Akcja „Zerwanego kłosa” o błogosławionej Karolinie Kózkównie ujęta zostaje w cztery rozdziały: „Barbarzyńcy w ogrodzie”, „Lusterko Teresy”, „Spustoszona winnica” i „Zerwany kłos”, zapowiadane przez plansze graficzne, utrzymane w poetyce malarstwa naiwnego. Z kolei podtarnowska Zabawa z drugiej dekady XX wieku ukazana jest niczym wioska ze skansenu, w której panuje sielanka, dopóki w jej pobliże nie dotrze front wojny narodów, która zyska miano pierwszej światowej.
Jego słabość bierze się poniekąd z wątłości biografii bohaterki, która zginie w wieku niespełna siedemnastu lat, a życie we wspomnianej wiosce nie odznaczało się niczym szczególnym. Ale wzorem opowieści Andrzeja Tarkowskiego o Andrieju Rublowie czy Sarisa Paradżaniana o Sajat Nowie można było spróbować przywołać postać poprzez pryzmat jej środowiska, a także okrucieństw czasu wojny. Temu ostatniemu, być może, wychodzi naprzeciw ukazanie wałęsających się po okolicy przez cały film rosyjskich żołnierzy, przedstawionych bardziej jako banda maruderów niż regularna armia. Carscy żołdacy z twarzami stale umorusanymi krwią i mówiący dziwnym volapükiem, ni to rosyjskim, ni to ukraińskim, co jest swoistym horrendum, jeśli zważy się, że w imperium Romanowów był on zakazany emskim edyktem, raczej nie należą do planu realistycznego. Sprawiają wrażenie bestii, które wychynęły z piekielnych wizji Boscha, by ogłosić nastanie czasu Apokalipsy. Zresztą na pagonie zabójcy Karoliny rysuje się dziwny znak, mogący kojarzyć się z tryzubem. Czyżby zatem film budzić miał głównie antyukraińskie resentymenty? Zresztą, podobnie jak w „Wołyniu”, rozwiązana jest sekwencja gwałtu na Teresie, wytykanej potem przez wiejską społeczność i znajdującą zrozumienie jedynie u Karoliny, a stanowiącego prefigurację zabójstwa tej drugiej i być może stanowiącego dla niej przestrogę przed podzieleniem losu tamtej? A mianowicie jej rozpaczliwej ucieczce towarzyszy odprawianie nabożeństwa przez miejscowego księdza, co można odczytać jako jego bezsilność wobec wojennych okrucieństw, których głównymi ofiarami bywają kobiety?
Nawiązaniem do rosyjskiej tradycji jest natomiast pojawienie się Cyganów w obozowisku najeźdźców, swawole z którymi montowane są na przemian z pościgiem, niczym za zwierzyną, jednego z żołnierzy za przechodzącą mimo wspomnianą Teresą.
Mankamentem filmu jest zbyt rzucający się w oczy montaż i źle skoordynowane jazdy kamery z ruchem postaci w kadrze we wspomnianej sekwencji ucieczki, a przede wszystkim przerysowanie postaci w stronę alegorii i aktorstwo oparte na papierowych wypowiedziach protagonistów. Dlatego największe wrażenie wywiera ta sekwencja, gdy wspomniana Teresa nosi się z zamiarem popełnienia samobójstwa, któremu rozpaczliwie stara się zapobiec Karolina, a ograniczająca się wyłącznie do obrazu, któremu towarzyszy muzyka. Posiada ona nieco deliryczny charakter, podobnie jak rozgrywająca się z kolei na pograniczu jawy i snu rozmowa Karoliny z ojcem, utrzymana tonacji monochromatycznej, a przywołująca czasy gdy zgoda panowała w Sielance, czyli Zabawie.
Nieudane natomiast są dwie apoteozy. Pierwsza, gdy ojciec, który w decydującym momencie nie potrafił jej obronić, a teraz kroczący w kondukcie pogrzebowym w jesiennym krajobrazie, doznaje wizji uświęconej córki pośród letnich, pszenicznych łanów, przy czym to nie koniec, bo postać Karoliny Kózkówny pojawia się ponownie na tle ujęć ze współczesnego Krakowa, by stanąć ostatecznie przed oknem papieskim przy Franciszkańskiej z okazji Światowych Dni Młodzieży.
Hagiograficzne podejście na ogół nie służy przedstawieniu fenomenu świętości jako nieprzeciętnej, a często i niepokornej osobowości. Zazwyczaj najlepiej udaje się go uchwycić z dystansu artystom nie należącym do wspólnoty wiernych: Roberto Rosselliniemu w filmie „Kuglarz boży” o świętym Franciszku czy Pier Paolo Pasoliniemu w „Ewangelii według M-ateusza” w odniesieniu do postaci Jezusa. Nie mówiąc o najlepszym z nich - „Siódmym pokoju” Márty Mészáros o Edycie Stein - w którym doświadczenie transcendencji nie przybiera słownych egzaltacji, lecz ukazane zostaje w formie obrazowej, w równej mierze mogąc być przejawem sfery nadprzyrodzonej, co posiadać w pełni racjonalne wyjaśnienie. Mam na myśli scenę chrztu bohaterki, nakręconą w kościele w Tropiu nad jeziorem czchowskim, kiedy ze skrzypieniem otwierają się stare, drewniane odrzwia i poprzez powstałą szparę w nich wpadają do pogrążonego dotąd w mroku wnętrza promienie słońca. Co więcej, trudno też na jego podstawie jednoznacznie orzec, czy autorka jest osobą wierzącą, czy nie, albowiem zręcznie się ukrywa za postacią swojej bohaterki.
„Zerwany kłos”.
Scen. i reż. Witold Ludwig.
Zdj. Julian Kucaj.
Muz. Krzysztof Aleksander Janczak.
2016.