Panie Komendancie – Protestuję!
Protestuję stanowczo przeciwko sposobowi w jaki zostałem potraktowany przez podległych Panu funkcjonariuszy Komendy Powiatowej Policji, którzy w dniu 21 września odwozili mnie do Izby Wytrzeźwień, z powodu awantury domowej jaką mi urządziła moja była żona w naszym wspólnym mieszkaniu, od lat po rozwodzie.
Otóż Pana funkcjonariusze, kiedy próbowałem wytłumaczyć im to nieporozumienie, powiedzieli mi, że jeśli się nie zamknę, to wrzucą mnie do rzeki i poczekają aż spłynę do morza, jako, że mają mnie już dość, gdyż w tym miesiącu czwarty raz mnie wiozą, ale przecież było już po dwudziestym, więc znowu nie tak często.
Policjanci byli wobec mnie na tyle bezwzględni, że nie pozwolili mi nawet w domu się wysikać, przez co zlałem się w spodnie w radiowozie, zanim mnie dowieźli, co ich tak rozeźliło, że kazali mi to wylizać, na co absolutnie zgodzić się nie chciałem. A to przecież nie moja wina, bo od lat mam kłopoty z pęcherzem, o czym oni nawet słuchać nie chcieli, więc sami są sobie winni.
Jestem emerytowanym oficerem Wojska Polskiego w stopniu podpułkownika i w ten sposób pomiatać sobą nie pozwolę. Tacy jak oni to kiedyś staliby przede mną na baczność, a ja bym im kazał sracze szorować szczoteczkami do zębów albo trawę malować na zielono przed defiladą. To by się nauczyli posłuszeństwa, bo wojsko jest najlepszą szkołą życia i kultury osobistej.
W Izbie Wytrzeźwień też doznałem krzywdy, bo pani kierownik dobrze mnie zna i zawzięta jest na mnie, tak jak i na innych mundurowych, bo twierdzi, że wszyscy oficerowie traktują dom jak koszary, a rodziny swoje jak żołnierzy. Ale ona ma obsesję na tym punkcie, bo sama wcześniej miała w domu męża sierżanta, który był u mnie szefem kompanii i faktycznie w domu zachowywał się jak w koszarach, a ona do mnie przychodziła na skargę na niego, żebym coś poradził, to teraz się na mnie odgrywa za swoją przerąbaną młodość i nieudane małżeństwo. Ale co ja mogłem na to poradzić, żeby wtrącać się w ich pożycie.
Ja dla podwładnych zawsze byłem wyrozumiały i znałem ludzkie słabości i nawet jeszcze za czasów Ludowego Wojska Polskiego miałem szerokie horyzonty, wykazując się tolerancją światopoglądową, nie to co na przykład jeden generał, który jak był kapitanem, kiedy ja jeszcze byłem porucznikiem, to kontrole robił, kazał żołnierzom rozpinać kołnierzyki i osobiście zrywał im medaliki z Matką Boską i krzyżykami, bo mówił, że mundur to nie choinka, a teraz sam krzyżem w kościele leży, ale nie za często, bo mu reumatyzm dokucza na starość, a od posadzki ciągnie jak diabli.
Panie Komendancie, ja zdaję sobie sprawę z tego, że służba w Policji jest ciężka i niewdzięczna, i że jak się codziennie przez lata grzebie w tym szambie, trudno samemu czystość zachować, bo to wypacza psychicznie. Ale nie można wszystkich mierzyć jedną miarą i każdego traktować jak potencjalnego przestępcę, żeby mnie w kajdanki zakuwać jak jakiegoś terrorystę. Moja była żona Eulalia to im tak w głowach mąci, jak przyjeżdżają na interwencję, bo krzyczy, że ja jestem terrorysta domowy groźny dla niej i naszego wspólnego syna Michała, który ciągle z nami mieszka, pomimo tego, że po trzydziestce już jest i najwyższy czas, żeby się w domu rodzinnego wyniósł i własną rodzinę założył.
On jak z kuchni wychodzi, albo z łazienki, albo ze swojego pokoju to światła nie gasi, bo jego to nic nie kosztuje, gdyż to ja płacę wszystkie rachunki, bo mieszkanie na mnie jest zapisane, które dostałem jeszcze kiedyś z wojskowego przydziału. Moja żona tak samo światła nie gasi, a na domiar złego kąpie się dwa razy dziennie, przez co strasznie dużo dopłacam za wodę, nie wspominając już o rachunkach za gaz, bo mamy w łazience Junkersa.
Ja cierpliwy jestem ponad wszelką miarę i awantur domowych bez powodu nie wszczynam, chyba, że akurat stracę panowanie nad sobą, głównie w dniach kiedy rachunki przychodzą, chociaż nie tylko. Ale nie ma to nic wspólnego, wbrew temu co twierdzi moja była żona, z nadużywaniu przede mnie alkoholu.
