Przed wielu laty, w mieście, w którym wówczas pracowałem, podczas kolejnych wyborów samorządowych, o stanowisko burmistrza ubiegał się pewien zacny człowiek – powiedzmy, że był to pan X, którego jedyną plamą na honorze było to, że w swojej młodości pracował w Wydziale Paszportowym, który wówczas podlegał Służbie Bezpieczeństwa. Nigdy tego nie ukrywał, ale jego przeciwnicy polityczni chcieli koniecznie ten fakt wykorzystać przeciwko niemu, ,,odkrywając’’ przed wyborami coś, o czym wszyscy i tak doskonale wiedzieli.
Do tego celu posłużyli się młodziutkim posłem ze swojej partii, którego jedyną zasługą było to, iż jego ojciec przed laty zasiadał przy Okrągłym Stole i wniósł wiele dobrego w bezkrwawe na szczęście, ale jednak obalenie komuny i przekształceniu PRL–u w normalną, wolną Polskę.
Ów młody poseł reprezentujący ówczesną ,,przewodnią siłę narodu’’, przyjechał do naszego miasta tylko w jednym celu. Koledzy z miejscowych struktur oczekiwali od niego, że wśród tego całego bełkotu, przed kamerami lokalnych telewizji, młodzieniec ów powie mniej więcej coś takiego:
– Ja nawet w Warszawie słyszałem, że w waszym pięknym mieście jeden z kandydatów ma esbecką przeszłość. To wprost niesłychane. Mam nadzieję, że wyborcy wezmą to pod uwagę...
Miał powiedzieć co mu kazano, no to powiedział. Ludzie to jednak olali. Wielki mi esbek z tego X–a – od stawiania pieczątek w paszportach. Wyborcy najwyraźniej nie dali się wpuścić w maliny, i ów ,,esbek’’ wolą większości wyborców został burmistrzem na kolejną kadencję.
Tak się złożyło, że byłem na tej konferencji prasowej, wszystko widziałem i słyszałem. Gdy dziennikarze zaczęli się już zwijać i rozchodzić, a i gospodarze zbierali się do wyjścia, podszedłem do jednego z inicjatorów tej intrygi, niejakiego senatora Celestyna Miecza, który w naszym mieście grał wielkiego polityka, a w Senacie było niewielu, którzy podaliby mu rękę.
– Ktoś mnie prosił, bym przekazał panu pozdrowienia – powiedziałem stojąc już w korytarzu.
– A kto taki? – rozpromienił się senator Miecz.
– A kapitan Diablicki – odpowiedziałem zgodnie z prawdę. – Kapitan do dziś wspomina pana bardzo ciepło jako tajnego współpracownika o pseudonimie ,,Święty’’. Mówi, że wielce się pan zasłużył socjalistycznej ojczyźnie, inwigilując miejscowych księży i działaczy opozycji, których przyjaciela pan udawał...
Nie zdążyłem dokończyć. Po tych słowach, myślałem, że senator Miecz wyrwie drzwi razem z futryną, Tak szybko usiłował wyjść. Niemal je staranował. Drzwi okazały się jednak mocniejsze niż jego łysy łeb.
- Jerzy Utkin
- "Akant" 2012, nr 1
Jerzy Utkin - Kapitan Diablicki i TW ,,Święty’’
0
0