Debiutanckie tomiki młodych poetów mają, zazwyczaj, dwie charakterystyczne cechy. Pierwszą z nich jest intelektualna miałkość, drugą przesadna wiara w poetycką kompozycję. Nie wspomnę o monstrualnej objętości poszczególnych zbiorów. Wychodzi z tego książka hermetyczna, w której strzeliste metafory, zawieszone w tematycznej próżni, są same dla siebie sterem, żeglarzem, okrętem.
Satysfakcję z takiej publikacji ma jedynie jej autor, straty są wyłącznie po stronie czytelnika. Patryk Zimny, ze swoim debiutanckim tomikiem pt. „Uchoko", jest w tym wypadku miłym zaskoczeniem. Choćby dlatego, że jego książka jest kompozycyjnie spójna, opowiada konkretną historię, na tyle indywidualną, że wartą literackiego trudu. Taki trzeźwy ogląd rzeczywistości, widzimy już w tytułowym wierszu:
słyszałem i widziałem
więc mam zapisane
trochę kogoś czegoś
tak się składało
to wszystko we mnie
teraz otwiera się
na innych
jeszcze bardziej
reaguje
moje zimne uchoko
Poeta otwiera się na innych już na poziomie języka. Ten jest wyrazisty, komunikatywny, nie uwodzi czytelnika zabiegami czysto formalnymi. Jest surowy. Ale nie tylko rodzaj narracji przybliża ten zbiór do odbiorcy. Równie ważna jest postawa samego poety, jego deklarowana pokora względem literackiego świata, do którego właśnie dołączył. Bo, gdy jego rówieśnicy / ur.1988/ po napisaniu pięciu wierszy zabiegają o Nobla, Zimny pisze w tekście „Debiut":
Ukrywam się nimi.Mają rację, jestem
jeszcze chłopcem od czytania starszych
Ukrywam się wierszem przed debiutem
/…/
Oni mimo wszystko czytają.Tak mi się zdaje
Też ukrywają mnie przede mną.Przed wejściem
Przed zgubą./…/
Wiersze ze zbioru „Uchoko" opowiadają historię młodego chłopaka, który musi nagle zmierzyć się z losem. Z przewlekłą chorobą matki, nieobecnością ojca, z rodzeństwem wymagającym opieki. Poeta, wykluczony przez obowiązki z chłopięcego świata, musi zmierzyć się ze światem dorosłych, dojrzeć do innej skali ocen i decyzji. Musi towarzyskie spotkania zamienić na wizyty w hospicjum, kieszonkowe na jedyne źródło utrzymania, własną chłopięcość na zastępcze ojcostwo. Krajobrazem dla takich przemian jest „gałgan szarych horyzontów"/"Lęborskie smaki"/, gdzie „widok kontenerowego getta to codzienność"/"Getto"/. W takich okolicznościach, bez rychłej nadziei na odmianę, powstają wiersze „Stasiakowa", „Feciorkowscy", czy przejmujący „Chleb powszedni". Autor oprowadza nas w nich po zakamarkach prowincjonalnej biedy, uchyla drzwi niemajętnych kwater, dokumentuje wierszem wszystko to, co przesłaniają apartamentowce i bilbordy. Nadaje tym miejscom realny wymiar, uwiarygodnia ich obecność na mapie Polski. Nie da się jednak ukryć, że ma żal do losu za takie niechciane sąsiedztwo. Los, z natury swej niematerialny, tutaj przybiera personalny wymiar. Ma konkretne imię, rysy, zapewne i adres. Oto fragment wiersza „List dzieci na dzień ojca którego nie widziały pięć lat":
Pieprzony tatusiu jak u ciebie
z kasą której nie masz na alimenty
pewnie wydajesz ją solidnie
zainwestuj w gumy albo w kastrację nie zrobisz więcej krzywdy
modlimy się za twoje zdrowie aby było coraz gorsze
może zasłużymy sobie na rentę przez parę lat
będą książki nowe ciuchy pójdziemy na studia
/…/
niech ten list będzie wyrazem tego że pamiętamy
to że ty nie pamiętasz swoich dzieci ich dnia urodzin
może nawet imion wspólnych rozmów
/…/
Ten bardzo osobisty wątek kontynuuje się i dopełnia w wierszach o matce. To wyjątkowe utwory, nie sposób ich przeoczyć. Już choćby dlatego, że porażający jest ich autentyzm. Stosunek poety do matki jest wyjątkowy jak sytuacja, w której oboje się znaleźli. Powszednia synowska miłość, stając w obliczu choroby, musiała się zredefiniować. Bo oto tradycyjne rodzinne zależności i role zamieniły się biegunami, hierarchiczny porządek opiekun-dziecko, przestał istnieć. Poeta, przyjmując na siebie nowe obowiązki, stracił jednocześnie poczucie bezpieczeństwa. Tęsknotą za nim są wiersze nawiązujące do przeszłości, choćby „Wózek", czy przewrotny „Idzie rak nie bo rak". Wizyty w hospicjum, rozmowy z matką, codzienne obcowanie ze śmiercią, to przewodnie motywy tej części książki. Tragizm tych wierszy wynika również z faktu, że wspomniana przemiana poety z syna na opiekuna, nie była kompletna. Ich autor, choć życiowo ogorzał, pozostał chłopcem. Nie wyzbył się wrażliwości, znajduje czas na młodzieńcze uczucia /"Puch"/, a nawet rozrywkę /"Passe"/. Ale jednocześnie, przedwcześnie uwikłany w mroczną rzeczywistość, wyrażnie prosi o łaskę jej zrozumienia. Fragment wiersza „Terapia":
Podziel mnie tak abym znał granice,
gdzie mogę uciec, gdzie się zatrzymać.
Daj strażników emocji, żebym mógł się nimi
legitymować.Daj mi prawdziwe pojęcie
wiary, miłości, przyjaźni, bezpieczeństwa
jeśli istnieją miotełki uczuć.
/…/
Tomik „Uchoko" Patryka Zimnego jest debiutem udanym, nieseryjnym. Porusza sprawy ważne, czasami ostatecznie. Trzeba mieć nadzieję, że w przyszłości, ucho i oko autora będą równie dobrze służyły jego talentowi.
Książkę polecam.
Patryk Zimny: „Uchoko", Wydawnictwo „Mamiko" Nowa Ruda 2010, str. 54
- Ludwik Filip Czech
- "Akant" 2010, nr 11
Ludwik Filip Czech - Historia młodego chłopaka
0
0