Wiele racji jest w stwierdzeniu Hegla, że historia filozofii to historia konfliktów. Ktoś, kto bez odpowiedniego nastawienia psychicznego zabiera się za filozofię, może doznać prawdziwej traumy. Jeden myśliciel zaprzecza drugiemu, każdy głosi własną prawdę, przez co odnosi się wrażenie – bynajmniej nie złudne – że przy odpowiednim zastosowaniu aparatury pojęciowej i konstrukcji logicznej, można dowieść jakąkolwiek, najbardziej nawet niedorzeczną tezę.
Czy istnieje wyjście z tej ponurej sytuacji? Co powoduje tyle nieporozumień i czy można im jakoś zaradzić? Osobiście uważam (sformułowanie niegodne filozofa), że nieporozumienia między filozofami pochodzą z błędów metodologicznych, np. na pytania metafizyki odpowiada się z punktu widzenia epistemologii. Podczas pewnej wieczornej lektury, byłem świadkiem zadziwiającej ekwilibrystyki intelektualnej, która polegała na opisie Levinasowskiej epifanii twarzy innego za pomocą struktury epistemicznej. Podobnych błędów jest wiele w całej filozofii, a wszystkie wypływają z jednego źródła – pomieszania języków.
Być może w ogóle nie poruszałbym tej kwestii, wszak filozofia to, używając wyświechtanego porównania, jaskrawy jak zadek mandryla przypadek marnotrawienia czasu – tak myśli każdy inteligent, czyli student z nowobogackiej rodziny (koniecznie empirysta, naturalista, behawiorysta i determinista), zażywający cyklicznie promieniowania ultrafioletowego zmieniającego skórę w soczysto – skwierczącą opaleniznę i z optymizmem patrzący przez skłębione opary sauny w rozświetloną scjentystyczną zorzą przyszłość – gdyby nie fakt, że przedstawiciele nauk szczegółowych pragną zawłaszczyć sobie filozofię, a przynajmniej mają ambicje daleko wykraczające poza zakres ich specjalistycznych zagadnień . Horror pozytywizmu nie przeminął, wręcz odwrotnie, ma się całkiem dobrze.
Najbardziej znanymi naukowcami aspirującymi, bardziej lub mniej świadomie, do miana filozofów są Stephen Hawking i Richard Dawkins. Nie orientując się kompletnie w problematyce klasycznej metafizyki, choć to żaden zarzut, bo wielu filozofów, nawet tych największych, również jej nie rozumie, usiłują rozstrzygnąć jeden z najdonioślejszych jej dylematów – kwestię istnienia bytu wiecznego. I to przy użyciu jakich narzędzi: kosmologii i ewolucjonizmu. Równie dobrze mógłbym, jako np. reprezentant antropologii filozoficznej, głosić, iż człowiek dzięki rozumowi transcenduje przyrodę, więc naukowcy zajmujący się anatomiczno – morfologicznymi osobliwościami fałszują jego naturę – a wszystko po to, żeby manipulować opinią publiczną i zburzyć ład między narodami. Tyle tylko, że mnie by wyśmiano, a ich wynosi się na ołtarze zachwytu.
Podobne absurdy głoszą inni badacze. Pozwolę sobie zacytować przezabawne fragmenty z artykułu pani Karoliny Probosz, członkini Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego: „Pojęcie Boga, jakie ewoluuje u Augustyna, jest odpowiedzią na pewną kłopotliwość relacji społecznych i stanowi dla nich korzystną alternatywę" ; „Możemy przypuszczać, że obraz Boga, jaki wykształca Augustyn, w dużej mierze stanowi odbicie cech, jakimi charakteryzuje się jego surowe superego" .
Naukowe objaśnianie filozofii, zwłaszcza psychologiczno – socjologiczne, niewiele ma z filozofią wspólnego. Szukanie wyjaśnienia poglądów danego myśliciela poprzez odwołanie się do jego temperamentu, bądź biografii, jest niezrozumieniem tego, czym filozofia jest. Nauki empiryczne lekceważą wymiar, przez który człowiek styka się z prawdą. Badacze rekrutujący się z nauk szczegółowych popełniają niewybaczalny błąd – próbują mówić o filozofii, choć jej nie rozumieją.
