu Starego Testamentu odnośnie grzechu pierworodnego był obarczony właśnie takim, lokalnym widzeniem jego twórców. Nie mogło być inaczej, gdyż ówczesne myślenie o świecie było bardzo zawężone i nijak się ma do późniejszych odkryć geograficznych, czy tym bardziej współczesnego, globalnego postrzegania świata. Oni to, czyli ówcześni myśliciele, zauważyli, że grzech jednej osoby działa na drugą w postaci borykania się z nim i częste jemu uleganie, i mieli rację. Doszli więc do wniosku, że to oddziaływanie dotyczy wszystkich ludzi i ze swego, by tak rzec, zawężonego sposobu myślenia też mieli rację. W konsekwencji (tak też, między innymi, rodzą się utopie) nastąpiło przeniesienie działania grzechu na całą ludzkość, a ten pierwszy (mitycznych Adama i Ewy) był po prostu pierwszy, czyli pierworodny. Tak samo jak mówi ojciec o swym pierworodnym synu. Przypisywanie jakiegoś pierwszego (tylko który i jaki on był?) grzechu zobrazowanego w ten a nie inny sposób przez Księgę Rodzaju całej społeczności ludzkiej było, sądzę, niezamierzonym nadużyciem spowodowanym właśnie lokalną jednak wyobraźnią. Ten opis zawarty w Starym Testamencie pasował do tego co w swej (lokalnej) wnikliwości obserwowali. To stwarzało dobry obraz całości. Tak jak każdy twórca patrząc na to co napisał, namalował, czy wyrzeźbił, ocenia swych dokonań prawdziwość. Gdyby Arystoteles ze swą teorią niezmienności nieba i statycznym podejściem do rzeczywistości żył dzisiaj doznałby szoku. A przecież tak bardzo zaważyła jego filozofia na wiele wieków zanim okazała się, by powiedzieć delikatnie, niewiarygodna.
Jak wspomniałem wcześniej, im dalej od ogniska tym, by tak powiedzieć, energia zła jest mniejsza. Pisząc lapidarnie: co ma grzech Japończyka do Australijczyka. Współcześnie tylko puszczając wodze fantazji, ma. Według mnie, to utopia o czym napomknąłem wcześniej. Lokalne myślenie twórców istoty grzechu, który następnie nazwano, w pewnym sensie słusznie (bo coś było pierwsze), pierworodnym, dalej ten dogmat wraz z jego konsekwencjami, stworzyło. Czy mogło być inaczej? Może mogło, lecz ówcześni Ojcowie Kościoła konsekwentnie pisali inaczej.
Wyobraźnia ludzi tworzących Stary Testament z pewnością była taka, jaka była. I to tylko wtedy mogła też pojawić się myśl o pierwotnym szczęściu w Raju jako kontrapunkt do dramatu przedstawionego w ogrodzie Eden. To tak, na marginesie.
Moja poetycka intuicja nakazała mi kiedyś napisać taki wiersz:
tam gdzie słowo dotyka ciszy
jest takie miejsce zwykłe niczym mowa
którą obdarzył nas Bóg; w świetle ewolucji
i ex nihilo
opowiadamy więc sobie dzień
o ciepłej herbacie kawie czy drinku
nasi przodkowie nie wiedzieli o tym
spoglądają być może zazdrośnie
tam gdzie słowo dotyka ciszy
odpowiadamy im na to i
bywamy niczym wściekłe psy
budząc lęki i złe skojarzenia
jakby człowiek nie człowiekiem był
solidarność nie zawsze nam sprzyja
tam gdzie słowo dotyka ciszy
jest takie miejsce zwykłe niczym mowa
Wiersz nosi tytuł W świetle ewolucji. Tak, jest w nas dualizm. Jak piszą Damian Wąsek i Wojciech P. Grygiel, pierwszy z nich to pracownik Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, drugi Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarny (obydwoje Kraków): „Ewolucjoniści twierdzą, że postawy etyczne należy łączyć z instynktami, które są wynikiem długotrwałego doboru naturalnego. Te instynkty mają dwoistą naturę. Z jednej strony jest to skłonność do empatii, współpracy, sprawiedliwości, a z drugiej do egoizmu, zazdrości, pożądliwości. To w ludzkiej naturze byłaby więc pewna wewnętrzna dysharmonia i ona, a nie relacja z Bogiem, kształtowałaby wybory moralne.”
Teologia ewolucyjna mówi o stworzeniu przez Boga ex nihilo i w tym o prawach ewolucji, które również zostały stworzone przez Niego; biologiczne, by tak powiedzieć, następstwa zdarzeń. W ten sposób „tłumaczy Boga” w kwestii cierpienia, bólu i śmierci w stworzonym stworzeniu. W ten sam sposób musi więc zatem tłumaczyć i człowieka. Stąd, dla mnie, nie do obrony jest dogmat o grzechu pierworodnym jako czymś koniecznym i naturalnym, czymś ciążącym nad nami. My możemy mówić tylko o grzechu, czyli czymś świadomie popełnianym tu i teraz. Taki obraz jest i w cytowanym wierszu i niech czytelnik go nie myli z utopią grzechu pierworodnego. Ewolucja ujawnia się poprzez zmiany, grzech pierworodny, którego nie ma – nie.
Jesteśmy tak bardzo przesiąknięci tą ideą, że przypomina mi się anegdota dotycząca Aleksandra Wielkiego, kiedy to po śmieci owego Pana Świata jak ów władca sam się czuł i nazywał Fokion zalecał Ateńczykom rozwagę i spokój. Mówił: „Ateńczycy, jeżeli on dzisiaj umarł, to jutro, i pojutrze będzie umarły”.