drugi człowiek nie zachodzi
jego noga przy mojej nodze
śpiewa czyżykiem nawet gdy przez sen wrzaśnie
rozumiem Ciebie
rozumiem
wyciągam rękę
przez mury, ponad dachami
antena telewizyjna przebija tętnicę
ogień pali skórę
wyciągam rękę do Ciebie
mimo wszystko
Traktat o męskim błaznowaniu
„nie denerwuj mnie,
bo muszę jeszcze coś ważnego zrobić…
przyjdź później
za godzinę
za czas jakiś
zadzwonię, kiedy,
ja…"
to trochę boli
ale tak jak serce przestanie kiedyś boleć
i jak rana zabliźni się
nadzieją lub śmiercią
i nie mów: tylko…
nie dodawaj czegoś do niczego,
błaźnie
błaznem będąc, czegóż się spodziewałeś?
śpiewaj swoje kiedyś
opowiadaj niegdyś
jedno co umiesz, to umiesz mówić
życie, miłość nie dla ciebie, słowiarzu
słowo tak jak na początku
frunie nad ziemią i nad wodami
które są kobietą
i nigdy jej nie dotknie
tak naprawdę
to inne porządki rzeczy,
głupcze,
błaźnie
i każde inne słowo
z tej gorszej, śmiesznej rzeczy jest tobą
ta piękniejsza, lepsza
(choć w gniewie
czasem nazywasz ją niską)
poszła już na inne spotkanie
i powróci radosna, odmieniona nieco
co tu jeszcze robisz, głupcze, błaźnie?
czekasz?