lubiła ten dzień powszedni
w którym
dłońmi rozłożystymi
niczym skrzydła anioła
wygniatała ciasto pęczniejące
pod lnianą ściereczką
niczym cud
ukryty w łonie matki
w blasku iskier
małych oczu
z błogosławieństwem
formowała bochny na blasze
kiedy
tylko zapach
wypieczonej skórki
zaczął unosić się po izbach
czworo drobiazgu
obsiadało stół
z podłożoną pod nogę cegłą
naprzemiennie wołając
...kiedy mamo no kiedy