W jednym tomie, liczącym 308 stron, znajdujemy teksty poetyckie (część przetłumaczona na zamieszczone obok wiersza języki: ormiański (14), rosyjski (7), chiński (7), włoski (4), francuski (1); prozatorskie (minireportaże) i kilkadziesiąt fotografii.
Autorką Po własnych śladach, wiersze z podróży jest Kalina Izabela Zioła, przedstawiająca się jako poetka (15 książek), krytyk literacki, tłumaczka i dziennikarka.
Utwory zostały wybrane w większości z innych wydawnictw jej autorstwa, a szczególnie z, równie okazałego tomu z licznymi ilustracjami Jacka Strzeleckiego, Oczy po grzechu ciemne, choć nie tylko, ponieważ są tu również pierwodruki.
Autorka nie potwierdza zapisanego w jednym z wierszy bardzo „postromantycznego” przywołania, było nie było już bardzo wyeksploatowanego: nikt nie słyszy mojego wołania/stoję sama pośrodku wszechświata („W pustce”). Wszechświat – tak, sama – raczej nie, nikt nie słyszy – zupełnie nie.
Takie subdepresyjne strofy pobrzękują w „podglebiu” innych utworów, czasami sugerując przeżywanie obniżonego nastroju mimo kolorów świata, który ją otacza i przecież (wiersze!) ją zachwyca. Mimo uczuć jasnych i radosnych o czym świadczą liczne utwory, nie jest wolna od wątpliwości, zanim wyjdzie na spotkanie z tzw. szerokim światem , zaniepokojona tym, co będzie tam, u celu podróży.
Pisze: odjeżdżam z tego dworca/zostawiając za sobą/wiele niedokończonych spraw/…/jadę ku innym dworcom/gdzie niewiadoma/…/znowu oswajam przyszłość („Dworce”); co mnie czeka/za następnym zakrętem/za następnym mijającym dniem ?(„Armenia”). Niepewność zdaje się wynagradzać głęboka wiara w metafizyczną już nieprzewidywalność niezwykłych zdarzeń, którymi ostatecznie stają się kreacje poetyckie: na ukraińskich drogach/można czasami znaleźć/perłę w kolorze księżyca/wystarczy wierzyć w magię („Perła na drodze”).
Te podróże są remedium na codzienność otoczenia w którym żyje, na znużenie tymi samymi obrazami: idę Świętosławską/depczę gwiazdy/spadające z drzew i dachów/na poznański bruk („Poznań nocą”). Są jednak sprawy głęboko intymne, ze sfery sacrum, skąd bowiem w tym zbiorze (powtórzony z innego) wiersz spoza kręgu podróży: czasami patrzę w niebo/i widzę jej spojrzenie/zbieram jesienią rude kasztany/i pamiętam błysk jej loków (Moja Mama).
Podróż jest pradawnym motywem literackim. Bardzo starannie należy jednak odróżniać semantyczne znaczenie tego słowa. Najprościej jest podzielić jej sens zdroworozsądkowo, co w skrócie ujął Douglas Kennedy (wybitny amerykański autor thrillerów psychologicznych, tłumaczonych na język polski, takich jak Posada, Błękitna godzina); w książce Fotografik napisał był: Prawdziwym celem podróży jest powrót do domu. Takie ujęcie rozdziela podróż od wędrówki, ucieczki, wygnania i innych przymusowych i nawet nieprzymusowych okoliczności (ostateczny sens dobrowolnej migracji). W tym rozumieniu Odyseusz de facto, długo bo długo, ponieważ przez 10 lat podróżował ,a opis jego wędrówki do domu to tylko homerycki zapis przygód, zanim dotarł był do Itaki. Natomiast Żydzi nie podróżowali do Ziemi Obiecanej, gdyż pokonywali bardzo długą drogę tak, jak im to zapowiedział Jahwe (Pan będzie strzegł /twego wyjścia i przyjścia (Księga Psalmów 121,8), co w żadnej mierze nie jest obietnicą powrotu, lecz jasnym i zrealizowanym celem. Tu pominę powszechnie znane motywy podróżnicze, tyczące się takich autorów, jak Wergiliusz, Rabelais, Swift, czy w naszej kulturze mało znany Si-ju-ci (dzieło: Podróż na Zachód).
Podróż ma wielorakie odniesienia psychologiczne, pomijając oczywiste – logistyczne. Autor Podróży na Wschód (Voyage en Orient), wydanej w r. 1835 we Francji, klasyki gatunku, dostępnej w języku polskim, Alphonse de Lamartin (1790-1869) pisał: Niekiedy, zapominając o otaczającej go scenerii, podróżny skupia się w sobie, (…) słucha własnych myśli, przeżywa własne radości i cierpienia; wtedy utrwala jakąś cząstkę swoich ulotnych wrażeń, aby wiatr oceanu lub pustyni nie uniósł gdzieś całego jego życia i aby mu z nich pozostał bodaj ślad na inny czas, gdy wróci (podkr. JJ)”.
