Najbardziej sympatyczne w roku święta Bożego Narodzenia i w kościele duży napis „Narodzony z Marii Dziewicy".
Jakoś wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale teraz: dlaczego dziewicy? Czyżby stosunek seksualny po którym bywa, że rodzą się dzieci był czymś w tym przypadku nie na miejscu, czymś - złym? Dziwię się sobie, iż w innych latach o tym nie pomyślałem. Że nie przyszło mi do głowy, czemu to podkreślenie ma służyć i w imię czego jest tak eksponowane jakby boskość inaczej nie była możliwa? Moje myśli kierują się ku zasadzie, która obliguje ku stwierdzeniu, iż Jezus narodził się bez udziału Józefa.
Według apokryfu Protoewangelia Jakuba Maria przyszła na świat w Jerozolimie lub Soforis w domu swych rodziców Joachima i Anny 20 lat p.n.e. Narodziny Maryi. Apokalipsa Jakuba, bo tak brzmi właściwa nazwa utworu, którego rękopis grecki przywiózł ze Wschodu jezuita Wilhelm Pastela i wydał w języku łacińskim w 1552 roku, pochodzą z połowy II wieku (140 – 170 n.e.) i opisują narodziny, młodość Marii, zwiastowanie i narodzenie Jezusa, a kończą się ucieczką Świętej Rodziny podczas rzezi niewiniątek.
Jej rodzice długo nie mogli mieć dzieci. Stąd przysięgli Bogu, że jeżeli obdarzy ich potomkiem, to on będzie mu służyć. Tak się stało. W wieku trzech lat została oddana Maria pod opiekę kapłanów i niewiast usługujących w świątyni. W wieku 14 lat, zgodnie z rozporządzeniem najwyższego kapłana wróciła do rodziny, aby wyjść za mąż. Nie zgadzała się z tą decyzją twierdząc, że jest przeznaczona na służbę Bogu. Ten nakazał jednak, aby wszyscy nieżonaci mężczyźni złożyli gałązki i Duch Święty dotykając poszczególnych określi, kto ma być jej mężem. Tak się jednak nie stało. Józef gałązki nie złożył, a został rozpoznany i wtedy się wyjaśniło.
Ta przypowieść mówi jednoznacznie, że Józef coś przeczuwał. Jakiś podstęp, w którym nie chciał brać udziału. Rzecz dobrze pomyślana w kontekście męskiego testosteronu. Nie to jednak jest powodem mojego niepokoju. Zachowanie Józefa to tylko lodowy czubek góry.
Święty Tomasz z Akwinu argumentując w Sumie teologicznej dziewiczość Marii pisze, że jej brak odbierałaby Chrystusowi doskonałość, by zaprzeczało to obecności Ducha Świętego, odbierało godność Matce Bożej, a Józefowi by przypisywało wielką zuchwałość, tym bardziej gdyby chciał mieć następne dzieci z Marią.
Te kwestie od początku chrześcijaństwa były używane przez krytyków jako temat dyskusji wymierzonych w ideę boskości Jezusa i tym samym chrześcijan. A mnie nie o to chodzi.
Faktem jest, że partenogeneza jest znana u niektórych zwierząt. Nie pojawia się naturalnie u ludzi, ani innych ssaków. W pomyśle dzieworództwa Marii, z uwagi na stan ówczesnej nauki, nie było z pewnością o tym jakiejkolwiek mowy, ani myśli. Pewne odkrycia współczesnej medycyny nie można identyfikować z czasami XX wieków wstecz i tamtym stanem wiedzy. To niedorzeczność. Niedorzeczność, która ku niczemu nie prowadzi. Cóż to znaczy, że nagle okaże się, iż dzieworództwo jest możliwe? Racjonalizację narodzin Chrystusa? I co z tego? Że Boga nie ma? I co z tego?
Istotniejsze wydaje mi się pytanie: dlaczego z Marii Dziewicy? Skąd to podkreślenie?
W Raju, myślę, Ewa i Adam, gdzie Archanioł Gabriel doglądał ich obecności niejednokrotnie uśmiechał się, gdy oni oddawali się rozkoszom ciała; to z pewnością musiało być im dane, choć nie byli tego świadomi w znaczeniu duszy i uczucia. Ale z pewnością musiała być im „znana", owa świadomość, w sensie wiedzy. Jak inaczej Bóg by mógł od nich wymagać, by nie zrywali jabłka z wybranego przez niego drzewa? Dopiero, gdy spostrzegli, że są nadzy ogarnęła ich trwoga. Dlaczego? Czyżby według religii chrześcijańskiej nagość była czymś co zaprzecza obecności duszy i uczucia. Napisałem kiedyś aforyzm. Już nie jestem w stanie określi okoliczności, ale wciąż wydaje mi się trafny:
uczucie nie zaprzecza myśli
myśl potrafi zaprzeczyć
To nasze myślenie bywa, że staje nam na drodze do pełnego szczęścia. Zgoda na istnienie czegoś, co może być ponad nami. Przecież tego wykluczyć się nie da. To również przeświadczenie o tym, że nałogowe myślenie kieruje nas ku śmierci bowiem narodzinami i śmiercią właśnie jesteśmy w sensie wiedzy ograniczeni. Egzystencjalizm. A myśl dąży do zamknięcia w całość i to jak najszybciej. Wtedy nie podparta potrzebą wiary ku niej będzie obligować.
