Najnowszy film Krzysztofa Zanussiego „Obce ciało" do pewnego stopnia potraktować można jako ciąg dalszy „Egoistów" Mariusza Trelińskiego, tyle że rozgrywający się trzynaście lat później i wpisany w nieskończony horyzont zwany Absolutem (Havel). Poszukuje go dwoje głównych bohaterów: Włoch Angelo i Polka Kasia, która nieoczekiwanie, sprawiając zawód pierwszemu, postanawia wstąpić do klasztoru. Aliści można się zastanawiać, dlaczego rzekomo Bóg miłości żąda jej wyrzeczenia się od ludzi? Podążający za nią do Polski Angelo styka się z brutalną rzeczywistością kapitalistyczną, zobrazowaną na przykładzie funkcjonowania korporacji, uosobionych przez dwie arywistki, również we wzajemnych relacjach nie znających litości i lojalności w dążeniu do osiągnięcia wytkniętych sobie celów. Zarazem jedna z bohaterek przekonuje się, że nie wszystkich da się przekupić i nie jest to wyłącznie kwestia ceny, jak myśli, sądząc po sobie: dziennikarz (Jacek Poniedziałek), służąca zmarłej matki, a nawet pies.
Zanussi wpisuje konflikty pomiędzy postaciami w paradygmat strindbergowskiej walki płci. A także obciążeń historyczno-rodzinnych, albowiem główna bohaterka wydaje się należeć do reżymowych dzieci poprzez swoją przybraną matkę, stalinowską sędzinę. Nie do końca wyjaśniona pozostaje także przeszłość ojca Kasi, który przyjeżdża do Moskwy w celu uwolnienia Angela (czyżby wykorzystując swoje kontakty z minionej epoki?) i na dodatek jest ateistą (pikanterii dodaje fakt, że grający go aktor – Sławomir Orzechowski - w popularnym serialu telewizyjnym wciela się w biskupa), który nie pogodzi się z wyborem córki nawet podczas składania przez nią ślubów, mając o to pretensje do jej byłego chłopaka.
Postacie są przerysowane, by nie powiedzieć, że wręcz jednowymiarowe (demoniczna Krystyna, wyidealizowana, wyrozumiała ksieni, grana przez Stanisławę Celińską), ale to cecha moralitetu, którym jest film Zanussiego. A także kina gatunków, do którego aspiruje obecna produkcja o dążeniach komercyjnych.
Z wieloma tezami się nie zgadzam (nieuleczalnie chory ojciec, utrzymywany za wszelką cenę przy życiu przez syna, niedopuszczającego do głosu możliwość woli tamtego do godnej śmierci) , ale sztuka nie jest od zgadzania się, ani od utwierdzania się we własnym światopoglądzie czy przekonaniach, lecz od stawiania pytań: na przykład o Boga, sens egzystencji, nawet jeśli nie podzielamy sugerowanych odpowiedzi, w tym przypadku inspirowanych przez chrześcijański punkt widzenia (praktykowany czy to w katolickim kościele i wspólnotach, do których należy dwójka protagonistów, czy w prawosławnej cerkwi). Skądinąd może warto by zająć się także odwrotnym procesem, a mianowicie coraz częstszej sytuacji utraty wiary przez duchownych na podobieństwo pastora z Bergmanowskich „Gości Wieczerzy Pańskiej”.
Razić mogą uproszczenia politycznej natury, ale takim samym uproszczeniem jest nieustanne dopatrywanie się we wszystkim przejawów polskiego antysemityzmu, pomijające zarazem zachowania drugiej strony, a co zdaje się koniunkturalnie wychodzić naprzeciw zagranicznym oczekiwaniom. W sekwencji moskiewskiej daje też znać o sobie przejęcie się przez Zanussiego antyrosyjskimi uprzedzeniami Marxa i jego przekonaniem o kałmuckiej naturze Rosjan, co w filmie znalazło dosłowny wyraz w mongoidalnych rysach przedstawicieli tego narodu (strażnicy i współosadzeni w więzieniu, do którego trafia Angelo za sprawą intrygi Krystyny).