Nicolas Bouvier (1929-1998) francuskojęzyczny Szwajcar w książce Oswajanie świata (wyd. pol. Warszawa, 1999, tłum. Krystyna Arustowicz) będącej opisem podróży do krain Dalekiego Wschodu, podzielił się z nami interesującymi spostrzeżeniami. Pisał: Podróż często daje sposobność do wytrącenia się z rutyny, lecz nie daje poczucia wolności. Raczej stwarza poczucie pewnych ograniczeń: wyrwany ze swego środowiska (…) podróżny zostaje sprowadzony do skromniejszych wymiarów. Rozwija za to w sobie ciekawość, intuicję, zdolność bezinteresownego zachwytu. A w innym miejscu tego samego tomu: Jak woda, świat przez ciebie przepływa i na jakiś czas użycza ci swoich kolorów. Potem się cofa i znów zostawia samego z tą pustką, którą nosisz w sobie, z czymś w rodzaju organicznej niewydolności duszy, z którą trzeba nauczyć się żyć, którą trzeba zwalczać, a która paradoksalnie stanowi być może naszą najsilniejszą sprężynę działania.
W Słowniku symboli Juan Eduardo Cirlot pisze o podróży, że nie jest zwykłym przemieszczaniem się w przestrzeni, lecz impulsem do poszukiwania i zmiany; nie jest ucieczką, lecz procesem rozwoju. Powołuje się na Junga, który z kolei uważał z nutą pesymizmu, że podróżowanie to nigdy nie zaspokojone pragnienie bez znalezienia przedmiotu poszukiwań.
Podróż jest więc egzystencjalnym wyzwaniem ze sprzecznością uczuć i żalu za czasowo opuszczanym miejscem stałego pobytu i chęcią poznania, czasami niekoniecznie uświadomioną czego i gdzie – w odróżnieniu do miejsc dawno wybranych, o których się marzyło. Kalina Izabela Zioła oddaje ten nastrój w wierszu „Wciąż nie ten bilet”: czego wciąż szukam/co mnie przyzywa/czego naprawdę pragnę. A przecież jest szczęśliwa, że może być w Wenecji, gdzie pałace/moczą zmęczone nogi/w wodach kanału/patrząc na siebie („Wenecja”), w Paryżu: szampan śmieje się perliście/…/a słońce spija z trawy musujące krople („Śniadanie pod wieżą Eifla”), Pekinie: dziś tu tylko wiatr hula/przegania gęste cienie/rozwiewa dawne cienie/i czasem na piasku pisze/zapomniane litery („Zakazane miasto”), nad Morzem Czarnym, gdzie niebo bez obłoków jest takie samotne („Nad Morzem Czarnym”) i skąd nie przywiozę/…/sonetów, lecz można zabrać do domu twardość kamieni/…/kilka muszelek/albo zdjęcia starych monastyrów i zapamiętane: garstkę mgieł porannych/co na falach tworzą wzór świetlisty/świergot mewy o zachodzie słońca/albo jeden zielony listek („Sonet”).Nb. także słowa układające się w piosenkę, którą to formę z powodzeniem realizuje (współautorka nagrań na płytach CD): Krymskie wieczory słodkie jak wino/ciemność pulsuje/cykad śpiewaniem („ Krymskie wieczory”).
Częste w wierszach są różnego rodzaje odniesienia do przyrody, przekształconej przez człowieka i tej jeszcze nienaruszonej taką interwencją. Rzeczywistość może być wymieszana z elementami ze świata wyobraźni: ogród jak ze snu/szalonego poety/bezgłowy tors wyciąga ku wiszącym gałęziom obcięte ramiona/…/poruszam się tam jak w tańcu/po drugiej stronie lustra/po trzeciej stronie cienia/po siódmej stronie ogrodu/-rzeźby otula mrok („W mosińskim ogrodzie”). W „Lofotach” wieloryb tęczową fontanną/obwieszcza swe przybycie/polarna zorza/…/rysuje kryształowe obrazy/…/norweskie fiordy układają się do snu.
