Strona 1 z 8
Niewielkie jest moje królestwonieopodal plaży, zielniki, ryciny,
dwie garstki muszli białych jak zima lub strach,
jeszcze ryby w szklanych, przeźroczystych klatkach,
pływające w milczeniu -
mają wodę w ustach, więc swoje istnienie
opisują kręcąc welonami piruety bez sensu
Za oknem umiera wieczór, z nim moje imperium,
zasypia i go nie ma, prawda że to proste?
Tutaj panuje łaskawie poddanym
pośród których pierwszym jest żołnierz z ołowiu,
dowódca mej straży, z lampą jakby Andersena,
drugim strach na wróble, czytający Hegla,
który nie śpi po nocach, próbując zatrzymać czas.
Tutaj nadaję imiona rzeczom zapomnianym,
powołując je do życia:
nazywam ogrody, wieże traw, fortece łopianu,
plątaninę żył i kretowisk, rudych od krwi.
Strażnikiem podziemi jest kret, który przy stworzeniu
wzrok stracił, a z nim światło duszy.
Dlatego tak uparcie drąży korytarze, odsuwa ziemię
myszkując wśród korzeni i naczyń wieńcowych, we włosach traw;
kopie pod śladami stóp kobiecych, arogancją mężczyzn,
oderwanych od miłości jak kawały tynku.
Dopiero w dniu ostatnim ujrzy światło, ale wtedy
jego misja nie będzie już możliwa,
niepokój, który go prowadził, zamiotą za niego
ludzie w żółtych kamizelkach.
II
Imperium jest małe i chwała jego niewielka,
można je opisać w kilku krótkich zdaniach,
nawet wielkie litery są tutaj zbyteczne,
lecz „choć wspaniałe, Panie, są Twoje namioty"
posągi cesarstwa, wiszące ogrody,
sławie Cię za to, co mi dałeś, Panie:
tym wierszem suchym, jak piasku skrzypienie
stygnącym sercem, gdy oczu świecenie ustaje
i drżą wilgotne, sine usta,
i noc przychodzi, noc to znaczy pustka,
a sad już traci liście, Panie.