Weszłam po krętych schodach na strych. Podłoga skrzypiała ze strachu, chciałam zobaczyć jak wygląda świat widziany od strony dachu.
Nic nie zobaczyłam, pajęczą nitką utkane zasłony, odmówiły mi tego po co przyszłam.
..A jednak... stało się coś...widziałam ten świat oczami wyobraźni.
A dziś?.... Wjechałam windą na piętro, którego numeru nie pamiętam. Okna mieniły się przejrzystością, były tak blisko nieba...
Tak prosto czasami dostać się na szczyt, nie czując pod nogami trzęsącej podłogi, tak prosto spojrzeć bez umiaru w niebo, przez okna pozbawione pajęczej zasłony.
...ale czy dusza pragnie takiego uproszczenia?
Drogę, którą kiedyś pokonałam wchodząc po krętych schodach na strych, czując zapach drewna, do dzisiaj pamiętam...A o windzie? No cóż....któż by o windzie pamiętał.