Podczas trwających od 20 do 22 listopada 2015 w toruńskim „Baju Pomorskim” trzydziestych, jubileuszowych Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora, zwanych też „Festiwalem Festiwali” obejrzeliśmy 10 spektakli z Polski, Czech i Litwy. Adresowane do widowni w najróżniejszym wieku, wszystkie niezwykle głęboko wnikały w ludzkie problemy. Choć ich forma była różnorodna, poziom artystyczny niemalże jednakowo wysoki.
Chociaż Toruńskie Spotkania nie mają formuły konkursu, X Oddział Związku Artystów Scen Polskich co roku przyznaje jednemu z uczestników statuetkę za kreację aktorską. Tym razem uhonorowany nią został Wiesław Komasa za monodram „Różewiczogranie”. Złożony z fragmentów „Kartoteki” spektakl nie tylko przez odpowiedni dobór i kompozycję tekstu, ale przede wszystkim artystyczną interpretację, prezentuje zupełnie nową jakość. Na scenie pojawia się nie tylko człowiek w absolutnie oryginalny sposób rozliczający się z sobą, z swoją przeszłością, ale poprzez przeglądanie się w tekście, jak w szeregu wnikających w głąb jednej tafli wielu luster, konstruujący niekończące się odbicie własnego bogatego człowieczeństwa. A jakimiż subtelnymi środkami tka on kreowaną postać! Jakby porozumiewał się z widownią wibracjami powietrza wewnętrzną emocją aktora wprowadzanego ruch. Emanująca z niego energia z jednej strony dookreśla wolne miejsca pomiędzy słowami, z drugiej- jakby otula każdego z widzów wartościami z innego wymiaru. I każdemu wydaje się, że aktor mówi tylko do niego i dla niego, zwierza mu się z najintymniejszych doznań i przemyśleń, tylko jemu z perspektywy życiowego doświadczenia wyznając swe bezkresne człowieczeństwo.
Od tego roku po raz pierwszy pojawiła się na Toruńskich Spotkaniach Nagroda Dziennikarzy. Odebrał ją Aleksander Rubinowas z Litwy za monodram „Koba- Stalin” opracowany na podstawie tekstu Edwarda Radzinskyego ze scenografią Sergejusa Bocullo. Pomimo że Stalin dawno już nie żyje, problem dyktatury jednostki z mapy świata, a nawet Europy nie zniknął. Bohater opowiada o swoich relacjach ze Stalinem- kiedy Koba i Fudżi, jako przyjaciele razem walczyli o komunizm, i kiedy wielki wódz najpierw wtrącił go do więzienia, a potem wielkodusznie stamtąd wciągnął. Mówi o okrucieństwie, ale też samotności i strachu potężnego władcy, który obawia się komukolwiek zaufać. Ten monodram to bardzo ciekawe studium psychologiczne dwóch mężczyzn - portretowanego i portretującego. A skonstruowany jest tak, że ze zdania na zdanie zmienia się w naszych oczach wizerunek Stalina, jego posunięcia stają się coraz bardziej zrozumiałe, czytelne, wreszcie pod maską wszechmocnego dyktatora odnajdujemy żałosne, samotne indywiduum, które z jednej strony budzi strach, z drugiej samo jest nim osaczone, jak ofiara własnej bezwzględności.
Rubinowas jako Fudżi tworzy kreację wspaniałą. Na scenie oglądamy krzątającego się po mieszkaniu staruszka, który mimochodem snuje swą opowieść. Aktor posługuje się dość bogatą gamą środków, ale jego gra jest spokojna, stonowana. Widzowie nie tylko słyszą wypowiadane słowa, ale równolegle przed ich oczyma przesuwają się obrazy zdarzeń, o których Fudżi opowiada. Mistrzowska gra Litwina przywołuje w naszej wyobraźni takie wizje minionych zdarzeń i postaci, jakich nie oddałyby żadne multimedia. A Rubinowas jest na scenie sam! To wspaniały, wielki aktor! I wielkie mu dzięki także za to, że zechciał specjalnie nauczyć się tekstu w języku polskim, by przed nami na tych jubileuszowych spotkaniach wystąpić.
Spektaklem, który wywarł tak wielkie wrażenie na festiwalowej publiczności, że aż poderwał ją do stojącej owacji przy oklaskach, był „Diva schow” Kamila Maćkowiaka. Co więcej spotkał się on też z aprobatą i uznaniem znanej z dużej rezerwy względem większości scenicznych eksperymentów pani Zuli Melechówny.
Do opowiedzenia tragicznej biografii zagubionego w świecie kobiet, wychowywanego przez oschłą i wymagającą matkę chłopca, dla którego wzorcem stała się Tina Turner, artysta wybrał formę stand up comedy. Długi czas z uśmiechem na ustach przebrany za swą idolkę śpiewa piosenki z jej repertuaru, prezentuje na ekranie występy Tiny, opowiada o swoim nieudanym życiu i jak performer wciąga publiczność do rozmowy. Zaprzyjaźnia się z nią. Na widowni wszyscy się śmieją. On też z pozoru bawi się znakomicie. Z czasem bardzo powoli zaczyna się rozcharakteryzowywać, równocześnie demaskując przed publicznością tragiczny wymiar swojej egzystencji. Nie rozbiera się jednak do końca, bo też do końca tak naprawdę nie jest w stanie określić swej seksualności. Wspaniałe aktorstwo, piękny silny głos i ogromna charyzma Kamila Maćkowiaka sprawiają, że wymagająca toruńska publiczność festiwalowa płacze i stojąc bije brawo.
Zauroczyła też tę publiczność talentem, sceniczną świeżością i wdziękiem Maria Czaplewska, laureatka słupskiego festiwalu „Sam na sam na scenie”, studentka filozofii na UMK. Jej monodram „Hm, hm” przygotowany na podstawie fragmentów tekstów Alana Alexandra Milne, Hansa Christiana Andersena, Juliana Tuwima i Stanisława Grochowiaka prezentuje świat postrzegany oczami dziecka; problemy, radości i „tragedie”, o jakich dorosłym się nawet nie śni. Emocje są tu wyrażane poprzez dziecięce zachowania, gesty, mimikę i operowanie głosem. Ale zawarte w spektaklu przesłanie nie jest wcale adresowane do dzieci…
Dzięki twórcy i dyrektorowi festiwalu Wiesławowi Gerasowi, dyrektorowi Teatru Baj Pomorski w Toruniu, Zbigniewowi Lisowskiemu oraz kierownikowi działu administracyjno- technicznego Baja, Barbarze Kamińskiej za zorganizowanie tak fantastycznej imprezy.