Niczym w filmie Krzysztofa Kieślowskiego, tyle że niejeden przypadek, lecz kilka alternatywnie kształtuje życie bohatera, poddającego się właśnie seansom psychoanalitycznym w związku z przykrą i uciążliwą przypadłością ejaculatio precox, szukając jej przyczyn w wypartych przeżyciach z dzieciństwa.
Zaludniają je: infantylny ojciec, zajęty konstruowaniem latawców, które nie latają (czyżby niepowodzenia mężczyzn w tej rodzinie były dziedziczne?), pozostawiona sobie samej matka, która daje się uwikłać w romans z o wiele młodszą od siebie tytułową panią z przedszkola. Aliści, gdyby matka narratora nie uległa wypadkowi, w wyniku którego zostaje sparaliżowana, wypadki mogłyby potoczyć się całkiem inaczej.
Przez cały czas trwania nowego filmu Marcina Krzyształowicza zastanawiałem się, dla kogo jest on właściwie przeznaczony, czy mówiąc współczesnym żargonem, jaki jest jego target. Nie do końca jest bowiem komedią dla szerokiej publiczności, śmiały wątek obyczajowy pozostaje nierozwinięty, a nawet porzucony, co może sprawić zawód bardziej wymagającej publiczności, a z kolei rozwiązanie rebusu, dotyczącego aluzji i odniesień do artystycznych pierwowzorów, żąda od widza znajomości historii sztuk i biegłości w przywoływaniu cytatów z nich. Wyjaśnienie przynosi jednak końcowy napis, że dla mamy reżysera. Wcześniej ”Dziennik dla moich dzieci” nakręciła Márta Meszáros.
Film odwołuje się do różnorodnego repertuaru środków wyrazu, niekiedy odznaczając się w tym względzie znaczną erudycją. Zasadniczy powód seansu filmowego, który wypełnia seans psychoanalityczny, przypomina fizjologiczny problem bohatera czeskich „Pociągów pod specjalnym nadzorem” Jiřiego Mentzla według Bohuslava Hrabala. Poza tym scena pogrzebu, w której żałobnicy biegną za wózkiem z urną z prochami ojca przywodzi na myśl kondukt, nie mogący nadążyć za karawanem z „Antraktu” René Claira, a rytmicznie uginający się samochód pod wpływem erotycznych zabaw pasażerów nawiązuje do Felliniowskiego „Amarcordu”.
Z kolei zamiłowanie bohatera w jego dzieciństwie do komiksów wprowadza w obręb akcji nie tylko wątki komiksowe, ale pojawiają się też dymki w samych ujęciach. Nadmiar tego rodzaju efektów do pewnego stopnia przytłacza opowieść, przypominając tym samym naturę filmów dyplomowych, przeładowanych dążeniem autora do pochwalenia się wszystkim, czego się nauczył i co potrafi.
Mocną stroną filmu jest aktorstwo, zwłaszcza kobiece. A więc Agata Kulesza w roli Matki, znana z „Idy”, w związku z którą jako wzór stawiałem jej Krystynę Jandę, która tutaj wystąpiła w błyskotliwym epizodzie autorytarnej Babci, byłej partyzantki, wreszcie Karolina Gruszka jako tytułowa przedszkolna wychowawczyni. Jak zdominowane są przez nie męskie postacie opowieści, tak i pod względem aktorskim ustępują im męscy wykonawcy, zbyt popadający w jednowymiarowy schemat farsowy.
„Pani z przedszkola”. Scen. i reż. Marcin Krzyształowicz. Zdj. Michał Englert. Muz. Michał Woźniak. 2014.