Tak zaczyna się refren z habanery Carmen z opery Georges’a Bizeta, dla wielu stanowiącej samą esencję hiszpańskości i cygańskości, choć sama forma, jak nazwa wskazuje, jest pochodzenia kubańskiego. Papusza, czyli Bronisława Wajs, została już w sztuce raz przywołana za sprawą swoich poezji, a mianowicie w oratorium Jana Kantego Pawluśkiewicza „Harfy Papuszy", którego muzyka została zresztą wykorzystana w filmie. Teraz przeszedł czas na poświęconą jej opowieść ekranową małżonków Krauze: Joanny Kos i Krzysztofa („Nowy Jork, czwarta rano", „Gry uliczne", „Dług", „Plac Zbawiciela", „Mój Nikifor").
Papusza po cygańsku oznacza lalkę i takie imię nadała bohaterce jej matka. Zgodnie z przyjętą praktyką już jako piętnastolatka wydana została za mąż za o wiele od siebie starszego muzyka, grającego na harfie Dionizego Wajsa. Dla świata odkrył ją Jerzy Ficowski, z powodów politycznych zmuszony po wojnie ukrywać się wśród Cyganów, którym poświęci później pierwszą o nich monografię. W związku z nią oraz publikacją jej wierszy, do której doszło za wstawiennictwem Juliana Tuwima, Papusza ściągnie na siebie oskarżenie o wyjawienie obcym sekretów wspólnoty, wskutek czego dotknie ją i jej rodzinę środowiskowy ostracyzm.
Narracja nie rozwija się chronologicznie, lecz przeplata wciąż różne plany czasowe, układające się jednak w czytelną opowieść. Natomiast mało dowiadujemy się o samej Papuszy jako o człowieku i kobiecie, która rzuciła wyzwanie swojej społeczności już przez sam fakt opanowania umiejętności czytania i pisania. Na dobrą sprawę nie dotykamy jej fenomenu jako pierwszej cygańskiej poetki, a zarazem niezależnej kobiety, mimo że ona sama prawdopodobnie nie miała tego świadomości, ani do tego wprost nie dążyła. W utworze małżonków Krauze, niczym Rublow w filmie Tarkowskiego, jest ona raczej medium, za pośrednictwem którego przywołany zostaje niegdysiejszy świat polskich Cyganów i ich wędrownego życia i to raczej jako romantyczna wizja niż studium środowiskowe, mimo że dialogi nakręcone zostały w ich języku. Niektóre obrazy wydają się być wprost transpozycją tych poetyckich, zwłaszcza te ukazujące doliny rzek i nieprzebyte bory poprzez które wędrowały tabory, a stanowiące najczęściej powracające motywy w jej wierszach. A więc rzeki, „które wędrują" niczym Cyganie, las „będący jej ojcem", a który dostarczył schronienia jej taborowi w czasie hitlerowskich prześladowań, a do których to doświadczeń zdają się nawiązywać wersy jej poezji:
„Przychodzę, byście wszystkich przyjąć chcieli,
żebyście czarnej nocy nie czynili, w biały dzień ".
Czarno-biała taśma zapewnia malarską malowniczość, malowniczość aż do bólu, operującą przede wszystkim grą światłocieni. We wspomnieniu bowiem wszystko bywa upiększone i wyidealizowane („To, co tu opowiadam,/wszystko, wszystko już dawno minęło"). Zapewne przesądza to, iż rzecz sprawia wrażenie rodzajowego oleodruku, nostalgicznego obrazu z dawnych lat, zwłaszcza że akcja rozpoczyna się w 1910 roku, przy czym w charakterze Lublina, gdzie się bohaterka naprawdę urodziła, występuje Kamieniec Podolski, przywołany za sprawą zakola rzeki i górującej nad nią twierdzy. Pojawi się też zamek w Książu jako tło dla przedwojennego występu kapeli ojca Papuszy na balu w arystokratycznej rezydencji.
Malowniczą w tym filmie jest także brzydota zaniedbanych ruder w poniemieckich miasteczkach, gdzie po wojnie osiedlano Cyganów, choć dla wielu z tych, którzy potrafili się przystosować, oznaczało to prawdziwy awans kulturowy i społeczny („Jak kiedyś biedne Cyganiątko,/co dziś znalazło ciepły dom"), dla innych jednak stanowiło oderwanie od korzeni i wydziedziczenie z własnej tradycji, w tym chyba i dla Papuszy, w której jednym z wierszy znalazła się taka oto strofa:
„ Już dawno przeminęła pora
Cyganów, którzy wędrowali.
A ja ich widzę ".
„Papusza". Scen. Reż. Joanna Kos i Krzysztof Krauzowie. Zdj. Krzysztof Ptak i Wojciech Staroń. Muz. Jan Kanty Pawluśkiewicz. Obejrzane 20 listopada w kinie „Mikro" w Krakowie.