Pamiętam twoją brodę
jak szeleściła o dziurawy kołnierz płaszcza.
I zabłocony dywan hipnotyzujący cię sennymi wizjami.
Podobno nocą porwały go koty,
żeby odlecieć nim na księżyc.
Bilon, który trzymałeś w puszce po ananasach
dzieci zamieniły na karmelki.
A może wstydliwy młodzieniec
kupił zań harfę róż
i wysłał anonimowo
ukochanej, dla której zawsze pozostanie obcym?
Zostały tylko skrzypce.
Ich ponurą skargę wyśmiewają krople deszczu.
Jutro będzie festyn,
ulice zapełnią się tęczowymi rodzinami,
Mój Boże!