To, co tajemnicze jest obecne wszędzie, wpisane w podwodny świat długowłosych syren/tęczowych pawików/…/oślizłych płaszczek/…/taki sam/jak ten na lądzie/jak ten wokół mnie („Podwodny świat”). To kwestia wizji narzuconych przez wyobraźnię, scalającej prawdziwe i częściowo wyimaginowane z tym, co spostrzega wokół ludzkie oko. Panta rei mówi nam poetka: w płynącej wodzie/wiatr zapisuje swoje wiersze/kreśli nierówne litery/które porywa szybki nurt a nad tym wszystkim na ciemnej powierzchni/kosmiczne spirale/i odbicia gwiazd („Odbicia”).
Podróż K. I. Zioły to żywe spotkania z historią, dramatyczną, wczorajszą, jak w wierszu poświęconym palącej się katedrze: smukła iglica kłania się Paryżowi/pada mu do stóp/w ostatnim pożegnaniu/jeszcze tylko/zwiewny cień Esmeraldy/tańczy na zgliszczach („Notre Dame 2019”) i historii wydobywanej w poetyckiej wizji z mgły unicestwienia: …widzę tylko/ogromne połacie trawy/…/szare kamienie to nie pole nie step/to ruiny starego miasta/…/nikt nie siada na progu/bo nie ma progów/tylko szare kamienie/pamiętają śmiech dzieci („Agdam”; przyp. autora: niegdyś ludne [150 tys.] miasto powstałe w XVIII w, ormiańskie, obecnie w Azerbejdżanie). Autorka rejestruje różne formy upadku (jest nią także cytowany wyżej wiersz o Notre Dame), a także miejsc zagubionych w panoramie świata jak w utworze „Kapadocja”; (tureckie miasto w wysokich górach, dziś o znaczeniu historycznym): opuszczone wioski/krzykiem rozwartych drzwi/błagają o pomoc/zmęczone wielbłądy/kulą się w cieniu minaretów/przeżuwając przekleństwa („Kapadocja”). Odwołuje się też do nigdy niewyjaśnianych tajemnic; emanują ze ścian zawieszonych ikonami, skłaniając nas do nieodrzucania wiary w Воскресение Христово: posłuchaj szeptu starych ikon/które w cichym skupieniu/patrzą poprzez czas/…/zamknięte w mroku świątyni/strzegą tajemnic (”Ikony”).
Doznania i spostrzeżenia z różnorakich zwiedzanych miejsc są przeplatane nicią tej samej barwy, zabarwionej kolorami wysokiego stopnia intymności. Jest to już liryka miłosna zwracająca się do konkretnej osoby (osób ? to tajemnica autorki). Niesposób przytaczać w tym miejscu owych utworów in extenso, więc pozostanę przy „konkluzyjnych” wyimkach potwierdzających przytoczoną wyżej tezę. Zasada jest zawsze podobna: opis zdarzenia, pejzażu, zapamiętanego smaku, etc. z – na ogół niespodziewanym - odniesienia do NIEGO. A więc: nie wiem na jakiej stacji mam wysiąść/by dotrzeć do Ciebie („Podróże”); smak martini i twoich warg/…/jak zatrzymać tę chwilę/jak zachować na dłoni ciepło twoich rąk („Chwila nad Brdą”); Adriatyk mieni się w słońcu/jest szmaragdowo błękitny/przejrzysty jak twoje oczy („Wyspa Pag”); noszę w sobie to miasto/ciekawe pełne sprzeczności/zupełnie jak ty („Wrocław”); nie pamiętam (…)naszych splecionych rąk/nie pamiętam niczego/a jednak trochę tęsknię/…./chcę to zapamiętać („Nocna podróż”). Takie puenty, kończące barwne opisy i pełne poetyckiej urody frazy – paradoksalnie mają cechy stwierdzeń zbanalizowanych tradycją wyrażania uczuć tęsknoty, pragnienia ponownego spotkania, itp. Ostatecznie – tak się to prywatnie przeżywa; są to doznania uniwersalne psychologicznie, dla autora wiersza oddającego swego rodzaju hołd literackiej tradycji; potraktujmy to jako wyraz dziewczęcej, szczerej prostoty, właśnie „dziewczęcej”, kiedy nie dostaje oryginalnych słów z namiaru uczuć.
Kilka relacji typu reporterskiego pochodzi z odległych geograficznie stron (np. od Paryża – po Stepanakert w Górnym Karabachu). Najdłuższe (kilkustronicowe) - to subiektywne sprawozdania ze zjazdów poetyckich (Armenia i inne lokalizacje), poza tym krótkie noty typu impresji. Pomijam szczegółową ich analizę, ponieważ są wyraźnie dodane do głównego nurtu poetycko-obrazowego (fotografie), co czyni z „własnych śladów” dzieło oryginalnym.
Kalina Izabela Zioło, Po własnych śladach, wiersze z podróży, Bydgoszcz 2019, Biblioteka „Tematu” , ss. 308