Gdy Ksenofont opuścił ojczyste tereny,
płynął przez greckie morze wyspami usiane
wizję mu przyniósł wicher chmurą rozczochrany,
falą otulony w grzmiące wieńce słone.
Przyszły dziejopis ujrzał o zmierzchu na niebie
dwie chmurne wiedźmy, które powaliwszy olbrzyma,
po długim wspólnym boju, zwróciły ku sobie
dziką nienawiść, bo tak kazała im duma.
Niszczą się wzajemnie jak Sparta i Ateny
po zwycięskim starciu z perską wojny ręką -
pomyślał Ksenofont i przyszłości poznał tony.
Demokracji, tyrani, oligarchii oczy
nie kryły przed nim więcej, że mają głęboką
skazę, której żadna moc ludzka nie zniweczy.