Mocną stroną filmu jest scenariusz, sprawiający, ze akcja trzyma widza w napięciu. Przyczyniają się do tego sprawnie posuwające ją do przodu dialogi, niepozbawione retorycznej błyskotliwości (pojedynki Angela z Krystyną, swoją przełożoną). A także montaż, posiadający właściwe tempo i rytm.
Pierwiastek humorystyczny, czy nawet satyryczny, przywołany za sprawą wiary w magiczne sztuczki i techniki oraz uprawiających je szarlatanów w świecie pozornej racjonalności technologicznej, wprowadza odniesienie do komedii „Hipnoza” Antoniego Cwojdzińskiego, kiedy terapeucie nie udaje się wprowadzić Krystyny w pożądany trans, gdyż jego usiłowania ciągle ktoś (sekretarka) lub coś (dzwoniący telefon) niweczy. Potem wszakże bohaterka wykorzysta te zabiegi do uśmiercenia swej niewygodnej, przybranej matki, której wypowiedzi prasowe i zbliżający się proces mogłyby przeszkodzić w jej karierze. Nie może jej tego wybaczyć nawet po śmierci, swą nienawiścią ścigając ją poza grób, na który spluwa zgodnie z niegdysiejszym wezwaniem Borisa Viana, stanowiącym tytuł jego powieści.
Atutem filmu jest znakomita gra aktorek:Agnieszki Grochowskiej oraz Agaty Buzek w roli Kasi. Pod względem specyficznej urody stanowi ona dobraną parę z włoskim aktorem Riccardo Leonellim jako Angelem.
O przychylnym nastawieniu do filmu w znacznej mierze decyduje też z lekka hipnotyzująca, repetytywna muzyka Wojciecha Kilara, tworząca aurę tajemniczości i niedopowiedzeń, tonujących wspomniane uproszczenia. Została bardzo kompetentnie zestawiona z jego istniejących ilustracji do filmów Zanussiego i Kieślowskiego, albowiem nie było mu już danym skomponować oryginalnej. Warto też zwrócić uwagę na „melodyjną” pracę kamery, opływowymi ruchami okrążającej postacie, a co za tym idzie przyczyniającej się też do powstania odpowiedniej aury nastrojowej.
Najmniej udaną jest finałowa sekwencja, kiedy Warszawa, wydana złym mocom, tkwiącym w samych ludziach, pogrąża się w ciemności, co z jednej strony uznać można za dosłowne zilustrowanie mistycznej nocy, poprzedzającej objawienie, o której wspominają kilkakrotnie bohaterowie, z drugiej spowodowana jest realną sytuacją wyłączenia prądu. Dokonuje się wtedy cud uzdrowienia wspomnianego nieuleczalnie chorego, który zaczyna samodzielnie oddychać. Ale metaforyczne obrazowanie nigdy nie było mocną stroną tego reżysera, jeśli wspomni się pośmiertne oddalanie w głąb kadru po zamarzniętym Morskim Oku bohatera „Spirali”, czy krążących po lesie i pohukujących niedoszłej teściowej i synowej, którym wychodzi naprzeciw rogacz w „Kontrakcie”, taniec na tle skalnego ostańca pośród pustyni w „Roku spokojnego słońca”.
W sumie jednak najnowszy film Krzysztofa Zanussiego stanowi istotny głos w dyskusji o kondycji duchowej i moralnej współczesnej Polski, a szerzej może nawet i zglobalizowanej cywilizacji konsumpcyjnej, choć przypisywany jej nihilizm jest być może zbyt daleko posunięty? Wydaje mi się najważniejszym polskim filmem mijającego roku. Może dlatego stal się przedmiotem zmasowanej nagonki świata mediów, bynajmniej nie będących czwartą władzą, lecz służbą, całkowicie zależną od świata międzynarodowych korporacji. Prawdopodobnie też z tych powodów w arbitralny sposób nie dopuszczono go do konkursu podczas ostatniego festiwalu filmowego w Gdyni, gdzie woli się promować produkcję komerycjną.
„Obce ciało”. Scen. i reż. Krzysztof Zanussi. Zdj. Piotr Niemyski. Muz. Wojciech Kilar. Obejrzane
18 grudnia 2014w krakowskim kinie „Mikro” dzięki uprzejmości pani Iwony Nowak..