Niosę w sobie morze gorące o zachodzie; niosę niebo,
Gdy płonie i ryby niosę - ich smutek, chociaż wiatr łzy suszy
A psy liżą jęzorem słonym od potu. Niosę w sobie fale, rozdarte
Blachą kutra, fale - białe prześcieradła wody, które w dłoniach
Niosę niczym dziecko zapłakane, bezbronne; i kłęby powietrza
Białe jak kość.
Obłoki czeszą włosy. Wiatr wspina się na łapy i skamle. Kołysanie
Dzwonów to rozpacz kobiet czekających na powrót łodzi z połowu.
Niosę w sobie ten płacz, z nim obojętność morza, jego nieczułość.
W bazalcie nocy oplatanej siecią pajęczyn, lepkich, niosę ją
Do końca.
Teraz mnie dotknij - niech przejdzie po mnie mrowiem strach,
To zwierzę o trzech głowach. Napełnij mnie, bo niebo gęste
Od widziadeł. Zaśnij we mnie, będę dla ciebie ciepły jak kołyska,
Którą wytoczył wiejski, nieuczony chłopak. Niech nas ogarnie
Czułość wielka jak wodospad, skaczący w dół, na zatracenie,
To zatracenie, które w sobie niosę.