tak biedni że aż głodni dobroczyńca spieszy
by wesprzeć upodlonych nie ze swojej kiesy
nie sztuka pełną garścią rozdawać nie swoje
śląc im obłudny uśmiech karmić niepokojem
o jutro które w kamień zamieni garść żyta
aby chleb stał się kneblem milczeć żuć nie pytać
kłaniając się z wdzięcznością cicho przytakiwać
jałmużna staje w gardle a niekiedy bywa
że czerstwa kromka głodu pełna nienawiści
do tych którzy dla własnych doraźnych korzyści
z ciężkim sercem rozdają by od swej hojności
uzależnić zjadaczy ochłapów i kości
może wrócić kamieniem by czerep roztrzaskać
gdy obrzydnie do końca jaśniepańska łaska