Obok, a może nawet w głębi tego zmaterializowanego, rozkrzyczanego i obrzydliwie bezwzględnego życia konsumpcyjnego toczy się życie duchowe, mistyczne wręcz. Ogniskami jego są rodziny, ale też ludzkie, nie zniszczone jeszcze do cna wnętrza. Pilnujcie, kochani, te rodziny, pilnujcie te wnętrza!
Dziś w nocy obudziliśmy się niemal, a może nawet równocześnie. Usłyszałem głos Sebastiana dochodzący z jego pokoju.
- Nie mogę spać - poskarżył się, gdy do niego podszedłem.
Ja też od kilku chwil nie mogłem spać. Obudziłem się z nowym obrazem do powieści pt. „Dziś”, którą od kilku tygodni piszę. Był to obraz, bo ja obrazami pisze, księdza Jerzego Popiełuszki. Jaki? Zapraszam do powieści…
W każdym razie ksiądz Jerzy, którego znałem osobiście i wciąż sobie wyrzucam, że to ja we własnej osobie zaprosiłem go do Bydgoszczy, na męczeński jak się później okazało, szlak, ukazał mi się teraz we śnie. Wtedy, kiedy umierał w październiku 1984 roku, miałem sen, że myję się z nim w wojskowej nie ogrzewanej łaźni, w zimnej, strasznie zimnej wodzie.
- „Czyżby ksiądz Jerzy przez nasz dom przeszedł?” - myślałem, prowadząc Sebastiana do ubikacji, bo nie chciał iść sam, aby zrobił siusiu.
- „A może to coś innego? Co?
Czuję Sebastiana. Coraz bardziej go czuję. Drgania jego duszy, burze psychiczne, leki i oczekiwania.
I on mnie czuje.
Gdy na dziewięć dni znów wyjechałem na Białoruś, to on często dzwonił na mój głuchy telefon (nie mam pieniędzy na roaming), a najbliższych wciąż pytał:
- Kiedy Stefan wróci?
A kiedy już wróciłem, to wyznał śmiertelnego poważnie:
- Stefan, koszmarnie się za tobą stęskniłem!
Człowiek chce i musi kochać. Maluch zakochał się w kotku Mruczku. Nosi go, pieści, całuje. Co rusz wymawia jego imię. Wypisuje na kartkach. Jest ono dla niego symbolem najwyższej doskonałości. Gdy wykonuje jakieś trudne przedmioty, a ćwiczy w domu przed treningiem karate, to woła, jakby chcąc dowartościować moc, która w nim wybucha po tym przewrotkowym sukcesie:
- Mruczuś - Król!
W ogóle imię kota jest jego zawołaniem bojowym podczas różnych domowych wojen, w których ja często bywam tylko workiem treningowym.
Gdy porwał mi aparat fotograficzny, pierwsze zdjęcie wykonał kotu, a przyniesione przeze mnie po wywołaniu, obcałowywał i powiesił na ścianie w swoim pokoju.
Za dziesięć, dwanaście lat wszystkie te czynności, operacje i słowa powtórzy dla jakiejś dziewczyny. Człowiek chce i musi kochać!
Sebastian, otoczony miłością przez wszystkich domowników, póki co jest dzieckiem szczęścia. Owocuje to tym, że jest niewyczerpanym źródłem zadowolenia ze zwykłych, codziennych sytuacji. Tym samym dodaje optymizmu nam, dorosłym, znużonym, z uwagi na uciążliwą powtarzalność, tymi sytuacjami. Chłopiec też czasem się nuży, ale wtedy zmienia czynności, dotychczasowe momentalnie porzucając, tak jak porzuca kurtkę i buty, wbiegając do domu po podwórkowym hasaniu. Czy dorośli nie mogliby tego naśladować?
- Nie! - zawołają moje domowe kobiety. - Bo wtedy byłby bałagan.
- A czy porządek jest ważniejszy od ludzkiego zadowolenia? - zapytam.
Pewnego razu Sebastian, bawiąc się pokemonami, powiedział ni z tego ni z owego, a często w ten sposób mówi, znać, że prowadzi intensywne życie wewnętrzne:
- Chciałbym do końca życia tak myśleć i takim być.
- Jak myśleć, syneczku? - zapytała zaniepokojona mama. - Jakim być?
- Tak, o zabawie.
Chłopiec czuje, szyty przez czas, kostium dorosłości, a obserwując dorosłych widzi, że to żaden cymes, więc broni się, broni, przedłużaniem swego dzieciństwa. Za wszelką cenę chce rozciągnąć ten czas beztroski i braku konieczności podejmowania decyzji. Zgodne to jest z trendem obserwowanym w nowych pokoleniach. Wydaje się, że przeraża je gąszcz możliwości jakie stwarza rozpędzona w inflacyjnej produkcji cywilizacja. Niby można w tym towarowym śmietniku bez większych przeszkód wybierać, ale co wybrać?
A jednak Maluch niezauważenie dla samego siebie, wkracza w świat dorosłych, czyli… interesów. Widzi, że wszyscy z wszystkimi robią interesy, że największym problemem inflacyjnego XXI wieku jest…sprzedać. Pewnego dnia podał mi któryś z, kolekcjonowanych przez siebie filmów o zwierzętach na DVD, mówiąc:
- Napisz o tym w „Akancie”.
- Dlaczego ? - pytam zdziwiony.
- Bo to jest ciekawe i będziesz miał więcej kupowników.
Ucieszyłem się nie tylko z jego troski o „Akant”, ale i z tego, że wciąż nie utracił tej radosnej dziecięcej twórczości lingwistycznej. Zauważam, że w narodach mniej skrępowanych schematami, język jest bardziej podatny na neologizmy. Jest więc bardziej radosny, dziecięcy, twórczy. Na przykład język białoruski, ukraiński, rosyjski. Nasi wschodni sąsiedzi nigdy nie mieli kłopotów z nazywaniem nowych zjawisk i rzeczy.