Archiwum

Ariana Nagórska - Edukacyjne przepychanki

0 Dislike0
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Dowiedziałam się u progu wakacji, że za sprawą władz oświatowych niektórzy pedagodzy raczej nie odczują latem relaksu

, bo w czasie roku szkolnego zorganizowali uczniom uczestnictwo w jakichś imprezach politycznych i zdarzyło się to bez zgody rodziców, a więc „zostaną wyciągnięte konsekwencje”. Chcą ponoć nawet wyrzucać niektórych dyrektorów szkół.
          Jak sięgam pamięcią (a sięgać mogę wstecz o dziesięciolecia!), ze zgodą rodziców raz młodzież, a raz szkoła zawsze miały problemy. Na przykład rodzice mojej koleżanki zgadzali się, by chodziła do szkoły w bardzo krótkiej spódniczce, ale szkoła się nie zgadzała. Grono rodzicielskie między sobą też nie było zgodne, bo gdy jedna z mamuś stale protestowała na wywiadówkach, że zbyt duże są wymagania z matematyki, inni narzekali akurat na wygórowane kryteria ocen z polskiego. Kolejny „ojciec-autorytet” dowodził, że absurdem jest wymagać wiele z biologii od uczniów, którzy i tak nie pójdą na medycynę (ten nadawałby się idealnie do roli rodzica, dziadka i pradziadka klanu antyszczepionkowców).
           Identycznie jak obecnie, w wielu rodzinach także poglądy ojca i matki były całkiem rozbieżne. U znajomej matka kładła nacisk głównie na dobre oceny z przedmiotów humanistycznych (bo z tym się wiąże w przyszłości lekka, odpowiednia dla dziewcząt praca), ojciec natomiast zajęciami humanistycznymi gardził (dyrdymały chleba nie dają!). W moim wypadku mama raczej nie zgadzała się ze szkołą w kwestii obniżania mi ocen ze sprawowania: – Chuliganom to oni nie obniżą, bo się boją, że im szkołę zdemolują, ale na dziewczynie się mszczą za jej niezależne  poglądy. Tata miał trochę inne zdanie: – Chyba nie za poglądy ją karzą, tylko za złośliwość, pyszałkowatość i bezczelność w ich wyrażaniu. To na dzisiejsze czasy całkiem niezły charakterek i nie ma co się martwić, bo sobie w życiu poradzi. Ja nie raz przegrywałem tylko dlatego, że takich umiejętności nie posiadam.
          Mój „sposób wyrażania poglądów” objawił się najpiękniej, gdy wdrażano kategoryczny zakaz przebywania młodzieży licealnej w kawiarniach. – Dlaczego? – ze zdumieniem zapytała na godzinie wychowawczej słodka Iza (elegancka i dobrze wychowana córa naukowców). – Bo to jest pierwszy krok do alkoholizmu i narkomanii! – huknęła wychowawczyni-rusycystka, która szlak bojowy z Armią Czerwoną przeszła, więc doświadczenie życiowe miała. –  My przecież nigdy nie zamawiamy alkoholu, tylko oranżadę, ciastka, lody…– tłumaczyła inteligencka latorośl. Była to lubiana uczennica, więc pani wychowawczyni wyjaśniła nieco delikatniej: – No właśnie, kulturalna i naiwna młodzież w kawiarniach i lokalach gastronomicznych (zwłaszcza w mieście portowym) często zostaje wykorzystana przez oszustów, przestępców, dewiantów. Po prostu spotyka tam nieodpowiednie towarzystwo. Wtedy z kolei ja zapytałam grzeczniutko: – A czy w towarzystwie rodziców wolno młodzieży pójść do kawiarni? – Oczywiście. W towarzystwie rodziców zawsze można. – Ale przecież takie towarzystwo jest jeszcze bardziej nieodpowiednie! – brzmiała moja odpowiedź, za którą natychmiast obniżono mi ocenę ze sprawowania (myślę, że tu rodzice byliby z ciałem pedagogicznym zgodni).
