Krzysztof Stanisławski jest autorem tomiku wierszy "Przetoka". Mieszka w Bydgoszczy, jest redaktorem naczelnym Wydawnictwa Czarno-Biała. "Przetoka" to jego piąta książka. Wiersze otwierające ten zbiór dają przedsmak tego, co w całym tomiku będzie się działo. I nie ma na myśli serii zdarzeń, ale stronę formalną tych wierszy. A ta wymaga od czytelnika sporego wysiłku. Nie znajdziemy bowiem w tej książce łatwych pytań, nie znajdziemy satysfakcjonujących odpowiedzi. W "Bumerangu" czytamy - "Pytania są ciężarem Klatką - odpowiedzi". Autor nie jest zwolennikiem tradycyjnej narracji. Próżno by tutaj szukać ckliwych, albo dramatycznych historii. Miłości i tragedie rozgrywają się po stronie języka, pytania i odpowiedzi są tylko sygnalizowane. Te enigmatyczne wiersze, pełne pytajników i niedomówień, są niczym "iluzoryczna senna próżnia", albo ofiarowana czytelnikowi łamigłówka. Nawet krajobraz w wierszu "Nie-uwaga" nie jest typowym krajobrazem, ale "Formą". Fragment tego wiersza:
... Jesień przywraca znów puste plaże - lśnią
dawną siłą
Na dobrą sprawę to... tylko
piasek Aż krok po kroku w błękitnej głuszy
Coraz
ostrzejsze stają się - rysy i niezawodnie fala
za falą
do lądu sięga Przywraca - mnoży Syci dnia
siłą Formy
harmonii - Jak gdyby przed -
tem potrzebne było...
/.../
W tych gęstych wierszach o dziwnej wersyfikacji, trudno znaleźć wątek przewodni. Jeśli jest on zaznaczony, to dramatycznie cienką kreską, jakby autor bał się dosłowności, brał prosty komunikat za niestosowność. W "Pierwszym śniegu" dopatrywałem się poetyckiego rozrachunku z czasem, kiedy bohater zaczyna "odchodzić w różne odmiany pamięci". Ale do końca nie wiem, czy to właściwy trop. "Ulotność - 2" zdaje się być bardziej czytelna, łatwiej pozbierać w niej okruszki słów i złożyć w przesłanie lub historię. Jest tutaj zatem mały chłopiec, który zmienia się w dorosłego mężczyznę, jest opis tej przemiany, jej dość oczywiste rezultaty. Wszystko to jednak trzeba mozolnie wyławiać z wartkiego potoku słów, w większości zbytecznych. Aż trudno uwierzyć, że koniec wiersza jest klarowny, jakby pisany inną ręką. Przytoczę go:
/.../
Przez okno widzę jak mgła wchodzi
do miasta - żyję tu na walizkach
z jakąś twarzą Wśród któregoś
dnia
czasem czuję się tak Jakby ktoś
we mnie biegł... I szeptał - zmyśl
... pisz Kłam
Kiedy o tym myślę drętwieją mi
palce - nie ufam... Nie ufam sobie
sam
Podobnie było z wierszem "Politykom". Oczekiwałem konkretu, rzetelnego opisu tej specyficznej kasty, wreszcie zgrabnej, być może krytycznej puenty. Tymczasem znowu porwany zostałem przez rzekę poezji, której skojarzeń nie rozumiem. Domyślam się, że jej żywiołowy nurt ma dla autora jakieś symboliczne znaczenie, że jest dla niego jasny i zamierzony. Obawiam się jednak o czytelnika, kogoś ze skromniejszą wyobraźnią, kto nie lubi uczestniczyć w pokazie stylistycznych fajerwerków. Dlatego z przyjemnością przeczytałem wiersz "Łza", gdzie owe zabawy formą są dyskretniejsze. To ciepły, liryczny tekst, który można polubić. Przytoczę go w całości:
Z miejsca na miejsce - słoneczne pokoje Ulotne
znaki - zgrzebne
mnisie cele - aż cała skryłaś się przed
moim
wzrokiem... Twoje były
oczy Moje były
dłonie Nabrzmiałe
zmierzchem
Świeżym letnim południem Prawie
nieruchome - Oblepione
wilgotnym
rozgrzanym żółtym piaskiem - zupełnie jak
w baśni Zaklętym gdzieś
w Tobie...
Zbiór wierszy "Przetoka" ma swoich wielbicieli, którzy piszą o tych wierszach bardzo mądrze i zgrabnie. Niestety, mnie ta poezja nie przekonuje. Nawet tłumaczenie samego autora - "Łamię więc gramatykę by wyłudzić choć jeden sens dnia" /"Zmowa"/ nie trafia do mnie. Gubię się w tym stylistycznym bogactwie, przeszkadza mi ono w odbiorze komunikatu. Specyficzna oryginalność tych wierszy może i będzie zapamiętana, ale raczej jak eksperyment, niż zachęta sięgnięcia po nie. Nie lubię odgadywać na siłę intencji autora, wyważać drzwi, które powinny być otwarte. Jeśli dobrze pamiętam, to "Rozbite witraże" tego poety były dla mnie łaskawsze. Mimo tego - książkę polecam. Wytrwałym i cierpliwym.
Krzysztof Stanisławski
"Przetoka"
Instytut Wydawniczy "Świadectwo"
Bydgoszcz 2021
Str. 76