nie dotrwałeś do czasu w jakim cię potrzebuję
zdolny do miłości pracy szaleństwa i kłamstw
mówiąc że taki jest świat z kolorowych czasopism
albo prenumerowanych komiksów
tak się akceptuje życie jeśli nawet światło
załamie się w szkle jak najbardziej bez skazy
tak się tańczy nad przepaścią wisząc na linie
tak będę cię szukać w nocnych autobusach
gubiących się w tłumie
machać na pożegnanie ekspresowym pociągom
odwiedzającym pusty dworzec
przeklinać nocną eskapadę wracając nad ranem
w poplamionej spódnicy
słuchać jednostajnego monologu zegara
bo jak pies liże rany
widzę ją rozpuszczającą pigułki w alkoholu
zakopaną w pierzynę dla nieistniejących