Tomasz Borowski jest terapeutą i nauczycielem akademickim. Na swoim literackim koncie ma cztery tomiki wierszy. W roku ubiegłym wyszedł Clavier Opowieść dziurawego motyla. To proza poetycka, dobrze korespondująca z wcześniejszymi pracami autora. Zamiłowanie do wierszy widoczne jest tutaj na każdym kroku. Wspomnę nie tylko specyficzną melodykę, ale i stronę formalną - interpunkcję zastąpiła tutaj duża litera. Nie jestem pewien, czy był to dobry pomysł. Typowy zapis, uwzględniający przecinki i kropki, bardziej zachęcałby mnie do lektury. Przyznam jednak, że szybko do tej nowości przywykłem. Każde z 31 opowiadań jest częścią jednej historii, chociaż opowiadanej swobodnie, bez linearnej zasady. Wszystkie orbitują jednak wokół głównego wątku. A jest nim, przynajmniej tak można sądzić, nieudany związek bohatera, którego konsekwencje okazują się być dalece nietypowe. Oto fragment tekstu Motyl:
Spotkaliśmy się w połowie dwóch różnych światów A mimo to każde z nas dwojga miało wrażenie, że czekało na siebie całe życie
Ona z czwartej paryskiej dzielnicy On z dalekiego kraju którego mieszkańcy posługują się językiem przypominającym szelest chodnikowych liści
Jak trzepotanie umierającego motyla
Ten dobrze zapowiadający się związek nagle stygnie, następnie dokumentnie rozchodzi się w szwach. W "Oknie" jest już tylko gorzkim wspomnieniem, źródłem destrukcyjnej zazdrości. Jego scenografia, świat wykreowany przez autora, też nie są czymś typowym. Tutaj nic nie jest sztampowe, nic oczywiste, nic zakorzenione w realiach. Nie znajdziemy tutaj tradycyjnej konstrukcji i narracji. Trzecim bohaterem tych niesamowitych historii zdaje się być wyobraźnia - pełna symboli, stanów lękowych, traumatycznych wizji. Są w nich zatem Ciemne Pająki, są Wielkie Czerwone Motyle, jest wątek kryminalny /"Spojrzenia"/, a nawet szpitalno - psychiatryczny /"Księżniczka"/. Czegoż w tej książce nie ma! Sam bohater jest wyjątkowo wieloznaczny - raz na wskroś owadzi, innym razem tragicznie ludzki. Co rusz przekształca się, przepoczwarza, ulega kolejnej metamorfozie. W "Ustach" poznajemy szpitalny epizod z jego dzieciństwa. To pewnie tam zakiełkowała w nim ta magiczna potrzeba ubarwień i konfabulacji. Fragment tego tekstu:
Gdy się ma jedenaście lat niewiele widzi się brudu Ja czułem go wszędzie Oddział jedenasty oblepiał mnie swoją mdławą wonią jak rudobrązowe nitki pajęczyn z zawieszonymi na nich koliami kropelek rosy W każdej z takich kropelek widziałem świat, którego nie chciałem widzieć ani już więcej znać
Te fajerwerki, jakimi raczy nas autor, są niewątpliwie atrakcyjne. Ale oczekiwałem, że zrównoważy je narracja mniej hermetyczna. Jakiś manifest zwyczajności, który zbliży mnie do bohatera, urealni go w oczach czytelnika. I nie zawiodłem się. Mamy zatem w "Reszcie" przejmujące poczucie strachu, które kieruje go w stronę symbolicznej przepaści, w "Lilou" poznajemy sekrety skomplikowanych, rodzinnych relacji, a w "Bogu" jesteśmy świadkami przypadkowego romansu. Dodam, że tym razem mało oryginalnego, bo skonsumowanego na tylnym siedzeniu samochodu. Natomiast w "Łące" mamy bardzo klarowną historię zaprzeszłych grzechów, gdzie dawna nielojalność domaga się surowej kary. Choćby tylko w sferze marzeń. Oto fragment "Łąki":
Łatwo było odszukać Księżniczkę Skarszewy nie są aż takie duże Wyśledziłem ją i wiedziałem że chodzi do technikum hodowli koni w pobliskim Bolesławowie i wraca przeważnie z tą samą koleżanką pieszo Koło tych łąk zaraz jak kończy się lasek można by na nią kiedyś zaczekać Trzeba byłoby tylko pozbyć się tej chudej jak Pinokio koleżanki Gdybym na nią zaczekał naudusiłbym ją gołymi rękami za to że mnie wtedy wydała Gdy przyprowadzono mnie z powrotem Gdy ścięto mi za karę włosy i kazano mi stać na baczność przy dyżurce
Głęboko wierzę, jestem wręcz pewny, że gdyby autor poskromił nieco własną wyobraźnię, ta książka byłaby bardziej przejrzysta. Czytelnik nie musiałby zatrzymywać się w trakcie lektury, żeby sklejać wątki, trudzić się nad odszyfrowywaniu symboli, zgadywać i domniemać. Trudno skupić się na biegu wydarzeń, kiedy są one celowo nafaszerowane dziwacznością. Chociaż rozumiem zamysł autora, podziwiam prezentowany potencjał, to jednak nieco bym go utemperował. Mówiąc językiem licealisty - forma dominuje tutaj niepokojąco nad treścią. Co nie zmienia faktu, że na swój sposób to publikacja wyjątkowa i zapadająca w pamięć. A przecież o to w pisaniu chodzi.
Książkę polecam.
Tomasz Borowski, Clavier Opowieść dziurawego motyla, Wydawnictwo Naukowo-Literackie EPIKUR Warszawa 2021, ss. 63