(Kontynuacja serii "Szczęść..." z numerów 7–12/2015)
Dedykuję urodzonym 5 stycznia
Bywają takie szczęścia, że język kołkiem w płocie staje i słów na wiatr brakuje. Jedynaczka agronoma Martyńskiego – Martyna Marta – od dzieciństwa była sensacją i chlubą regionu. Jej rówieśnica Baśka przez całe dorosłe życie powtarzała: – O Martynie nawet śmierdzący leń miałby ochotę książkę wypuścić, ale to temat na dziesiątki tomów i najpracowitszemu pisarzowi stu lat życia by nie starczyło!
Martyna, otrzymując maksymalne oceny z wszystkich bez wyjątku przedmiotow szkolnych, olśniewała też talentami wokalnymi, plastycznymi i aktorskimi, będąc na dodatek tak skromną i religijną, jak żadne inne dziecko. Cyniczny stary Zając mówił o niej święta stuknięta(!), czym oburzał wszystkich oprócz Martyny. Ona akurat starego lubiła bardziej niż innych i z niezrozumiałych dla ogółu przyczyn nazywała go kosmita-Rokita.
Przez długie lata Martyna bez żadnych gwiazdorskich fanaberii szła dokładnie tam, gdzie ją kierowano: na konkursy, przeglądy, festiwale – wszędzie (z miłym dla oka zażenowaniem) zbierając nagrody główne. Aż wreszcie kontrowersyjna Baśka, w czas młodzieńczego buntu, zagadnęła ją bez ogródek: – Leziesz tam, gdzie ci każą, jak pokorny cielak. Czy te ciągłe oklaski i zachwyty nie nudzą cię i nie męczą? – Oczywiście, że nudzą i męczą, ale nie myślę o sobie, bo byłby to grzech pychy! JA myślę głównie o tych, którzy pragną MNIE oglądać, słuchać i podziwiać. Gdybym odmówiła występów, to cóż ci nieszczęśnicy będą mieli ze swego nędznego życia? Nie da się ukryć, że po raz pierwszy pyszałkowatą Baśkę zatkało od wyrzutów sumienia: – Jakże niedoskonała jestem w porównaniu z tą Martyną.
Tuż przed bierzmowaniem ksiądz wytypował Martynę na Wojewódzką Olimpiadę Wiedzy Religijnej. – To naprawdę nie ma sensu i tylko szkoda czasu – sprzeciwiła się niespodziewanie. – Ależ dziewczyno, uwierz w siebie. Bez wątpienia masz szansę na pierwsze miejsce! – W województwie to przecież żadna sensacja. Akurat z religii jestem najlepsza w całym kraju!
Później na wsi widywano Martynę już tylko od święta, bo kontynuowała naukę w stolicy, w jakimś prestiżowym liceum katolickim. Podczas wakacji odwiedzali ją różni w pełni dojrzali artyści-indywidualiści, dyskutanci-manieranci, politycy-ekscentrycy, performerzy multimedialni itp. Szczęśliwcy ci spacerowali po rozległym, wypielęgnowanym ogrodzie Martyńskich, dzieląc się refleksjami i wymieniając opinie. Wsiowych podglądaczy interesowało jednak wyłącznie to, z kim Martyna romansuje. – Zamiast podglądać, zapytam ją, i MNIE odpowie na pewno! – zapewnił stary Zając. Odpowiedź ugruntowała jej sławę w okolicy po wsze czasy. W trakcie akademii dożynkowej Zając wszedł na estradę i przy wszystkich dyplomatycznie zapytał siedzącą na sali Martynę: – Czy nieraz, oprócz pychy, z siedmiu grzechów głównych grzeszysz z kimś nieskromnością? – Z kim, gdy nie ma równych??? – pytaniem na pytanie zareagowała geniuszka.
Odtąd wszyscy, włącznie z Antkiem-pijakiem, mieli do Martyny dziesiątki pytań, ale nie było żadnej okazji do ich zadawania, bo dama w stolicy kończyła jednocześnie trzy fakultety, których nazwy potrafił wymówić tylko proboszcz. Naturalnie wszystkie te specjalności miały związek z teologią. Gdy ktoś zapytał Martynę, czy nie obawia się przyszłych trudności ze znalezieniem pracy, wyjaśniła: – Nigdy nie będę pracować, bo praca wzbogaca, a bogatemu trudno wejść do Królestwa Niebieskiego. Chciwość to grzech najobrzydliwszy z możliwych!
Krótko przed wyjazdem Baśki za granicę, trójfakultetowa Martyna wróciła do domu, a ogród znów się zapełnił towarzystwem niebiańsko-odlotowym. Baśka od lat czatowała na nią z filozoficznym problemem i uzyskawszy audiencję wśród rododendronów, zapytała: – Czy pyszny też odczuwa, że czas szybko mija i w końcu śmierć nadejdzie? – Wolno spytać, czyja? – autentycznie zaciekawiła się Martyna i odprawiwszy tłum wielbicieli, zaprosiła Baśkę z ogrodu na pokoje. Tam Baśka bez skrupułów i z premedytacją wypowiedź doprecyzowała tak, by Martynę wystraszyć lub przynajmniej zaniepokoić: – Pytam, jak wyobrażasz sobie WŁASNY zgon? – Jako awans. To przejście z estrady na tron – brzmiała najzupełniej spokojna odpowiedź.
Przy takich Jej poglądach wszyscy uważali Martynę za najszczęśliwszą wśród istot ludzkich. – Z Niebios masz ten dar! – powtarzali. – Owszem, w połowie z niebios, ale w połowie z Doskonałości Własnej. Przecież nawet głupi telewizor, jeśli miałby wady, nie zdołałby odebrać żadnego przekazu z zewnątrz!
9 VIII – 12-13 IX 2015 (dłuższy namysł)
* Kolejna, karnawałowa NISZA KOZIOROŻCA dopiero w numerze styczniowym, bo powyższy utwór, przedstawiający moją ulubioną bohaterkę, to stuprocentowy solista i towarzystwem innych swych tekstów ani myślę Go rozpraszać.