W zasadzie to ona jest wszystkiemu winna, bo już kilka lat po ślubie zaczęła ze mnie w sypialni szydzić, że wojsku to żołnierze stają przede mną na baczność, a mnie przed nią stawać jakoś nie chce, więc po kilku takich przypadkach nieszczęśliwych, zamknąłem się w sobie i do butelki zaglądać zacząłem, żeby własną wartość w swoich oczach podnieść i humor sobie poprawić. Ona sama nic w tym kierunku nie robiła, a tylko aktywności ode mnie wymagała, co Panu Komendantowi jako mężczyźnie mogę wyznać, choć z pewnymi oporami wewnętrznymi, bo to nic przyjemnego i chwalić się nie ma czym.
W końcu moja żona wniosła sprawę o rozwód, podając jako przyczynę rozpadu pożycia małżeńskiego mój alkoholizm, ale słowem nie wspominając, że pić zacząłem przez nią i jej zachowanie nikczemne wobec mojej osoby, której godność bardzo na tym ucierpiała. Ja zaś w sądzie wstydziłem się wyznać prawdę, bo rozprawę prowadziła młoda sędzina i bardzo urodziwa, więc się krępowałem. Gdyby sędzią był mężczyzna, to wcale nie wiadomo jakby się sprawy potoczyły.
W ogóle przez całe życie prześladuje mnie ta babska solidarność jajników, bo i teraz też pani kierownik Izby Wytrzeźwień, trzyma stronę mojej żony, mnie bardzo źle traktując podczas moich pobytów. On również czyni mi różne uwagi.
Dodam, że moja była żona ma obecnie jeden zasadniczy cel w życiu, a mianowicie – pozbyć się mnie z naszego mieszkania, żeby z synem wszystko zagarnąć, nie czekając do mojej śmierci, a mnie na ulicę wyrzucić. Póki na to nie wpadła, moje zachowanie tak bardzo jej nie przeszkadzało, ale poradziła jej to jedna koleżanka co w Wydziale Lokalowym Urzędu Miasta pracuje i dobrze zna się na przepisach.
Od tego czasu zaczęło się moje piekło domowe, bo tak naprawdę to ja jestem ofiarą, a nie moja była żona. Eulalia zaczęła mi dokuczać coraz bardziej i denerwować mnie, przez co jak piłem coraz częściej i coraz więcej, a ona korzystając z okazji zaczęła policję na mnie sprowadzać. A jak kiedyś myła okno i uderzyła głową w otwartą ramę i guza sobie nabiła, to zaraz poleciała do lekarza zrobić obdukcję, że niby to ja ją uderzyłem. Ja nigdy na nią ręki nie podniosłem, raz tylko lekko ją popchnąłem na kuchenkę, bo już nie wytrzymałem, a ona jakoś tak nieszczęśliwie o czajnik gorący się chwyciła rękę, że troszkę się poparzyła. Ale to było wcześniej, zanim o rozwód wniosła, więc afery z tego nie zrobiła, bo nie miałaby żadnej korzyści.
Teraz prześladuje mnie z byle powodu, ucieka z mieszkania do sąsiadów, żeby świadków mieć, że ja jej żyć spokojnie nie daję i niby z domu wyganiam. To wszystko kłamstwem jest, ale takie czasy nastały, że wszystkie instytucje wierzą kobietom jako ofiarom przemocy domowej, bo takie są podobno statystyki. A ja myślę, że może być nawet pół na pół, tyle tylko, że który mężczyzna przyzna się, że kobieta go bije. Pamiętam, że jak zaraz po szkole oficerskiej trafiłem do jednostki, to był u nas jeden major, na którego twarzy prawie codziennie nowe ślady było widać, a koledzy to nawet już rozpoznawali po tych śladach jakie pierścionki na palcach poprzedniego dnia miała jego żona.
Dlatego proszę Pana Komendanta, aby pouczył swoich funkcjonariuszy, że w życiu bywają różne przypadki i nie zawsze tak bywa jak pozornie wygląda. Nie domagam się ich ukarania za to jak mnie potraktowali, młodzi są jeszcze i niezbędnego doświadczenia im brakuje, a mnie już złość przeszła w trakcie pisania, tyle tylko, że w przyszłości chciałbym uniknąć podobnych przypadków. Najbardziej zaniepokoiła mnie kwestia związana z ewentualnym wrzuceniem do rzeki, bo niczego takiego nie ma w regulaminie jako środka zapobiegawczego, a ja słabo pływam. Gdybym pływał lepiej, to służyłbym w Marynarce Wojennej, a nie w Wojskach Lądowych, bo morze bardzo lubię i zawsze nad nim spędzałem urlopy.
Polecam się łaskawej pamięci
Wacław Pancerny
podpułkownik w stanie spoczynku