Widziały istnienie, które było, stały u początku.
Przyglądały się czarnej wodzie, prały białe suknie.
Skrzydłami zasłaniały różnym bogom oczy, błądziły
w dymach kartoflisk. Przemijały w locie.
Przychodziły i odchodziły kolejne pokolenia
rycerzy i knechtów, kupców i włóczęgów.
One krążyły nad wodą czerwoną od krwi,
krzykiem zszywały niebo pocięte ranami.
Jadły rybę z solą, piły wino z winnic i ogrodów,
stad dzioby bielone świątecznie, ośnieżone mgłą.
Mewy – pewne tego, że wszystko i tak minie,
a to co jest – przepadnie ludzkiej niepamięci.
- Eugeniusz Koźmiński
- "Akant" 2010, nr 8
Eugeniusz Koźmiński - Mewy
0
0