W nawiązaniu do książki Jana Rulewskiego Wysoka temperatura pragnę poinformować, że autor myli się w opisie przebiegu konfrontacji bydgoskiej 19 marca 1981 roku. To nie on, ale ja, Jerzy Szulc, w momencie, gdy siły porządkowe przystąpiły do ataku na delegację „Solidarności” zawołałem: „Kobiety do środka!”.
Oto zapis moich zeznań w Prokuraturze Wojewódzkiej 22 kwietnia 1981 roku:
„Praca nad komunikatem (w sprawie wydarzeń w sali WRN) została podjęta a po upływie 15 minut do sali ponownie wkroczyli funkcjonariusze milicji. Komunikat nie był jeszcze dokończony. Po chwili ukończono go jednak. Nasz rzecznik prasowy Jarosław Wenderlich zaczął odczytywać jego treść a potem nastąpiła szybka wymiana podpisów. W tym czasie major ponownie wezwał nas do wyjścia a potem dał znak milicjantom, aby usunęli nas z sali. My w tym czasie skupiliśmy się w rogu sali. Ja krzyknąłem dwukrotnie „Kobiety do środka!”. Tokarczuk powiedział, że Rulewskiego też do środka. Złapaliśmy się pod ręce. Mężczyźni w cywilu zaczęli odrzucać krzesła, aby się do nas dostać. My w tym czasie zaczęliśmy śpiewać Hymn”.
Fakt ten został potwierdzony w filmie operacyjnym nakręconym przez SB. Film ten, z wyraźnym moim okrzykiem, znajduje się w archiwum Telewizji Polskiej.
W 2018 roku podczas spotkania rocznicowego S. Pastuszewski publicznie poinformował, że wśród nas jest Jerzy Szulc, autor okrzyku „Kobiety do środka!”, lecz – obecny wówczas – Jan Rulewski nie zdementował tej informacji.
Wcześniej radość z poznania mnie jako autora okrzyku „Kobiety do środka!”, wyraził publicznie Jacek Federowicz. J. Rulewski również zamilczał.
Piszę to wszystko nie dla swojej chwały, tylko dla prawdy historycznej.