Poeta Wojciech Banach urodził się i mieszka w Bydgoszczy. Jest autorem tylu tomików wierszy, że trudno je zliczyć.
Ja doliczyłem się dwudziestu. W latach siedemdziesiątych był członkiem Grupy Faktu Poetyckiego Parkan. Od 2011 roku pełni funkcję prezesa Zarządu Oddziału Bydgoskiego SPP. W tym roku ukazał się nowy zbiór jego wierszy Mecz z realem. Dodam, że dołączony do sopockiego Toposu. Wiersz otwierający ów tomik – Mróweczki jest zapowiedzią tego, co miłośnik poezji lubi najbardziej – tekstów jasnych, otwartych, pozbawionych lukru. Przez te wiersze nie trzeba się przedzierać, odgadywać intencji, tracić czasu na łamanie poetyckich szyfrów. Te wiersze czyta się po prostu dobrze z przekonaniem, że ich autorowi zależy na odbiorcy. Że nie stawia murów, ale buduje mosty. We wspomnianej Mróweczce mamy inwazję owadów, samotnego człowieka w mieszkaniu, wreszcie intencje nie do końca jasne. Jakby chodziło nie tylko o towarzyską wizytę, ale być może roboczo-pogrzebową. Manifestowana w tym wierszu osobność poety powraca w Darach losu 2017, gdzie jego anonimowość i otwartość wystawione zostają na próbę. Wizyty królów życia w jego samotni rozczarowują, gorące uczucia stygną, przepoczwarzając się w banał. I chociaż w tekście Ta kropelka czytamy – nigdy nie pragnąłem samotności, to ma się wrażenie, że od pewnego momentu jest wręcz przeciwnie. Przytoczę fragment Darów losu 2017:
Po ostatniej wymianie drzwi
nie przełożyłem nawet tabliczki
z nazwiskiem i numerem mieszkania
stałem się anonimowy i otwarty
na różne zapisy
wolny od toksycznych substancji
i zaległości
odwiedzali mnie z darami
niepoprawni królowie życia
mędrcy mający problemy z poezją
oraz pełne rozterek i miłosierdzia
kobiety
po rozpakowaniu niespodzianek
złoto okazywało się tylko metalem
i to płynnym
kadzidła nigdy nie potrafiłem stosować
a mirra z wadą wymowy zmieniała sens
/.../
Dla poety ta odrębność nie jest wyrokiem. Cztery ściany, w których przyjmuje z rezerwą, nie są więzieniem. To rodzaj wieży stojącej w centrum wydarzeń, może nawet labirynt, w którym wyobraźnia mnoży byty i zmienia się w magię /Sąsiedzi, Niepokój w pokoju/. Ale to też miejsce zdarzeń powszednich, prawie błahostek, które nie wpływają na losy świata. Poeta potrafi oprawić je w słowo, nadać im wyższą rangę. Przykładem teksty – Z mojej wieży, Ćwierkanie i gadanie, wreszcie Ostrzyciel. Tutaj rdzeniem wiersza nie jest koniunkcja planet, lśnienie gwiazd, ale zwykłe okno, parapet, podwórko. A nawet piwnica, do której twórcy zaglądają niechętnie. Ma zatem poeta z tego osiedlowego minaretu widok nieziemski, wart każdego wiersza. Nic zatem dziwnego, że nie chce porzucać tych wysokości i pisze o tym w Od nie do nie. To wiersz wyjątkowy, bo wychwalający skrawek tej odrobiny świata, w której upływa nam codzienność. To cztery ściany mieszkania, balkonowy wykusz, osiedlowy plac widziany z okna. To tam rozrywają się prawdziwe dramaty, zawiązują spiski, prym wiodą sekrety. To, co z pozoru nudne i nieciekawe, nagle elektryzuje wyobraźnię, daje jej przysłowiowego kopa. Wtedy kałuża może stać się oceanem, drewniane schody drabiną jakubową. To raj dla poety uważnego, otwartego na inności. Artysty skromnego, bez zadęcia. Ten wiersz należy przeczytać w całości. Ja zacytuję tylko fragment:
/.../
nigdy nie marzyłem o wielkich
podróżach nie znając przecież sekretów
sąsiedniej dzielnicy nawet ulicy
i ludzi często stojących w tej samej kolejce
do zajęcia należnego miejsca na stronie
nekrologów Nie odjadę stąd. Na razie nie
muszę szukać tematów i wrażeń
do kolejnych wierszy Żaden basen
śródziemia śródmorza czy orientu nie jest warty
zaprzestania codziennego dreptania
między sercem a umysłem Od drzwi
balkonu ze wschodniej strony do okna na zachód
/.../