           Zdolna, ale leniwa – z tym poglądem pedagogów rodzice zgadzali się przez wszystkie lata mej edukacji. Gdy jednak pewien nauczyciel (w dodatku matematyk!) powiedział: – Mimo przeciętnych lub częściej słabych ocen z przedmiotów ścisłych, umie myśleć i logicznie, i praktycznie – rodzice znów nie byli  jednomyślni. Tata zgadzał się z tą opinią w stu procentach, mama natomiast snuła wątpliwości: – Jeśli ktoś ma złe oceny z przedmiotów ścisłych, a dobre z humanistycznych, i przy tym chce zostać artystą, to być może myśli logicznie, ale na pewno NIEPRAKTYCZNIE! Przez to z gruntu błędne przekonanie o mej niepraktyczności mama (w dobrej wierze) omal nie zepsuła mi fajnego interesu i nie naraziła na skandal szkolny, który mógł się źle skończyć. Otóż słysząc od nauczycielki jak zwykle opinię o mym wielkim lenistwie, po raz pierwszy znalazła kontrargument i rzekła tak: – Zauważyłam, że jak ona jakieś zajęcie lubi, to nie tylko nie jest leniwa, ale działa z uporem maniaka, kosztem innych, ważniejszych zajęć, postępując zupełnie niepraktycznie. Na przykład niedawno, gdy na ocenę z zajęć plastycznych każdy uczeń miał przygotować rzeźbę z mydła, ona przez ponad tydzień NIC się nie uczyła, tylko bez potrzeby wykonała aż kilkanaście rzeźb. To nie lenistwo, tylko jakaś niezdrowa pasja, bo i tak piątkę dostała tylko za jedną rzeźbę, tę którą wykonała od razu na początku, a wszystkie pozostałe, mniej udane, pewnie wyrzuciła, bo nie ma po nich śladu. Owszem, kupę czasu zmarnowała, ale akurat nie przez lenistwo!
            Jak to dobrze, że nauczycielka nie myślała zbyt wnikliwie i losem mych „dzieł sztuki” na szczęście się nie zainteresowała, jako że swych rzeźb nie wyrzuciłam, tylko SPRZEDAŁAM tym uczniom, którym się w ogóle nie chciało rzeźbić. Obiecująco zdolny do interesów Heniek już wiele dni wcześniej zaproponował mi zapłatę, jeśli wykonam dla niego rzeźbę wyłącznie na ocenę dostateczną (lepszej nie chciał, by nie wzbudzać w nauczycielce podejrzeń). Odpowiedziałam, że na dostateczny to mogę zrobić nawet kilkanaście i od razu znaleźli się chętni, którzy  zapłacili i dostarczyli zapas mydła do prac. Brak czyichkolwiek obaw, że prac nie wykonam lub wykonam niezgodnie z obietnicą, do dziś napawa mnie dumą. Uczciwie uprzedzałam, że dla innych zrobię rzeźby dużo gorsze niż dla SIEBIE (dla siebie głowę Niemena, a dla nich proste miseczki, pucharki i szkatułki), ale o to właśnie im chodziło. Nie o olimpijskie wzloty, tylko o swojską, przyziemną kichę.
           Wbrew przypuszczeniom, wypracowania z polskiego, analizy wierszy itp. pisałam ludziom bardzo rzadko. Nie było na nie popytu, bo „ona zawsze coś takiego wkręci, że się belfry orientują, ze przeciętny uczeń tego nie wymyślił”. Naprawdę nie potrafiłam napisać z polskiego na stopień ledwie dostateczny, za to dla własnej frajdy wyspecjalizowałam się w parodiowaniu stylów osób literacko ambitnych, lecz niezdolnych. Jednak w tamtych, lepiej oświeconych czasach każdy polonista bez trudu odróżniłby parodię od pisania na poważnie, a poza tym osoby ambitne literacko (tak kiedyś, jak i dziś) niezależnie od swych mankamentów twórczych nie zamawiają tekstów u kogoś.
