mur opuszczonej kamienicy zardzewiały szyld
„repasacja pończoch”. pytam sąsiadkę:
marzec karawan kopyta mielą rozciapane błoto
obchodzę podwórko. może w zdziczałym ogródku
napotkam białą Kizię (wciąż sadowiła się na kolana)
ale utrzymał się tylko szczypior wybujały w niebo
jak stożki nożyków trze oczy
jeszcze przez miesiąc na parapecie osiada
szadź jej niedowidzących oczu grube szkła
śpiew słowiczej mowy w koralikach z drzewa
kowalowca. zjadałyśmy je w drodze ze szkoły
wspinając się na teczkach podłożonych pod nogi
teraz otoczona zmrokiem ciągle dziewczynka
a usta otwierają się same by zapytać o zdrowie
nie dotykać tej bieli nie dotykać. pozostało
czekać