Naukowcom brak otwartości umysłu , co przejawia się w tym, że na problemy filozoficzne patrzą przez soczewkę własnych teorii. Tak więc analizując dane zagadnienie wkładają doń obce elementy. Nie jest to możliwe bez tendencyjnej (dez)interpretacji i zakłamania. Jest to swoisty scjentocentryzm analogiczny do zjawiska europocentryzmu, z jakim często mamy do czynienia w opracowaniach naukowych poświęconych wydarzeniom w Trzecim Świecie .
Podobny redukcjonizm występuje wewnątrz samej filozofii. Naiwna wiara w postęp, cechująca całą epokę oświecenia, znalazła swój punkt kulminacyjny w dziele Augusta Comte’a, wprost proponującego likwidację filozofii. Postulat ten, choć może w nieco złagodzonej formie, podjęty został przez orędowników lingwistycznego zwrotu w filozofii, która swój radykalizm osiągnęła w Wittgensteinowskiej terapii filozoficznej . Takie podejście grzeszy jednostronnością w dziedzinie badań epistemologicznych i logicznych, usuwa z horyzontu całe grupy problemów, zwłaszcza metafizyczne, przesuwa kluczowe zagadnienia na płaszczyznę terminologiczną oraz podtrzymuje złudzenie, że wszelkie zagadnienia filozoficzne dadzą się rozwiązać za pomocą spekulacji matematycznych. Następstwem tego jest skażona atmosfera intelektualna i zwiększająca się prymitywność kulturowa.
Ludzkość zawsze nad dążenie do prawdy przedkładała posmak jej fundamentalnego posiadania. W związku z tym nie należy się dziwić, że idolami współczesnej filozofii akademickiej są Patricia i Paul Churchlandowie, a nauka wydaje tak dziwne twory, jak psychologia ewolucyjna, socjobiologia, czy kognitywistyka. Rzeczywistość realna jest zbyt przerażająca, by stawić jej czoło, dlatego łatwiej odgrodzić się od niej barykadą formalnych kalkulacji . Stąd, gdzie nie dochodzi nawet echo zagrożenia, można zamknąć rzeczywistość w zbiorach, albo sprowadzić ją do kilku reguł i praw. Tak powstała teoria wszystkiego jest wyśmienitym antidotum na egzystencjalne bolączki, daje pocieszenie i komfort, a przy dobrych wiatrach może nawet przynieść nagrodę Nobla.
Prawdopodobnie ludzki umysł jest tak skonstruowany, że zmierza ku systematyzacji i klarowności, chorobliwie obawiając się najdrobniejszych aporii. Dążenie do szeroko pojętej całości, w której zdarzenia uzyskują wartość tylko wówczas, kiedy zostają włączone w jednorodną strukturę, gdzie każdy element posiada swoje określone miejsce, sprzyja inklinacjom totalitarnym. Czym innym był faszyzm i komunizm, te perełki intelektualnej architektury, jeśli nie próbą wytrzebienia raz na zawsze chaosu, nieprzejrzystości, przypadkowości i niepewności ludzkiej egzystencji.
Duchowa nędza naszych czasów jest faktycznie nie do zniesienia. Elita uniwersytecka – bo, o dziwo, ludzie wciąż myślą, że to naprawdę elita – pielęgnuje wirusogenne ideologie, które z szybkością gangreny rozprzestrzeniają się po wszystkich komórkach społeczeństwa. Do guru aktualnych trendów naukowo – filozoficznych należy podchodzić, jak do pewnych stanów świadomości, a ich argumenty traktować jako tylko pochodną tych stanów. Nie ukrywam, że chciałbym doczekać się publikacji, która z oślepiającą wyrazistością opisałaby ten fenomen. Autor mógłby bazować na Zamkniętym umyśle Alana Blooma. Tytuł rewelacyjnie pasuje do tej kategorii ludzi.
