płótno świeci opuszczonym ogrodem. zamarzły drzewa
tylko ja błąkam się po bagnistym brzegu z czasem
zwiotczałym i grubym naskórkiem na dłoniach
szorstkich od płynów do naczyń i detergentów
w polu utleniają się zboża. maki odarte z soków sterczą
jak dzidy w niebo. wiatr targa kosmicznym lotem przestrzeni
nikt nie odpowiada po tamtej stronie przezrocza
najnowszy typ komórki i co? a ty pozwalasz sobie na jakieś
złudzenia zachłannie liżąc ściętą trawę kiedy ziemia aż drga
ciężka od mikroelementów
bezludny świat nie jest światem. to śmierć i sen
polarnego niedźwiedzia. ziemia nie jest ziemią to mogiła
kryjąca ogrody i domy. obsesja pamięci to wielkie oczy
na obrazie nikifora. i pięści zwinięte w motyle
jak wystraszone szczenięta utulam do snu