           Spośród różnych przepychanek edukacyjnych najmilej chyba wspominam swój wyczyn akademicki, gdy miałam już po czterdziestce (tata tej pociechy ze swej pociechy jeszcze doczekał). Znajoma dwudziestolatka przyszła do mnie z płaczem, że chcą  ją wyrzucić ze studiów ekonomicznych, bo ma same dwóje. Ostatnia deska ratunku, jeśli napiszę jej pracę semestralną. Czytałam gdzieś, że łaskawość jest cechą ludzi Wielkich, co się potwierdziło, gdy postanowiłam rzecz wykonać nieodpłatnie.  Zażyczyłam sobie jedynie jakichś notatek, skryptów, książek, z których podczas semestru korzystano. I tu nastąpił klops. Dziewczę żadnych notatek nie robiło, koledzy już zdali i wyjechali razem ze swymi skryptami i notatkami, a co do książek: – Chyba się ani jedna jeszcze nie ukazała, bo to temat zupełnie nowy. – A jakiż to temat? – „Przemiany gospodarcze w Polsce w latach dziewięćdziesiątych XX wieku”. Ty na pewno masz w tej sprawie jakiś pogląd, to po prostu napisz, co myślisz, a na dostateczny na pewno wystarczy. Czyli pisać miałam (mówiąc kolokwialnie) całkiem „od czapy”.
            Jedno od razu było dla mnie jasne: nie wolno mi pisać, co myślę, bo przecież uważam, że w latach 90. nastąpiła likwidacja gospodarki i państwa (które stało się tylko teoretyczne). Należało eksponować poglądy wprost przeciwstawne do moich! Zaczęłam od dętego sloganu, że dzięki wieloletniej, bohaterskiej walce „Solidarności” naród odzyskał wreszcie wolność, a tym samym i gospodarka wyzwoliła się spod jarzma komunistycznego centralnego zarządzania. O sukcesie ekonomicznym decydują odtąd najbardziej kreatywne grupy społeczne, np. przedsiębiorcy, biznesmeni, specjaliści od logistyki i marketingu (słów mafia, oszuści i złodzieje oczywiście nie używałam). Gadałam w samych superlatywach: o inwestycjach zagranicznych, o kumulacji kapitału i różnicowaniu podaży w zależności od popytu (co pozwala zaspokoić najbardziej wyszukane potrzeby konsumpcyjne), o tym, że każdy może nareszcie otwierać własny biznes biorąc sprawy w swoje ręce, ze skończyła się epoka bierności i marazmu, że słusznie upadły nierentowne gałęzie gospodarki, a dynamicznie rozkwitły te przyszłościowe…itd., itp. W najgłupszym punkcie swych wywodów wyraziłam szczyt uznania dla likwidacji linii kolejowych i autobusowych w małych miejscowościach, bo to przynajmniej zmobilizuje ludzi do kupna samochodów (ożywienie rynku), bez których w takich miejscowościach nie da się efektywnie rozwijać gospodarczych inicjatyw. Wykorzystałam też czyjś tam uwielbiany ogólnie banał: „Nie musimy wciąż powtarzać, że chcemy wejść do Europy, bo od zawsze byliśmy Europejczykami”, tylko wcześniej reżim nas zmuszał do gospodarki sowieckiej, opartej na wzorach azjatyckich. Naturalnie nawiązałam do owocnej współpracy z całym Zachodem, a w sprawach krajowych do demokratycznych wyborów, dzięki którym do władz wybieramy najlepszych z najlepszych.
          Dziewczyna otrzymała ocenę dobrą. Egzaminator tłumaczył, że bardzo dobrej dać jej nie mógł, bo przez cały semestr nie radziła sobie w kwestiach szczegółowych. Umie natomiast myśleć globalnie, dokonując trafnej syntezy.
           Gdy nie mogłam wyjść z podziwu, że naukowiec nie miał zastrzeżeń do tego najgłupszego zdania (o słusznej likwidacji połączeń kolejowych i autobusowych), dziewczyna (z europejskością już obeznana) zauważyła pogodnie: – O to akurat żaden wykładowca nie mógłby się czepiać, bo przecież każdy z nich ma samochód!
           

Wydawca: Towarzystwo Inicjatyw Kulturalnych - akant.org
We use cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.