karoca zaprzężona w dwa dorodne knury
bal nad bale czas zacząć więc uszy do góry
brzmią już salwy spienionych butelek szampana
zapowiada się ubaw do białego rana
kawior lśni na półmiskach i homar w purpurze
przypomina tym z dołu o tych co na górze
podejmują decyzje od których zależy
zawartość wylizanych do czysta talerzy
zawsze ktoś nie dojada by nażarł się inny
spasiony cudzą krzywdą nie czuje się winny
nie zamierza się martwić gdy może zaszaleć
nie za swoje wydając wciąż huczniejsze bale
życie w bajkę się zmienia daremne przekleństwa
miotane pod adresem władców społeczeństwa
bal trwa dalej w najlepsze ale gdzieś po kątach
kryją się ci po których ktoś musi posprzątać
czar nie pryska bynajmniej z wybiciem północy
wymyka się dyskretnie i przeciera oczy
Kopciuszek gubiąc majtki zamiast pantofelka
w zasadzie całkiem zbędne więc strata niewielka
nad ranem już pojmuje co w nocy się stało
kiedy w lustrze ogląda splugawione ciało