Nieświadomość duszy i uczucia jaka była dana w Raju nie zaprzecza rozkoszom ciała, czego niemym dla nas świadkiem był Archanioł Gabriel.
To ten sam, który patronuje Marii.
W 1854 roku w kościele katolickim za sprawą papieża Piusa IX pojawia się dogmat o Niepokalanym Poczęciu Marii, Najświętszej Marii Panny, według którego Marię z Nazaretu od chwili jej poczęcia nie dotyczyły skutki grzechu pierworodnego. Chociaż została poczęta przez św. Jakuba i św. Annę, to w sposób „cudowny" została uchroniona od jakichkolwiek moralnych skutków grzechu Adama i Ewy.
Pięknie, tylko dlaczego i czemu ma to służyć? Co złego jest w stosunku seksualnym między kobietą a mężczyzną? Inaczej, w świadomości owego, jakie kryją się moce? Jakie treści, by nie były godne Boga? Dlaczego to tak ważne, by Maria była dziewicą?
Na tak nie potrafię znaleźć argumentów, na nie, niestety, owszem. Idea narodzenia w ludzkiej postaci Boga z pewnością była tym czymś, czemu trudno się oprzeć. Ucieleśnienie, a więc zbliżenie boskości do ludzkiej postaci ma swe uzasadnienie. Dlaczego źródło nie może być ludzkie, nie może pojawić się w sposób naturalny? Co temu przeczy. Tezy św. Tomasza z Akwinu spisane w Sumie teologicznej z pewnością nie są przekonujące. Bo popatrzmy po raz drugi: odbiera to Chrystusowi doskonałość, byłoby to obrazą dla Ducha Świętego (który dotykał gałązek w przytoczonej przypowieści), odbiera godność Matce Bożej, gdyż kolejne dzieci byłyby niewdzięcznością wobec Najwyższego i przypisywałoby to zuchwałość Józefowi, który by starał się naruszyć tę, która poprzez Ducha Świętego poczęła Syna. Raczej pisane były w kategoriach władzy, a nie przynależności.
Doskonałość, kategoria zbliżająca człowieka do świętości… Miłość cielesna temu przeczy? Dlaczego? Co w niej jest takiego złego, by nie mogła współuczestniczyć w formowaniu dobra? Jakie właściwości powodują, że została zanegowana w tworzeniu chrześcijańskiej religii?
Ta negacja, sadzę, spłyca znaczenie kobiety, a również i mężczyzny w idiomie. Nigdy nie będę doskonała, gdyż dzieworództwo nie może być moim udziałem. Lepiej być więc dziewicą jak Maryja Panna. Lepiej być Józefem, który skrył swoją obecność, nie stawiając się na przykazanie Boże ze swoja gałązką. Stosunek seksualny jest czymś złym. Nie mówi o boskości, a tym samym i o świętości, która może być mi dostępna. Ale warunek pierwszy by była: muszę zapomnieć o swej cielesności, gdy Bóg jest we mnie?
Jeżeli dzieje się inaczej, jestem przegrana, przegrany. Poczucie winy jest wszechogarniające, bowiem naszej kultury dotyczy. Tym bardziej dla kobiety, która choćby podświadomie będzie identyfikować się z Marią (kobiety w ciąży zawsze identyfikują się nawzajem ze sobą) i pierwszy potomek będzie dla niej świętością. Ale jaką? Naznaczoną poczuciem winy, że zaistniał on przy udziale mężczyzny.
Bo to przecież swego rodzaju cud być brzemienną. Jedyny tak naprawdę dany człowiekowi, najwyższa dla niego wartość, owoc miłości. Najwyższy sens, poza rozkoszą, tamtej nocy. Ona z nim. Ale jednak pojawia się dysonans. Pomimo, że większego szczęścia nie zaznam, to dziecko mam po stosunku seksualnym z nim. Ten fakt nie jest traktowany u źródeł religii chrześcijańskiej jako dobro. Kobieta nie znajduje potwierdzenia w chrześcijańskim źródle swej radości. Tego na czym by mogła się wzorować, a przecież odwzorowanie to bezpośredni przedmiot poznania, sukcesu każdej idei.
Gdyby było tak. Józef, który nie położył swojej gałązki spośród nieżonatych mężczyzn na weryfikację Ducha Świętego, aby być mężem Marii postawił warunek, że może nim być, gdy tylko ona tego zechce i będą żyć ze sobą jak mąż i żona, sprawy by potoczyły się inaczej. Dlaczego tak nie poczynił? To już z pewnością inna historia.
- Janusz Orlikowski
- "Akant" 2011, nr 2
Janusz Orlikowski - Dziewictwo Marii
0
0