kat wybacza ofiarom ich zaciekły opór
miłosiernie łaskawy z przymrużeniem oka
spogląda na konwulsje stygnąca posoka
brudne plamy zostawia więc wyciera topór
nie ma żalu do winnych a przecież to oni
jego udręk przyczyną gdy śnią się na jawie
głowy z białkami oczu na piasku lub w trawie
roztrzaskane czy tylko z małą dziurką w skroni
pętla jakże niemiła ile się natrudzić
trzeba aby ją zapleść a nikt nie doceni
jacy oni niewdzięczni ci wszyscy straceni
nie ma nawet co liczyć na sympatię ludzi
gilotynę oliwić by jej ostrze płynnie
spadało raz za razem też starannie trzeba
dźwigać ciało bez głowy gdy dusza do nieba
ulatuje już z trupa lekko i niewinnie
kata spokój stoicki nie chce się udzielać
tym którzy przed nim stają otwierając usta
by gipsem się zachłysnąć tylko noc i pustka
znudzony broń podnosi i w tył głowy strzela