Powróćmy jednak do głównego wątku i zastanówmy się, co można poradzić na teoretyczne nieporozumienia między filozofiami oraz filozofią a nauką. Otóż od zapoznania się z pismami Edmunda Husserla jestem głęboko przekonany, że fenomenologia, jak rzadko który kierunek, uczy rzetelnego myślenia. Trzeba wyzbyć się przesądów oraz samowoli i pychy w poznaniu, aby wiernie i sumiennie opisywać jawiącą się nam rzeczywistość. Środkiem umożliwiającym takie podejście uczynił Husserl metodyczne wątpienie, czyli taki sposób rozumowania, który zaczyna od radykalnego wątpienia, by na tej drodze dojść do niezaprzeczalnej prawdy. Bynajmniej nie jest to czymś nowym w dziejach filozofii, jednakże Husserl posunął się w tym projekcie najdalej.
Z metodycznym wątpieniem sprzęgnięta jest idea bezzałożeniowości . Bezzałożeniowość unika błędnego koła, regresu i dogmatyzmu. Nie stwarza świata na nowo, więc nie jest idealizmem. Nie szuka „nowych światów", ale stara się zrozumieć, jaki naprawdę jest ten jedyny: „Podstawowe kategorie klasycznej epistemologii – jak obiektywność, adekwatność, a zwłaszcza prawda – obciążone są pierworodnym grzechem złudy, pozoru, zafałszowania, a gdy wyrażają myślenie życzeniowe oparte na uznanym ideale poznawczym, wówczas są manifestacją grzechu pychy. Trzeba dopiero dowieść ich niewinności, szczerości, rzetelności" . Wątpienie jest wyrazem uczciwości, sprawiedliwosci i odpowiedzialności. Powinno podważać istniejącą pewność, kiedy sugeruje ona przedwczesne tłumaczenie faktu. Pozwala zastanowić się w jaki sposób podmiot poznający winien kontrolować przebieg procesu poznawczego, aby uzyskać wartościowe wyniki. Obok zdziwienia, świadomości śmierci, pytania o sens stanowi główną pobudkę do filozofowania.
Tylko pozbycie się poznawczych przeświadczeń i pozapoznawczej interesowności, czegokolwiek, co w jakimkolwiek stopniu mogłoby przeszkodzić pasywnej percepcji (zmysłowej lub intelektualnej) pojawiających się przed nami fenomenów, może zadośćuczynić pełnej obiektywności poznania. Uczy zachowania bezstronności, uwalnia nas od przesądów, zaś skrupulatna analiza naszego rozumowania może tylko nas doprowadzić do pewnych przekonań. Wątpienie umożliwia zdobycie wiedzy ogólniejszej od najogólniejszej.
Większość ludzi myśli dogmatycznie, gdyż patrzy jednostronnie, nie wie, nie chce wiedzieć o argumentach stanowiących dla nich przeciwwagę, nie jest wyrozumiała dla innych, cechuje ich zbyt wysokie mniemanie o sobie. „Rzecz w tym, że każdy z nas jest skłonny do pochopnego uznawania za prawdziwe tego, co mu miłe" . Dlatego Hume postuluje: „[...] a jeżeli jakiś uczony jest wskutek wrodzonego usposobienia skłonny do pychy i oporu – kilka kropelek pyrronizmu może wyleczyć go z zarozumiałości [...]" . Wątpienie jest swego rodzaju wstrząsem, katharsis, twórczym niepokojem – to, co wiemy, jest niczym wobec niewiadomego. Odrzeczywistnia to, co dane. Nie wolno nam nigdy zapomnieć, że prawdę odkrywamy, a nie konstruujemy. Rozum jest darem, nie zdobyczą. Świadomość nie może paść ofiarą hipotez naszej świadomości.
Zamiast zarzucać Husserlowi utopijność, wypadałoby znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego jeszcze nie spełniło się jego pragnienie, by umiejętność wnikliwego, bezstronnego oglądu rzeczywistości z wrażliwością na jej bogactwo oraz serdeczny stosunek do pluralizmu ludzkich doświadczeń i aspiracji organizowały nasze myślenie. Wypadałoby się zastanowić, dlaczego wciąż jesteśmy tak małostkowi. Parafrazując słynną wypowiedź św. Augustyna: nie wychodź na zewnątrz, wróć do siebie samego – to we wnętrzu człowieka mieszka wina.