Niechęć autora do podróży nie przekłada się na krótkowzroczność. Manifestowana gnuśność jest myląca. Można bowiem podróżować na wiele sposobów. Eksplorować rzeczywistość bez plecaka i biletu. I tak jest w tym przypadku. Dystans, który wybrał poeta, nie pozbawił go ostrości spojrzenia, nie stępił uwagi. Pobrzmiewają bowiem w tych wierszach nuty dzisiejszości, echa bieżących wydarzeń /Przyprawianie/. Ale również takich, które niechybnie zmienią oblicze świata /Niespodzianki na grudzień/. Artysta słyszy skrzypienie kół historii, ale zachowuje wobec nich rezerwę. Rozumie ich mechanizm, ale jest sceptyczny. Nawet ofensywa młodości, zdobywającej kolejne przyczółki, wywołuje w nim tylko ironiczny uśmiech. I jest inspiracją dla zabawnego wiersza. Oto Normy zainteresowania :
W dzień
który na pewno nie był dla mnie
biały
na ulicy Mostowej
dwie dziewczyny z wielobarwną książką
zapytały mnie
czy jestem zainteresowany
rozmową
na temat ważnych problemów życiowych
- Życie już nie jest zainteresowane mną -
odpowiedziałem zgodnie z prawdą i sumieniem
dodając na wszelki wypadek
- nie jestem zainteresowany również
książką ani paniami
mimo że wszystkie trzy macie śliczne okładki -
i odeszły
co stało się od pewnego czasu
normą
W tej potyczce ze współczesnością nie zabrakło konfrontacji z samą poezją, z aktem twórczym, ze środowiskiem. Przewijają się przez te wiersze fascynacje i przyjaźnie, są dedykacje dla twórców ważnych, na stałe utrwalonych w literackim kadrze /(Nawiasem pisząc)/. Bohaterami tych wierszy są również książki, te z domowych półek /Z instrukcji obsługi książki/, ale i te z kawiarnianych stolików. Jest wreszcie wizerunek dojrzałego artysty, który niczym mag, obrawszy za swój chwilowy azyl narożnik przy drzwiach do toalety kreśli na skrawku serwetki wzory, znaki, szyfry /Polska kawiarnia/. A wszystkie one, co wielce prawdopodobne, są wstępem do rozrachunku ostatecznego- życiowego bilansu. Jego echo pobrzmiewa w świetnej Sieci, gdzie wyobraźnia poety znowu pomnaża rzeczywistość, dzieli ją na segmenty. Mamy tutaj szereg pokoi, każdy pod innym szyldem - rozpusty i grzechu, wiary, śmierci, wreszcie okrucieństwa. O ostatnim, jeszcze niezamieszkałym, autor pisze:
/.../
niedawno dwoje młodych ludzi
było zainteresowanych wynajmem pomieszczenia
na uboczu
z przeznaczeniem na pisanie pierwszych strof
wierszy
nie wynajmę im nawet ostatniej rudery
żeby nie zmarnowali życia w sieci
poezji
ale odstąpię własne lóżko
jeśli zechcą się kochać
W Meczu z realem nie zabrakło motywów bardzo osobistych. Chociaż autor dzieli się nimi niechętnie. Przemijanie, żałoba, śmierć są tutaj obecne, ale wpasowane w historyczny, albo społeczny kontekst nie naruszają nazbyt jego prywatności. Dlatego tak wyjątkowym jest wiersz W końcu, którego lakoniczność poraża prostotą formy, której właściwie nie ma. Jest jasny, rzeczowy komunikat, na jaki stać tylko dojrzałego twórcę. A rzecz jest o zmarłej matce autora i należy to przeczytać. Dodam do tego zestawu tekst Ranny z jego dyskretnym fatalizmem. Natomiast Życie w ukryciu jest kwintesencją dobrej, poetyckiej roboty, próby najwyższej. Jest perłą w tym zbiorze. Dlatego przytoczę go w całości:
Od lat próbuję żyć
schowany przed ludźmi
nie docierają do mnie transmisje ani apele
nie korzystam z transfuzji
omijają mnie błogosławieństwa i awantury
bóg nie zesłał mi anioła
przed którym chciałbym się otworzyć
przy którym mógłbym się roześmiać
nocą czuję się jak dziecko
zamknięte w sierocińcu
bez szans na adopcję
prawdopodobnie pozostanę tu
do osiągnięcia dojrzałości
co nie nastąpi
przed końcem świata
poznałem całą miejscową bibliotekę
książek bez obrazków
i albumów barwnych do obrzydzenia
wiem jak wygląda Kaplica Sykstyńska
lecz nie czułem jej zapachu
znam teorię prądów błądzących
ale nie doznałem porażenia
czasem siadam na moich ulubionych
wewnętrznych schodach
i boję się
co mógłbym jeszcze
napisać
Tomik Mecz z realem przypadnie do gustu czytelnikowi dojrzałemu, takiemu po przejściach, z bagażem doświadczeń. Odnajdzie w nim nie tylko urodę słowa, ale przede wszystkim życiową mądrość. I, w co chcę wierzyć, szczyptę nadziei. Książkę gorąco polecam.
Wojciech Banach, Mecz z realem, Biblioteka Toposu, Sopot 2021, ss. 64